Strefę euro bez reform czeka gnicie i rozpad

Najbliższy rok może być dla eurolandu równie burzliwy co minione dwanaście miesięcy. Analitycy typują kolejne państwa, które dotknie europejski kryzys zadłużeniowy. Politycy robią zaś zbyt mało, by ratować wspólną walutę

Publikacja: 11.12.2010 02:35

Strefę euro bez reform czeka gnicie i rozpad

Foto: GG Parkiet

Minął rok od wybuchu kryzysu w Grecji, a strefa euro trzeszczy coraz mocniej. Grecja uniknęła w maju bankructwa, korzystając z międzynarodowej pomocy wartej 110 mld euro. To uspokoiło rynki, ale na krótko. Mijały tygodnie i miesiące, a rentowność obligacji państw z peryferii eurolandu biła kolejne rekordy. W listopadzie do przyjęcia 85 mld euro wsparcia została zmuszona Irlandia.

Analitycy wskazują, że na tym się nie skończy. Ich zdaniem w nadchodzących miesiącach po ratunek finansowy do Brukseli mogą się zwrócić Portugalia, Hiszpania a nawet Belgia. Na domiar złego mechanizm pomocy dla Grecji zgrzyta. Słowacja odmówiła udziału w jego współfinansowaniu, Austria groziła zablokowaniem kolejnej transzy pożyczki dla Aten.

Wyraźnie znudzona tymi przepychankami niemiecka kanclerz Angela Merkel, według brytyjskiego dziennika „The Guardian”, groziła w październiku na unijnym szczycie, że Niemcy opuszczą strefę euro. Co prawda biuro prasowe Merkel twierdzi, że to „podłe insynuacje”, ale eksperci coraz częściej wskazują, że Europejska Unia Walutowa może się załamać. To, co dawniej było uważane za absurd i herezję, jest już publicznie dyskutowane.

[srodtytul]Scenariusze rozpadu[/srodtytul]

Co więcej, analitycy wskazują, że prawdopodobieństwo zgonu tego projektu jest dosyć wysokie. Np. RGE Monitor, firma badawcza kierowana przez Nouriela Roubiniego, ekonomistę, który przewidział światowy kryzys, szacuje ryzyko rozpadu strefy euro do końca 2012 r. na 35 proc. W latach 2013–2020 może ono wzrosnąć do 45 proc.

– Ryzyko rozpadu eurolandu w nadchodzących latach może być nawet większe niż 50 proc. Oczywiście wynik końcowy będzie zależał od bardzo wielu czynników, np. tempa wzrostu gospodarczego w USA czy kondycji europejskiego sektora bankowego – mówi „Parkietowi” Ben May, ekonomista z firmy badawczej Capital Economics.

Zdaniem RGE Monitor szanse na to, że euroland w jakiś sposób przeczołga się przez kryzys w mało zmienionej postaci, wynoszą 40 proc. do końca roku 2012 oraz 15 proc. w latach 2013–2020. Prawdopodobieństwo tego, że strefa euro wyjdzie z obecnych turbulencji gospodarczych instytucjonalnie wzmocniona, sięga natomiast 25 proc. oraz 40 proc. Ekonomiści RGE Monitor opracowali wiele scenariuszy rozwoju sytuacji w strefie euro.

Zarówno mówiących, że Niemcy opuszczą euroland (prawdopodobieństwo 2 proc. w latach 2010–2012 oraz 3 proc. w latach 2013–2020), jak i wskazujących na to, że ze strefą euro pożegna się tylko Grecja, a inne kraje z peryferii zdołają przeprowadzić bolesną konsolidację fiskalną (20 proc. ryzyka w całym analizowanym okresie). Wskazują oni, że plan „A” europejskich decydentów przewidujący kontynuację obecnej polityki nie może doprowadzić do długoterminowej stabilizacji w eurolandzie, nawet jeśli ustabilizuje sytuację na kilka lat. W ostateczności więc albo strefa euro zostanie gruntownie zreformowana, albo się rozpadnie.

– Nie zapominajmy o tym, że obecny fundusz ratunkowy dla eurolandu został zaprojektowany po to, by zmniejszyć prawdopodobieństwo kryzysu związanego z długiem publicznym i deficytami budżetowymi. Dalsze problemy dotyczące przywracania wzrostu gospodarczego mogą spowodować powrót ryzyka związanego z wypłacalnością państw i płynnością na rynkach. Będzie się to łączyć z koniecznością udzielenia rządom większej pomocy finansowej, przeprowadzenia głębszych cięć fiskalnych oraz będzie niosło za sobą poważniejsze implikacje polityczne – głoszą analitycy RGE Monitor.

