[b]W ciągu ostatnich trzech miesięcy z zasiadania w zarządzie spółki zrezygnowali prezes Dariusz Małaszkiewicz i wiceprezes Henryk Feliks. Równocześnie pan, główny akcjonariusz spółki, pozostający do tej pory nieco w cieniu, zdecydował się stanąć na czele zarządu. Czy akcjonariusze powinni szukać drugiego dna w tym ciągu zdarzeń?[/b]
Absolutnie nie. Nie łączyłbym tych dwóch rezygnacji – o ile w wypadku Henryka Feliksa możemy mówić o pewnych różnicach zdań na temat sposobu zarządzania Gantem, o tyle rezygnacja Dariusza Małaszkiewicza miała podłoże czysto zdrowotne. To, że rada nadzorcza zdecydowała się powołać mnie na stanowisko prezesa spółki, nie oznacza, że działo się w niej coś złego. Sytuację w firmie oceniam jako bardzo dobrą, jeżeli jednak okaże się, że zmiany w zarządzie ją jeszcze polepszą, pozostanie nam się tylko z tego cieszyć.
[b]Jako wiceprezes Ganta kierował pan działem sprzedaży i marketingu. Objęcie przez pana funkcji prezesa zostało odebrane jako wskazanie nowego priorytetu dla spółki – maksymalizacji sprzedaży mieszkań.[/b]
Dotychczasowa polityka rozwoju będzie kontynuowana, ale to prawda, że chcemy położyć większy nacisk na osiągnięcie jak najlepszych wyników sprzedażowych w segmencie mieszkaniowym. Uruchamiamy coraz to nowe inwestycje, pojawiliśmy się na trudnym warszawskim rynku. Wszystko to wzmaga presję na wyniki sprzedaży, której, do tej pory, udało nam się sprostać.
Nie ukrywam, że jako prezes będę chciał postawić na jakość produkowanych przez Ganta mieszkań. Nie mieliśmy z tym do tej pory problemów, jednak wychodzę z założenia, że jako firma ze stosunkowo krótką historią działalności na większości rynków, na których dziś jesteśmy obecni, wciąż musimy pracować nad rozpoznawalnością naszej marki.