Podczas gdy w ciągu ostatniego pół roku byłem konsekwentnie optymistą co do losów trendu wzrostowego, teraz widzę, że nad parkietem stopniowo zaczynają się zbierać czarne chmury. Na rynkach zapanował niepokojąco duży optymizm (obrazowany przez wskaźniki takie jak wyniki ankiety Investors Intelligence i odchylenie WIG od 100-sesyjnej średniej). Powiększa się więc lista czynników przemawiających za kilkumiesięczną zadyszką na giełdzie.
Jak przełożyć te czynniki na konkretne decyzje inwestycyjne? Sposób postępowania zależy od przyjętej strategii. Inwestorzy o kontrariańskich poglądach (czyli działający wbrew powszechnym opiniom) mają dużo przekonujących powodów do tego, by ograniczać udział akcji w portfelach. Z ich punktu widzenia duży optymizm na rynkach paradoksalnie zachęca do realizacji zysków, a tym samym zabezpieczenia ich przed potencjalnym przesileniem.
Powodów do pozbywania się akcji nie mają natomiast inwestorzy stosujący strategię podążania za trendem (ang. trend following). Skoro kursy akcji sięgają nowych szczytów, to jest to oznaka siły pozytywnej tendencji. Tymczasem zgodnie z analizą techniczną sygnałem załamania trendu będzie dopiero przebicie poziomu wsparcia. To z kolei wymagałoby solidnej przeceny. Dopóki więc nie dojdzie do niebezpiecznie dużej korekty, inwestorzy podążający za trendem będą mieli portfele wypełnione akcjami.
Czy kierować się siłą trendu czy obawami? Być może rozwiązaniem jest podzielenie portfela na dwie części i stosowanie w ich przypadku różnych strategii. Dywersyfikacja służy przecież ograniczaniu ryzyka.
[srodtytul]Szanse – siła i zasięg trendów często przekraczają najśmielsze oczekiwania[/srodtytul]