Na problemie zadłużenia sprawa zresztą się nie kończy. W ciągu ostatniego roku wielu ekonomistów nagle zaczęło dostrzegać wady konstrukcyjne strefy euro. Przede wszystkim to, że polityka monetarna ustalana przez Europejski Bank Centralny we Frankfurcie nie jest odpowiednia dla wszystkich państw eurolandu. Przed kryzysem niskie stopy EBC sprzyjały m.in. powstawaniu baniek spekulacyjnych w Hiszpanii oraz Irlandii. Kraje z peryferii Europy, przystępując do eurolandu, pozbyły się też ważnego narzędzia stymulacji gospodarki, czyli możliwości dewaluowania własnej waluty. Przez ostatnią dekadę straciły przez to na konkurencyjności. Sytuacji nie ułatwiają im Niemcy, opierając wzrost gospodarczy na eksporcie i ograniczając własny popyt wewnętrzny.

Wim Duisenberg, pierwszy prezes EBC, mówił w 1999 r., że wprowadzenie euro zapewni ekonomiczną stabilność, przyspieszy wzrost PKB i doprowadzi do wyrównania gospodarczej nierównowagi pomiędzy państwami Europy. Po 11 latach funkcjonowania wspólnej waluty można ocenić, że cele te są dalekie od realizacji.

Co więcej, różnica między tempem wzrostu PKB świata i eurolandu powiększyła się w ostatniej dekadzie. W latach 2001–2009 wzrost gospodarczy w strefie euro wyniósł średnio jedynie 1?proc. Niemiecka gospodarka, największa w eurolandzie, rosła w tym czasie średnio o 0,5 proc. rocznie. Stopa bezrobocia w strefie, z wyjątkiem lat 2007 i 2008, przekraczała zawsze 8 proc. Czas więc przemyśleć zmiany w architekturze Europejskiej Unii Walutowej.

[srodtytul]Polityczna blokada[/srodtytul]

– Unia potrzebuje strukturalnych zmian, choć politycy robią wszystko, by je opóźnić. Już widzimy, że pewne zmiany już się zaczęły, ale reformy zostały przełożone poza 2013 r. – mówi „Parkietowi” Carsten Brzeski, ekonomista z ING.

Dlaczego akurat 2013 r. jest tutaj kluczową datą? W maju stworzono tymczasowy Europejski Mechanizm Stabilności Finansowej. W ramach niego Unia Europejska oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy wydzieliły 750 mld euro na zapobieganie rozprzestrzenianiu się kryzysu zadłużeniowego po eurolandzie. Fundusz kończy działalność w 2013 r. i przez ten czas udostępnione mu środki mają wystarczyć, by utrzymać stabilność finansową w Europie. Od 2013 r. ma natomiast zacząć działać stały Europejski Mechanizm Stabilności Finansowej.

Prace nad nim wciąż trwają i wywołują dużo kontrowersji. Pomysły, które mogłyby spodobać się inwestorom (stworzenie wspólnych obligacji dla całej strefy euro oraz inne działania prowadzące do przemiany eurolandu w unię fiskalną), są torpedowane przez Niemcy. Natomiast idee, które forsuje Berlin, wprawiają w niepokój rynki. Np. kryzys w Irlandii uległ zaognieniu po tym, gdy kanclerz Merkel powiedziała, że inwestorzy będą w przyszłości ponosić koszty ratowania krajów strefy euro przed bankructwem. Czyli że jeśli po 2013 r. kupią greckie obligacje, to muszą się liczyć, że mogą nie dostać z powrotem wszystkich zainwestowanych w nie pieniędzy. Niby oczywistość, ale rynki nie lubią, jak się im o niej przypomina...

– Jesteśmy w sytuacji, w której powinno zostać określone, w jakim kierunku pójdzie strefa euro. Czy np. stanie się unią fiskalną. Każde rozwiązanie przyjęte przez decydentów ma jednak negatywne konsekwencje. Zacieśnienie integracji fiskalnej byłoby trudne do zaakceptowania dla niemieckiego podatnika, który ponosiłby dużą część kosztów pomocy dla innych państw eurolandu. Jeśli nie powstanie unia fiskalna, to trzeba będzie zaakceptować możliwość restrukturyzacji zadłużenia krajów strefy euro. To jednak rodzi nowe problemy. Rządy, Europejski Bank Centralny oraz Komisja Europejska spychają na siebie nawzajem odpowiedzialność – wskazuje Brzeski.

