Parę dni temu na łamach „Parkietu" pisaliśmy, że ten rok dla sektora bankowego może być pod względem wyniku netto najgorszy od 2003 r., gdy zysk wyniósł tylko 2,3 mld zł. Choć niewiadomych wciąż jest dużo (głównie dotyczą skali wzrostu odpisów kredytowych), to przyszły rok, wbrew temu, co zakłada rynek, wcale nie musi przynieść istotnego odbicia.
Kluczowy wpływ rezerw na wyniki
– Trudno się spodziewać, aby pod względem wyników rok 2021 był dla sektora bankowego lepszy niż bieżący. Pogorszenie jakości portfela uwidoczni się zapewne dopiero na przełomie tego i kolejnego roku, a to w konsekwencji pociągnie za sobą wzrost kosztów ryzyka. Poza tym, jeśli niskie stopy procentowe NBP zostaną utrzymane, to będą one oddziaływać negatywnie przez cały 2021 r., podczas gdy w tym roku ten wpływ jest ograniczony do dwóch–trzech kwartałów – mówi Rafał Kozłowski, wiceprezes PKO BP.
Do presji na wyniki przyczynią się też słabsze przychody: niższe stopy wpłyną nie tylko na zyski z kredytów, zapadać będą też stałoprocentowe obligacje, a zastępujące ich w bilansach banków papiery dłużne będą miały niższy kupon. Jednak większym problemem wydają się odpisy kredytowe. Ekonomiści obawiają się, że może się on objawić właśnie w przyszłym roku, bo teraz firmy są „na kroplówce" z tarczy finansowej PFR, który do tej pory przekazał im już ponad 30 mld zł, są też wakacje kredytowe. Pomoc ma swoje granice, kiedyś się skończy i trzeba będzie wrócić do działania bez wsparcia, a do tego oddać część środków z PFR, bo tylko do 75 proc. może być umorzona, i to pod pewnymi warunkami, a do tego zapłacić podatek od części umorzonej. Obawiam się momentu odcięcia tej kroplówki, wtedy mogą się pojawić poważniejsze opóźnienia w spłacie kredytów przez firmy. Z ich sytuacją powiązana jest sytuacja gospodarstw domowych. Firmy muszą zachowywać zatrudnienie, aby uzyskać subwencje z PFR, co działa jako tarcza osłonowa dla rynku pracy, więc realny problem z pracą i spłatą kredytów może przypaść właśnie na kolejne kwartały i przyszły rok, gdy zakończą się rządowe programy wsparcia. Jeśli konsumpcja i inwestycje nie ruszą, będą zwolnienia. To przełoży się na wysokie odpisy i spowoduje, że przyszły rok dla banków może być podobny do tego lub gorszy niż ten.
Ze średniej prognoz z ostatnich raportów analityków wynika, że łączny zysk netto ośmiu banków z GPW spadnie w tym roku o 42 proc., do 7,1 mld zł, a w przyszłym urośnie o 25 proc., do 8,9 mld zł. Wiele wskazuje, że to może być zbyt optymistyczny scenariusz, ale trudno o precyzyjne prognozy, biorąc pod uwagę liczbę niewiadomych i uzależnienie ich od przebiegu pandemii, którego nie znamy i musimy się ograniczyć do przyjęcia pewnych scenariuszy.
– Wychodzenie z kryzysu i powrót do pełnej mocy zazwyczaj w gospodarce nie przebiegają w postaci odbicia typu V. Efekty wtórne, zmiana nastawienia czy zachowań konsumentów zmieniają się wolniej, stąd wychodzenie z kryzysu trwa zazwyczaj dłużej niż jego początkowy przebieg. Przypomnijmy sobie, ile gospodarkom zajął powrót do dobrej koniunktury po 2008 r. czy 2001 r. i co od wielu lat dzieje się w Japonii. Niskie stopy procentowe wraz z perspektywą ich kolejnego obniżania to niedobra wróżba dla wyników banków, zwłaszcza że możliwości przeniesienia tego na klientów w postaci wyższych opłat i prowizji są ograniczone. Nie jestem jednak całkowitym pesymistą, po tak złym roku, jak zapowiada się bieżący, w przyszłym spodziewałbym się jednak poprawy, o ile nie dojdzie do utrwalenia słabej koniunktury – mówi Marcin Materna, dyrektor działu analiz Millennium DM. Zwraca uwagę na ogromny dodruk pieniędzy przez banki centralne (wypłacane bezwarunkowo zapomogi dla firm czy konsumentów, spodziewa się zwiększenia inwestycji państwowych za pomocą środków finansowanych przez banki centralne), który powinien ustrzec nas przed czarnym scenariuszem, nawet kosztem inflacji (co zrodzi kolejne kłopoty, ale już bardziej długoterminowe). Jedyny problem to, jak słaby będzie 2020 r. i z jaką bazą wejdziemy w kolejny okres.