Wall Street oczekuje spadku dynamiki produkcji do zera

Zakładając na podstawie historycznych zależności, że amerykańska giełda z czteromiesięcznym wyprzedzeniem dyskontuje punkty zwrotne w przemyśle, trwający od wiosny spadek dynamiki S&P 500 należy odczytywać jako zapowiedź spowolnienia produkcji, a tym samym całej gospodarki

Publikacja: 21.08.2010 08:29

Tomasz Hońdo, Parkiet

Tomasz Hońdo, Parkiet

Foto: PARKIET

W minionym tygodniu inwestorzy mieli do czynienia z wysypem różnorodnych danych makro dotyczących m.in. amerykańskiej gospodarki. Obok kolejnego rozczarowania informacjami o liczbie nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych na uwagę zwracają przede wszystkim wtorkowe dane o produkcji przemysłowej. Sposób ich interpretacji to przykład typowego „szumu informacyjnego”, w którym łatwo umyka całościowy obraz sytuacji.

Przypomnijmy, że wzrost produkcji o 1 proc. w stosunku do czerwca wywołał euforię wśród komentatorów, którzy pośpieszyli z zapewnieniami, że amerykańska gospodarka wcale nie ma się tak źle, jak się obawiano. Zapał wśród inwestorów tymczasem bardzo szybko się wyczerpał. Dlaczego? Być może dlatego, że o ile miesiąc do miesiąca dane faktycznie były miłą niespodzianką, to w ujęciu rok do roku już niekoniecznie. W komentarzach w większości poczytnych amerykańskich portali internetowych trudno było jednak doszukać się informacji o tym, że roczna dynamika produkcji spadła po raz pierwszy od dziewięciu miesięcy i wynosząc 7,7 proc., okazała się najniższa od kwietnia.

[srodtytul]„V” za nami, co teraz?[/srodtytul]

To kolejny odczyt potwierdzający tezę, o której pisałem tydzień temu. Zgodnie z nią rynki akcji od wiosny dyskontują utratę impetu przez ożywienie gospodarcze. Istotne przy tym jest to, na jakim poziomie następuje owa utrata impetu. W warunkach codziennego szumu informacyjnego łatwo stracić z oczu fakt, że w ostatnich kilkunastu miesiącach doszło w USA do gwałtownego odbicia dynamiki produkcji w kształcie „V” – po rekordowym załamaniu na przełomie lat 2008/2009 przyszło równie gwałtowne odbicie, które w kulminacyjnym momencie (kwiecień 2010) wyniosło dynamikę produkcji do poziomu poprzednio notowanego w końcu 1997 r. W kategoriach ciekawostki można traktować fakt, że kiedy w ubiegłym roku rynki akcji ochoczo dyskontowały owe „V” w przemyśle, ekonomiści w większości z przymrużeniem oka patrzyli na możliwość realizacji takiego scenariusza.

Tyle tylko, że obecnie dla rynków ten scenariusz jest już zamierzchłą przeszłością i teraz najwyraźniej dyskontują one już co innego. Nałożenie na siebie rocznej dynamiki produkcji w USA i rocznej dynamiki indeksu S&P 500 sugeruje, że w ostatnich kilkunastu miesiącach rynek akcji z około czteromiesięcznym wyprzedzeniem wyprzedza punkty zwrotne z przemyśle (patrz wykres).

Najpierw było to widać w pierwszej połowie ubiegłego roku – dynamika S&P 500 sięgnęła twardego dna w lutym 2009 r., podczas gdy na to samo w przypadku produkcji trzeba było czekać aż do czerwca (wówczas akcje miały za sobą już pierwszą, najbardziej dynamiczną falę hossy). W tym roku zjawisko się powtarza, tyle że mechanizm działa w drugą stronę – dynamika S&P 500 była najwyższa w lutym, zaś dotychczasowy szczyt dynamiki produkcji został zanotowany w czerwcu. Okres pośredni – od końca lutego do końca czerwca – to dla inwestorów ciągła huśtawka nastrojów i naprzemienne wzloty i upadki kursów.

[srodtytul]Pod koniec roku blisko zera[/srodtytul]

Biorąc pod uwagę fakt, że od lutowego maksimum dynamika S&P 500 się ciągle obniża i obecnie jest najniższa od października ub. r. (ostatnio oscyluje wokół 10 proc., podczas gdy na koniec lutego sięgała 50 proc.), można zakładać, że oznacza to dyskontowanie obniżania się dynamiki produkcji w USA w kolejnych miesiącach. Według takiego prostego modelu można szacować w przybliżeniu, że w okolicach listopada roczna dynamika w przemyśle zbliży się do zera.

