Stocznia może produkować skomplikowane elementy tego typu (np. przęsła mostów – red.) – tłumaczy Krzysztof Kosiorek-Sobolewski, prezes Zrembu-Chojnice. – Można na nich wypracować większe marże niż w przypadku prostych konstrukcji – dodaje. Zarząd twierdzi, że za transakcją przemawiały też: atrakcyjna cena (5,75 mln zł) i dostęp do Wisły, którą można transportować towar do Gdańska, gdzie Zremb wysondował już rynek.

Kupno zostanie sfinansowane mniej więcej w połowie środkami własnymi, resztę pieniędzy Zremb pożyczy od banków. Według zarządu, w najbliższym czasie nie będzie potrzeby, by dodatkowo inwestować w tczewską firmę. – Zakład nie będzie raczej wymagał nakładów. Maszyny, które posiada, wystarczą do bieżącej działalności – informuje szef Zrembu.

W stoczni nie zostanie wygaszona budowa statków. – Firma, mimo że była przez ostatnie lata w upadłości, utrzymywała produkcję. Ma stałą grupę klientów, cenne know-how, szczególnie jeśli chodzi o budowę holowników – tłumaczy prezes Kosiorek-Sobolewski. Zastrzega jednak, że w branży stoczniowej panuje kryzys, co powoduje, że rentowność tej działalności jest niska.

Zarząd Zrembu nie chce prognozować, w jakim stopniu zakup zakładu zwiększy obroty grupy. – Historycznie stocznia miała 15–20 mln zł sprzedaży rocznie. Więcej będę mógł powiedzieć za 6–12 miesięcy, bo na razie trwają rozmowy z potencjalnymi kontrahentami – mówi prezes. Dla porównania: skonsolidowane obroty Zrembu-Chojnice to ok. 30–40 mln zł rocznie.

Drugi kwartał był lepszy do giełdowej spółki niż dwa ostatnie, kiedy miała ona spore straty. Według zarządu, widać ożywienie na rynku. – Dostajemy sporo zapytań, ale staramy się odpowiadać tylko na te najbardziej opłacalne – mówi prezes Kosiorek-Sobolewski.