Minął rok od wybuchu kryzysu w Grecji, a strefa euro trzeszczy coraz mocniej. Grecja uniknęła w maju bankructwa, korzystając z międzynarodowej pomocy wartej 110 mld euro. To uspokoiło rynki, ale na krótko. Mijały tygodnie i miesiące, a rentowność obligacji państw z peryferii eurolandu biła kolejne rekordy. W listopadzie do przyjęcia 85 mld euro wsparcia została zmuszona Irlandia.
Analitycy wskazują, że na tym się nie skończy. Ich zdaniem w nadchodzących miesiącach po ratunek finansowy do Brukseli mogą się zwrócić Portugalia, Hiszpania a nawet Belgia. Na domiar złego mechanizm pomocy dla Grecji zgrzyta. Słowacja odmówiła udziału w jego współfinansowaniu, Austria groziła zablokowaniem kolejnej transzy pożyczki dla Aten.
Wyraźnie znudzona tymi przepychankami niemiecka kanclerz Angela Merkel, według brytyjskiego dziennika „The Guardian”, groziła w październiku na unijnym szczycie, że Niemcy opuszczą strefę euro. Co prawda biuro prasowe Merkel twierdzi, że to „podłe insynuacje”, ale eksperci coraz częściej wskazują, że Europejska Unia Walutowa może się załamać. To, co dawniej było uważane za absurd i herezję, jest już publicznie dyskutowane.
[srodtytul]Scenariusze rozpadu[/srodtytul]
Co więcej, analitycy wskazują, że prawdopodobieństwo zgonu tego projektu jest dosyć wysokie. Np. RGE Monitor, firma badawcza kierowana przez Nouriela Roubiniego, ekonomistę, który przewidział światowy kryzys, szacuje ryzyko rozpadu strefy euro do końca 2012 r. na 35 proc. W latach 2013–2020 może ono wzrosnąć do 45 proc.