Ustępujący rząd planował przyjąć aktualizację strategii energetycznej do 2040 r. Nie udało się za sprawą sprzeciwu Solidarnej Polski, jednego z koalicjantów Zjednoczonej Prawicy. Za nowelizację będzie chciał zabrać się nowy rząd. Koalicja partii, która będzie współtworzyć nowy rząd – zanim jeszcze objęła ster – zaproponowała poselski projekt nowelizacji ustawy o mrożeniu cen energii, zwanej ze względu na liczbę zmian także małą nowelizacją prawa energetycznego.
Mrożenie cen i jego koszt
Grupa posłów KO i Polski 2050–Trzeciej Drogi złożyła w Sejmie projekt ustawy zakładającej zamrożenie cen prądu, gazu i ciepła dla gospodarstw domowych, podmiotów wrażliwych do końca czerwca 2024 r. Założono utrzymanie limitów zużycia dla odbiorców uprawnionych na okres od 1 stycznia do 30 czerwca 2024 r. Limit zużycia po cenie maksymalnej to 1,5 MWh. W tym roku, za okres całych 12 miesięcy, było to 3 MWh. Cena maksymalna za gaz pozostanie bez zmian. Odpis na Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny zostanie utrzymany jedynie w sektorze gazowym, a będzie go płacił Orlen. Stawka to ok. 14 mld zł. Koszt całego systemu mrożenia to ok. 16,5 mld zł.
Obligo giełdowe i wiatraki
Mrożenie cen miało być głównym celem ustawy, ale ujęto tam także zapisy dotyczące przywrócenia obowiązku sprzedaży wytworzonej energii elektrycznej na giełdach towarowych. Projekt zakłada, że wejście w życie przywrócenia obliga giełdowego przewidziano na dzień 1 lipca 2024 r. Wreszcie, przepisy ustawy dokonują zmiany w zakresie wymogu minimalnej odległości elektrowni wiatrowej od zabudowy mieszkalnej oraz parku narodowego. Pierwotnie mowa była o odległości 500 m (obecnie to dziesięciokrotność wysokości wiatraka), jednak w projekcie zaszyto poprawkę, która przyjmuje graniczną minimalną odległość lokalizowania nowych elektrowni wiatrowych od obszarów podlegających ochronie akustycznej, która wynosi 300 m nawet w przypadku turbin wiatrowych cichszych niż 100 dBA. O ile powrót do 500 m nawiązywałby do szerokich konsultacji społecznych, które odbyły się nad tą odległością jeszcze w 2022 r., to ta poprawka całkowicie zaburzałaby wypracowany przed wieloma miesiącami kompromis, od którego odstąpił poprzedni rząd, zwiększając tę odległość do 700 m. Od odległości 300 m i wywłaszczania pod cele publiczne, którymi miały być OZE, dystansuje się także sama branża wiatrowa. – Nie postulujemy i nie będziemy postulować możliwości korzystania z instytucji celu publicznego dla lokalizacji farm wiatrowych – mówi Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Te uproszczenia są przeznaczone dla infrastruktury energetycznej zapewniającej przesył energii elektrycznej i ciepła w Polsce. – Nie ma potrzeby, aby inwestycje w farmy wiatrowe korzystały ze specjalnych praw zarezerwowanych do tego dokładnie dobranego katalogu inwestycji. Zależy nam na pełnym procesie planistycznym z poszanowaniem strony społecznej i lokalnych społeczności – podkreśla Gajowiecki i dodaje, że firmy nadal postulują wprowadzenie minimalnej odległości 500 m od zabudowy mieszkalnej. – To efekt wypracowanego wcześniej kompromisu w szerokim gronie samorządowym i ekologicznym interesariuszy. Dziś nowoczesne turbiny wiatrowe ze względu na oddziaływanie akustyczne nie będą lokalizowane bliżej niż 500 m od domów. Kierowanie się parametrem hałasu farmy wiatrowej oznaczać będzie w praktyce realizację inwestycji na poziomie 500–700 m, czyli z zachowaniem już wcześniej wypracowanego kompromisu – dodaje.
Przyszła koalicja rządząca ustami – jak wszystko na wskazuje – przyszłej minister klimatu i środowiska Pauliny Hennig-Kloski zapowiedziała autopoprawkę do projektu ustawy, która doprecyzowuje tę odległość i będzie to 500 m od zabudowań bez możliwości wywłaszczeń.