[srodtytul]Sporny mechanizm[/srodtytul]

Brak wypracowanego kompleksowego rozwiązania dla kryzysu zadłużeniowego unijnych decydentów krytykuje również Dominique Strauss-Kahn, dyrektor zarządzający MFW. – Niedobre jest szukanie rozwiązania dla każdego kraju z osobna. Kryzys zaczął się przecież od konkretnych banków w USA, później przeniósł się na inne i na następne, później uderzył w Lehman Brothers i musieliśmy wówczas powiedzieć amerykańskiemu rządowi, że jego metoda podchodzenia do każdego takiego przypadku odrębnie nie jest właściwa. Banki to oczywiście nie kraje, ale istnieje dużo podobieństw w tej sytuacji – twierdzi Strauss-Kahn.

Na poniedziałkowym szczycie unijnych ministrów finansów w Brukseli szef MFW próbował namówić europejskich polityków do powiększenia Europejskiego Mechanizmu Stabilności Finansowej (przeznaczonego na ratowanie państw strefy euro przed bankructwem) ponad wygospodarowane w maju 750 mld euro. Jego propozycja spotkała się silną opozycją Niemiec i wobec tego upadła.

To może źle wróżyć stabilności strefy euro, gdyż istnieje ryzyko, że fundusz może zbyt wcześnie się wyczerpać. – Prawdziwym problemem jest to, że Hiszpania może się okazać zbyt duża, by móc ją uratować – powiedział „Parkietowi” Nouriel Roubini na konferencji ING w Pradze w listopadzie. Według wyliczeń Capital Economics, by uratować Hiszpanię, potrzebne będzie nawet 450 mld euro. Jeśli wcześniej w kłopoty wpadnie Portugalia, może na to nie starczyć pieniędzy w funduszu.

Funkcjonowanie dotychczasowego mechanizmu może również napotkać przeszkodę w postaci wyroku niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe. Bada on, czy funkcjonowanie Europejskiego Mechanizmu Stabilności Finansowej jest zgodne z unijnym i niemieckim prawem. Wyrok ma zapaść w lutym. – Mało prawdopodobne jest, że trybunał uzna fundusz za nielegalny. Raczej określi go jako działanie awaryjne, potrzebne, by ratować euro. Sędziowie wskażą jednak prawdopodobnie rządowi, by powstrzymał się w przyszłości od takich akcji jak ratowanie Grecji, dopóki nie zostaną zmienione traktaty europejskie, tak by zapewnić pomocy podstawę prawną – mówi „Parkietowi” Katinka Barysch, analityczka z londyńskiego Centre for European Reform.

Niemcom zależy więc, by w ramach połowicznych reform strefy euro szybko zmienić traktat lizboński, tak by możliwym stało się stworzenie w 2013 r. stałego mechanizmu antykryzysowego. Jest to ryzykowne, gdyż wymaga akceptacji wszystkich 27 państw Unii, co zajmie co najmniej rok. A dotychczas kraje Wspólnoty nie zdołały stworzyć spójnej koncepcji tego mechanizmu.

[srodtytul]Argentyński scenariusz[/srodtytul]

Europejski kryzys fiskalny jest wciąż daleki od zakończenia i może również w przyszłym roku dać się we znaki rynkom. Część inwestorów spośród tych, którzy w porę wycofali się z Argentyny przed jej bankructwem w 2001 r., teraz spodziewa się niewypłacalności kilku państw strefy euro. I nic dziwnego. Powody argentyńskiego bankructwa były podobne do przyczyn kłopotów fiskalnych Grecji. Waluta Argentyny była sztywno powiązana z dolarem w czasie, gdy kraj szybko się zadłużał, a waluty sąsiednich państw traciły na wartości (co uderzało w konkurencyjność argentyńskiej gospodarki).

Jednak dług publiczny Argentyny wynosił w 2001 r. jedynie 62 proc. PKB. Dług Grecji wyniósł w 2009 r. 127 proc. PKB, a w przyszłym roku, mimo konsolidacji fiskalnej, sięgnie 150 proc. PKB– Przed końcem przyszłego roku dojdzie przynajmniej do jednego przypadku restrukturyzacji zadłużenia państwa strefy euro. Grecja, Hiszpania i Portugalia mogą w przyszłości porzucić wspólną walutę – twierdzi Jonathan Binder, dyrektor inwestycyjny w amerykańskim Consilium Investment Management.

– Bądźcie ostrożni w stosunku do euro. Kryzys zadłużeniowy może jeszcze się rozlać. Portugalia prawdopodobnie pójdzie w ślady Grecji oraz Irlandii, korzystając z unijnej pomocy. W ciągu pięciu lat niektóre kraje mogą opuścić strefę euro – przewiduje Mohamed El-Arian, prezes PIMCO, największego funduszu obligacyjnego świata. To samo mówi szef RGE Monitor. – Jeśli jednak irlandzki rząd nie wykona ogromnej pracy?prowadzącej do naprawy finansów publicznych, to być może za dwa lub trzy lata Irlandia będzie musiała restrukturyzować swoje zadłużenie. To samo czeka Grecję. W jej przypadku pytanie nie brzmi jednak „czy?”, ale raczej „kiedy?” się to stanie – powiedział „Parkietowi” Roubini.

