Mamy za sobą jedne z najgorszych dwóch tygodni w dziejach polskiego rynku akcji. Przecena w pierwszej połowie sierpnia miała taką siłę, jaką możemy obserwować niezwykle rzadko. Najważniejsza lekcja? Gracze powinni wiedzieć i pamiętać, że taki „sztorm" od czasu do czasu naprawdę się zdarza, nie tylko w legendach, które opowiadają sobie starzy wyjadacze. Planując obecność na rynku, należy uwzględniać możliwość pojawienia się takich silnych ruchów cen.
Przyznam, że zawsze gdy przeglądam wykresy indeksów obejmujące notowania w tych szczególnych chwilach, pocieszam się, że żaden z takich przypadków nie powinien być niespodzianką. Jest to raczej konsekwencja wcześniejszego przebiegu wydarzeń. Innymi słowy, rynek wcześniej przygotowuje się do takiej możliwości, co pozwala uniknąć strat, a nawet na takiej dynamicznej zmianie cen zarobić. Dotyczy to także pierwszy dwóch tygodni sierpnia tego roku. Najważniejszą zaletą rynków instrumentów pochodnych jest przecież możliwość zarabiania na spadku cen. Gdy świat mediów skupiony na rynku kasowym lamentuje nad stratami, jakie ponieśli właściciele akcji, bez zbędnego rozgłosu zyski kasują ci, którzy wcześniej odpowiednio się ustawili na kontraktach terminowych.
Przewidzenie takiego ruchu cen jest mało prawdopodobne. To zresztą wynika z samej definicji. Ruch jest dynamiczny wtedy, gdy jest zaskakujący dla większości uczestników rynku. Gdyby wielu potrafiło taki scenariusz przebiegu notowań przewidzieć, to potencjał ruchu byłby mniejszy. Tu dochodzi inny pocieszający fakt. By na rynku osiągnąć zyski, nie trzeba posiadać kryształowej kuli ani „przewidzieć", że takie załamanie rynku nadejdzie. Jak już wspomniałem, żadne z załamań rynkowych nie pojawia się nagle. Rynek już wcześniej wysyła sygnały, które, jeśli nie ostrzegają przed samym załamaniem, to?przynajmniej pozwalają zająć odpowiednią pozycję.
Nie próbujmy wyprzedzać rynku
Nie inaczej było i tym razem. Te dwa dynamiczne tygodnie nie pojawiły się przecież tuż po wyznaczeniu rekordu trendu wzrostowego, ale są częścią ruchu, który trwa kilka miesięcy. W ciągu tych miesięcy rynek wysłał wiele sygnałów, które sugerowały uzyskanie przewagi przez podaż. Wprawdzie krótko przed załamaniem istniała możliwość, że pojawi się sygnał wzrostu, ale ostatecznie go nie było. Mamy więc kolejną nauczkę. Nie próbujemy zachowania rynku wyprzedzać, bo może mieć to dla nas poważne konsekwencje.
Opisana sytuacja pokazana jest na wykresie 1. Przedstawia on małą konsolidację, jaka pojawiła się pod koniec lipca. Sytuacja rynkowa była niepewna. Tę konsolidację można było odebrać jako próbę powrotu do trendu wzrostowego. Tym bardziej że zbiegło się to w czasie z uzgodnieniem sposobu wsparcia dla Grecji oraz negocjacjami w sprawie podniesienia limitu zadłużenia w USA. Jednak nawet zapominając o czynnikach okołorynkowych, kształt wykresu przypominał powstającą formację podwójnego dna. Oba dołki budowane były całkiem ładnymi białymi świecami, co wskazywało, że istnieje szansa na wybicie i pojawienie się w efekcie samej formacji. Wprawdzie te ładnie wyglądające świece pojawiały się w trakcie sesji, które nie były specjalnie mocne, ale gdyby doszło do pokonania szczytu znajdującego się między tymi dołkami, formacja by się wypełniła, co zakończyłoby fazę spadków, a pewnie dla części graczy byłoby przesłanką zagrania na zwyżkę. Tym bardziej że wskaźniki krótkoterminowe (na wykresie, dla przykładu, pokazano przebieg wskaźnika CCI liczonego dla 14 sesji) także dawały do zrozumienia, że jest możliwość pojawienia się wzrostu.