[srodtytul]Analiza techniczna – szczyty na rynku małych spółek uwiarygodnione przez nowe maksimum S&P 500[/srodtytul]
„Trend is your friend” (dosł.: „trend jest twoim przyjacielem”) – to często cytowane powiedzenie jest kwintesencją analizy technicznej, a zarazem wskazówką w obecnej sytuacji rynkowej. Zasada działania jest prosta – akcje opłaca się trzymać tak długo, jak długo panuje trend wzrostowy. Definicja trendu wzrostowego jest zaś równie prosta – to układ położonych coraz wyżej szczytów i dołków. Warto zwrócić uwagę, że ta teoretyczna podbudowa nie uwzględnia w żaden sposób słowa „prognoza” – podążanie za trendem nie wymaga przewidywania przyszłości, lecz oparte jest jedynie na reagowaniu na sygnały.
Jak w tym teoretycznym kontekście wygląda obecna sytuacja rynkowa? W ostatnich dwóch tygodniach prym na GPW wiedzie kojarzony z małymi spółkami indeks sWIG80, który najpierw pokonał szczyty ze stycznia 2010 r. oraz z końca sierpnia 2009 r., a potem kontynuował marsz w górę, wspinając się na wysokość najwyższą od ponad 21 miesięcy. Trudno dyskutować w tej sytuacji z faktem, że po okresie półrocznego zastoju trwającego od jesieni kursy małych spółek na nowo znalazły się w trendzie wzrostowym.
Zgodnie z przedstawioną wcześniej teoretyczną koncepcją zamiast poddać się pokusie zaglądania w szklaną kulę w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak może jeszcze urosnąć sWIG80, bardziej rozsądne wydaje się regularne monitorowanie poziomów, których przebicie świadczyłoby o załamaniu trendu wzrostowego. Zgodnie z teorią, aby tendencja stała się spadkowa, kolejne szczyty i dołki powinny być położone coraz niżej. Obecnie by warunek ten był spełniony, musiałoby dojść w pierwszym rzędzie do przebicia dołka z lutego (11 108 pkt), od którego dzieli indeks w miarę bezpieczny dystans (około 10 proc.).
Przebicie styczniowego szczytu przez sWIG80 (a później mWIG40 i WIG) zostało w ostatnich dniach uwiarygodnione przez analogiczne wydarzenia w USA, gdzie indeks S&P 500 powrócił do poziomu sprzed najostrzejszej fazy kryzysu finansowego na jesieni 2008 r. Pytanie, czy w tej sytuacji powodem do obaw jest ociąganie się z atakiem na szczyt indeksu WIG20, który obejmuje przecież zaledwie parę procent wszystkich spółek.