Co prawda w tych kwartałach, w których doszło do krachów, spowolnienie gospodarcze było jeszcze nieznaczne (średnio tempo wzrostu PKB obniżało się o 0,5 pkt proc.), ale z czasem pogłębiało się. Rok później dynamika PKB była niższa średnio o 2,9 pkt proc. Innymi słowy, o ile w okresie bezpośrednio poprzedzającym giełdowe załamanie PKB rósł przeciętnie w tempie 6,2 proc., o tyle po roku od kwartału, w którym WIG spadł o 20 proc. od szczytu, tempo PKB słabło średnio do jedynie 2,8 proc.
Oczywiście najbardziej drastycznym przykładem tych zależności były lata 2007–2008. Zniżka WIG o 20 proc. od maksimum hossy została zanotowana w styczniu 2008 roku. Chór ekonomistów zapewniał wtedy, że gospodarka ma się świetnie,?a giełdowe spadki są podyktowane emocjami, skoro w IV kwartale 2007 roku PKB rósł aż o 6,6 proc. Ostatecznie jednak także tym razem giełda sprawdziła się w roli wskaźnika wyprzedzającego koniunkturę. Po roku od tych wydarzeń ekonomiści byli przerażeni skalą?spowolnienia gospodarczego – w I kwartale 2009 r. tempo wzrostu PKB wyniosło 0,4 proc., co oznaczało, że Polska otarła się o recesję.
Chociaż w większości pozostałych analizowanych wypadków spowolnienie ekonomiczne nie było tak drastyczne, to jednak niemal zawsze załamanie kursów akcji trafnie zapowiadało kłopoty gospodarcze. Jedynym wyjątkiem od tej reguły był krach z połowy 2006 roku. Wtedy załamanie giełdowe (które z czasem okazało się chwilowe) nie sygnalizowało jakiegokolwiek spowolnienia, było jedynie przedsmakiem tego, co inwestorów i giełdę czekać miało w kolejnych latach. Przypadek z połowy 2006 roku był o tyle specyficzny, że w odróżnieniu od obecnej sytuacji krach na GPW nie został potwierdzony przez podobną panikę na największych rynkach, np. na Wall Street.
sWIG80 potwierdza regułę
Aby jeszcze pogłębić nasze dociekania, na warsztat wzięliśmy inny giełdowy indeks – sWIG80. Jest wart uwagi nie tylko z tego względu, że ostatnio to właśnie małe spółki były najbardziej pogrążane przez falę spadkową, ale też dlatego, że są one teoretycznie najbardziej wrażliwe na aktualną, a przede wszystkim oczekiwaną, kondycję gospodarki. Jeśli chodzi o ten cechujący się silniejszymi trendami indeks warto wziąć pod uwagę historyczne zniżki nie o 20 proc. (jak w wypadku WIG), lecz o 30 proc. od szczytu hossy (ostatnio także ten pułap został przekroczony).
Dotychczas w całej giełdowej historii sWIG80 (oraz jego poprzednika – indeksu WIRR) taka sytuacja miała miejsce trzy razy – w maju 1998 roku, czerwcu 2001 roku oraz listopadzie 2007 roku. Jak widać, daty te tylko częściowo pokrywają się z czasem, w którym WIG rozpoczynał bessę, co może dodatkowo wzbogacić naszą analizę. Niestety także tutaj trudno dopatrzyć się optymistycznych sygnałów. Tempo wzrostu PKB obniżyło się średnio z 4,7 proc. (w kwartale poprzedzającym krach) do 2,7 proc. rok później i 2,8 proc. po roku od załamania się indeksu. Niemal identyczne spowolnienie gospodarcze zanotowano w dwóch z tych trzech przypadków (lata 1998 i 2007), kiedy dynamika PKB runęła z 6,6 proc. do 3,2–3,5 proc. Specyficzna (i mało porównywalna z obecnymi realiami) była sytuacja z 2001 roku. Wówczas rozłożony w czasie spadek indeksu małych spółek o 30 proc. od szczytu dyskontował?nie tyle nagłe spowolnienie?gospodarcze, ile utrzymanie się słabych odczytów ekonomicznych w kolejnych kwartałach.
Gospodarka pod presją
Analiza ta prowadzi więc do jednoznacznego wniosku – rynek oczekuje poważnego obniżenia się tempa wzrostu gospodarczego w naszym kraju w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy. Podobnie jak kiedyś w podobnych wypadkach źródłem tego niekorzystnego zjawiska będzie zapewne pogorszenie się koniunktury na świecie. Także spadek amerykańskiego indeksu S&P 500 o niemal 20 procent od rekordów hossy sugeruje, że i tam inwestorzy obstawiają coraz bardziej ponury scenariusz rozwoju wydarzeń w gospodarce, a takiej presji polska gospodarka nie mogłaby się oprzeć. Zresztą są także czynniki wewnętrzne, które sprzyjają osłabieniu ekonomicznemu. Rynkowe koszty pieniądza (mierzone trzymiesięczną stawką Wibor) są najwyższe od początku 2009 roku.