Choć wielu analityków wróży eurolandowi rozpad, strefa jeszcze się rozszerza. 1 stycznia 2011 r. unijną walutę przyjmie Estonia. Dalszych kandydatów do akcesji nie widać. Czeski premier Petr Necas słusznie bowiem twierdzi, że planowanie wejścia do eurolandu byłoby w obecnej sytuacji głupotą. Coraz częściej można też usłyszeć, że jeśli Europejska Unia Walutowa się nie zreformuje, rozszerzenie strefy o Estonię okaże się z czasem przedśmiertną drgawką wielkiego projektu. Decydenci w Brukseli są zapewne tego świadomi, ale jak uczy historia, świadomość istnienia zagrożenia niekoniecznie prowadzi do zwycięstwa.

[ramka][b]Scenariusze dla strefy według firmy Roubiniego[/b]

[b]Niemcy/Północ wychodzą[/b]

2 proc. ryzyka do końca 2012 r. i 3 proc. ryzyka w latach 2013–2020. Ten scenariusz jest mało prawdopodobny, gdyż Niemcy straciłyby dużą część korzyści z funkcjonowania wspólnego rynku w strefie euro. Nowa marka szybko by się umocniła, co uderzyłoby w niemieckich eksporterów. Instytucje finansowe ryzykowałyby zaś odpisy na aktywach z peryferii eurolandu.

[b]Grecja się poddaje, a za nią reszta peryferii [/b]

Ryzyko: 12 proc. do końca 2012 r. i 20 proc. w latach 2013–2020. Jeśli wzrost gospodarczy na peryferiach strefy będzie przez dłuższy czas rachityczny, mogą one porzucić euro, by odzyskać część konkurencyjności i zmniejszyć swój dług, nawet kosztem wyższej inflacji.

[b]Grecja bankrutuje i wychodzi, reszta peryferii zaciska pasa[/b]

Ryzyko: 20 proc. do końca 2012 r. i 20 proc. w latach 2013–2020. Restrukturyzacja długów nie przywróci Grecji konkurencyjności, ale może skłonić Ateny do opuszczenia strefy euro.

[b]Kraje eurolandu współpracują, by słabe ogniwa odeszły[/b]

Ryzyko: 1 proc. do końca 2012 r. i 2 proc. w latach 2013–2020. Małe szanse ze względu na wyraźne zapisy w traktatach europejskich dotyczące wychodzenia ze strefy euro.

[b]Czasowe problemy, nikt nie bankrutuje, nikt nie odchodzi[/b]

Szanse: 10 proc. do końca 2012 r. i 5 proc. w latach 2013–2020. W taki scenariusz zdają się wierzyć europejscy decydenci. Niestety inwestorów on nie przekonuje.

[b]Grecja restrukturyzuje dług, nikt nie odchodzi [/b]

Szanse: 30 proc. do końca 2012 r. i 10 proc. w latach 2013–2020. Scenariusz preferowany przez wielu analityków, niestety zależny od takich czynników jak np. tempo wzrostu niemieckiej gospodarki. Sprzyjać mu może osłabienie euro, które pozwoli krajom peryferii odzyskać część konkurencyjności.

[b]Bruksela przezwycięża ograniczenia związane z suwerennością narodową i ratuje stabilność strefy euro [/b]

Szanse: 20 proc. do końca 2012 r. i 25 proc. w latach 2013–2020. Właściwa polityka unijnych decydentów, np. stworzenie wspólnych obligacji dla całej strefy euro, lepsze zarządzanie ryzykiem, zmniejszanie nierównowagi gospodarczej wewnątrz eurolandu, może powstrzymać kryzys zadłużeniowy. Oczywiście będzie to wymagało trudnych kompromisów i wzmocni unijną biurokrację kosztem państw narodowych.

[b]Głębsza integracja fiskalna w strefie euro, dokończenie budowy optymalnej unii walutowej[/b]

Szanse: 5 proc. do końca 2012 r. i 15 proc. w latach 2013–2020. Ten scenariusz będzie wymagał tytanicznej pracy Brukseli i rządów narodowych. M.in. podjęcia takich trudnych decyzji jak uelastycznienie rynku pracy wewnątrz eurolandu, dostrojenia do siebie cykli gospodarczych w poszczególnych krajach strefy itp. Realizacja tego scenariusza może jednak sprawić, że Europejska Unia Walutowa zacznie prawidłowo funkcjonować.[/ramka]

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?