Dla serwisów informacyjnych tak kiepskie dane będą wówczas z pewnością powodem do snucia czarnych wizji, ale w tym czasie rynki będą dyskontowały już przyszłość. To, czy ową przyszłością będzie wejście przemysłu w recesję, czy może jednak odbicie lub stabilizacja – tego jeszcze nie wiemy. „Rynek dyskontuje wszystko” – powiedzieliby w tym miejscu zwolennicy analizy technicznej.

Podobnie sytuacja wygląda zapewne, jeśli chodzi o relacje między gospodarką i giełdą w przypadku naszego kraju. Chociaż opublikowane w minionym tygodniu dane z przemysłu są ciągle bardzo dobre (produkcja wyrównana sezonowo urosła w lipcu o 11,3 proc. rok do roku, tylko nieznacznie mniej niż w najlepszym od lat czerwcu – 11,7 proc.), to trwający nieprzerwanie od kwietnia spadek rocznej dynamiki WIG oznaczać może dyskontowanie utraty impetu w przemyśle w III i IV kwartale.

Najbardziej zadyszkę widać w przypadku kojarzonego z wrażliwymi na koniunkturę małymi spółkami indeksu sWIG80 – jego roczna zmiana jest o krok od spadku do zera, podczas gdy w lutym przekraczała 90 proc.

[ramka][b]Analiza techniczna – przy malejącej zmienności czekamy na koniec trendu bocznego[/b]

Ostatnie miesiące na warszawskim rynku akcji przynoszą charakterystyczne zjawisko, jakim jest konsekwentne obniżanie się zmienności notowań. Zobrazujmy to w oparciu o prosty wskaźnik, mierzący średnią bezwzględną (tzn. z pominięciem minusa w przypadku spadków) dzienną zmianę WIG (na zamknięciach) z kolejnych 20 sesji. W czwartek wskaźnik osunął się do 0,55 proc., co jest odczytem najniższym od grudnia 2005 r. Jeszcze w końcu maja, w punkcie kulminacyjnym ostatniej korekty spadkowej, wskaźnik sięgał 1,72 proc. W porównaniu z tym okresem rynek zdecydowanie się więc uspokoił. Kwestii obniżającej się zmienności nie sposób rozpatrywać w oderwaniu od sytuacji technicznej. Kluczowe znaczenie ma tu fakt, że w ostatnich czterech miesiącach wykształcił się średnioterminowy trend boczny (w odróżnieniu od długoterminowego, wielomiesięcznego trendu wzrostowego). Jego górne ograniczenie to kwietniowy rekord hossy (44 078 pkt). Znaczenie tego poziomu potwierdziła ostatnia wyprzedaż akcji w momencie zbliżania się do tej bariery. Dolne ograniczenie trendu bocznego zostało zaś wyznaczone przez punkt kulminacyjny majowego tąpnięcia (39109 pkt).Obniżanie się zmienności wraz z kształtowaniem się trendu bocznego to typowy, książkowy schemat. Teoria analizy technicznej podpowiada też w tej sytuacji, czego należy oczekiwać w dalszej kolejności. Nie sposób co prawda przewidzieć, kiedy trend boczny się skończy, ale z dużym prawdopodobieństwem można zakładać, że wybicie z niego będzie związane ze skokiem zmienności. Obecna sytuacja to przysłowiowa cisza przed burzą. Pytanie, w jakim kierunku dojdzie do owego wybicia. Teoretycznie powinno ono być zgodne z kierunkiem nadrzędnego, długoterminowego trendu wzrostowego, czyli wynieść WIG na nowe maksima jeszcze w tym roku. Zakładając, że skala późniejszej zwyżki będzie adekwatna do szerokości trendu bocznego (prawie 5 tys. pkt), należałoby wówczas spodziewać się skoku WIG do ok. 49 tys. pkt (poziom ostatnio notowany w lutym 2008 r.). Nie należy jednak z góry przesądzać takiego scenariusza. Warto brać pod uwagę także wybicie w dół z trendu bocznego, które mogłoby bez problemu sprowadzić WIG w okolice 34,1 tys. pkt. Być może falę spadkową udałoby się jeszcze w międzyczasie powstrzymać na wysokości lutowego dołka (37 322 pkt). [/ramka]

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?