Ostatnie tygodnie przyniosły na warszawskim parkiecie triumf optymistów, którzy zakładali, że silna korekta spadkowa na przełomie stycznia i lutego to jedynie odreagowanie wywołane realizacją zysków, a nie zapowiedź trwałej zmiany trendu. W końcu marca wszystkie główne indeksy GPW znalazły się na poziomach najwyższych w całej historii hossy rozpoczętej w lutym 2009 r.
Nowe rekordy to oczywiście dobra wiadomość dla inwestorów podążających za trendem wzrostowym i wychodzących z założenia, że skoro rynek wyraźnie wskazał kierunek, to nie warto z nim walczyć, lecz raczej przyłączyć się do tendencji zwyżkowej. Niekoniecznie to samo można jednak powiedzieć z punktu widzenia kontrariańskiego (zakładającego działanie wbrew opinii większości). Istnieje bowiem kilka poważnych argumentów skłaniających do obaw co do trwałości trendu wzrostowego.
Inwestorzy i analitycy mają jednak o tyle twardy orzech do zgryzienia, że każdemu z tych pesymistycznych argumentów można przeciwstawić równie poważny kontrargument. Poniżej analizujemy kilka z najbardziej istotnych kwestii mogących prowadzić do sporów na temat perspektyw koniunktury giełdowej.
[srodtytul]Wysoka roczna dynamika indeksów[/srodtytul]
W końcu marca zwyżka WIG-u w ujęciu rok do roku wynosiła 77 proc. Dla inwestorów, którzy rok temu kupowali akcje, jest to rzecz jasna powód do zadowolenia, ale jednocześnie jest to kwestia wywołująca obawy o przyszłość koniunktury na GPW. Tak wysoka dynamika indeksów cechowała bowiem szczytowe fazy poprzednich trendów wzrostowych. Obecna zmiana WIG-u jest znacznie wyższa niż w czerwcu 2007 r. (wówczas wynosiła „jedynie” 63 proc.), kiedy to końca dobiegła najdłuższa hossa w historii warszawskiego parkietu, a wkrótce potem rozpoczęło się równie rekordowe spustoszenie stanu posiadania inwestorów.