Protesty na Wall Street:? chciwi konsumenci przeciwko chciwym bankierom

Czy protesty przeciwko „chciwym bankierom” to sygnał zbliżającego się wybuchu, który może doprowadzić do rewolucyjnych zmian w społeczeństwie i gospodarce? Biorąc pod uwagę, kto uczestniczy w demonstracjach „oburzonych” – wątpliwe

Aktualizacja: 24.02.2017 06:05 Publikacja: 22.10.2011 07:32

fot. bloomberg

fot. bloomberg

Foto: Archiwum

Znajomy student przeprowadził się do Berlina. Wynajął mieszkanie ze swoimi rówieśnikami, również studentami: Niemką, Holendrem, Hiszpanką i Francuzką. Jak na żaków przystało, każdy starał się ograniczać wydatki: część jeździła rowerem, część przemieszczała się pieszo, do galerii i muzeów wybierali się tylko w dni darmowe (a na wernisażach mogli do woli pić za darmo dobre wino). Beztroskie życie co pewien czas było jednak przerywane:?Holender musiał wyjechać na trzytygodniowy rejs jachtem z rodziną. Hiszpanka – z siostrami na all inclusive na Dominikanę. Francuzka – odwiedzić w Bordeaux babcię, której nudziło się samej wśród winnic. Po powrocie wszyscy wybrali się do Madrytu poprotestować na placu Puerta del Sol. Teraz chcieliby osobiście wesprzeć „okupujących Wall Street", nie mogą jednak opuścić zajęć na uczelni, na które pieniądze wykładają ich dobrze sytuowani rodzice.

Przekroczyć własne granice

Dla przeciwników protestów cały ruch „oburzonych" jest zdominowany właśnie przez znudzone dzieci bogatych rodziców. – Problem polega na tym, że wspomniany jacht czy posiadłość w Bordeaux należą do rodziców, a młodsi ludzie też chcieliby mieć na ich kupno perspektywy – zauważa dr hab. Janusz Czapiński, psycholog społeczny. – Porównujemy się do własnych aspiracji, a nie do reszty, często mieszkającej w biedniejszych regionach świata. Tak działa logika masowych ruchów społecznych – dodaje prof. Andrzej Rychard, socjolog.

Może stąd deklaracja Slavoja Žižka, czołowego lewicowego intelektualisty mocno zaangażowanego w protesty na Wall Street, który mówi: „Nie domagamy się wyższych standardów życia. Domagamy się lepszych standardów życia. Jesteśmy komunistami jedynie w takim sensie, że zależy nam na tzw. dobrach wspólnych".

Młodzi ludzie mają przekonanie, że ich awans powinien się dokonać znacznie szybciej niż rodziców. Widzą, jak szybko zmieniają się generacje zaawansowanych technologii. Stwierdzenia „mam już 25 lat i dwa lata doświadczenia zawodowego, a wciąż zarabiam tak śmieszne pieniądze, że nie stać mnie na mieszkanie w centrum, tylko muszę trzy godziny dziennie spędzać na dojazdach", stały się niemal wpisane w dzisiejszą rzeczywistość. Niejeden świeżo upieczony absolwent, bez względu na to, czy kończył studia w Polsce czy Londynie, oczekuje, że szybko kupi co najmniej dwupokojowe mieszkanie z tarasem i dwa razy w roku będzie jeździł na zagraniczne wakacje. W świecie zdominowanym przez recesję, gdy o nawet średnio płatną posadę musi się bardzo postarać, jest tak oburzony, że postanawia wyjść z kolegami na ulicę i protestować.

Puszka Pandory

„Oburzeni" głoszą na transparentach, że w dużym stopniu to chciwość doprowadziła do obecnego kryzysu, a co za tym idzie, społecznych niepokojów, i że należy się zmitygować i zmienić nastawienie. Nie dodają, że to chciwość nie tylko bankierów, ale też zwykłych ludzi, tych samych, którzy teraz gromadzą się na placach. – Na Wall Street wyszli ci, którym zabrano domy, albo którzy stoją przed takim zagrożeniem. Biorąc jednak kredyty, stali się współwinni otwarcia puszki Pandory – zauważa Janusz Czapiński.

„Oburzeni" głoszą, że w dużym stopniu to chciwość doprowadziła do obecnego kryzysu i społecznych niepokojów. Nie dodają, że to chciwość nie tylko bankierów, ale też zwykłych ludzi

Gdyby nie ich chęć kupna trzeciego domu czy wyjazdu na luksusowe wakacje, banki nie miałyby komu dawać ryzykownych kredytów. – „Oburzeni" powinni brać pod uwagę, że chciwość systemu bankowego nakręcona została przez chciwość klientów. Warto byłoby się zatem zastanowić nad naturą kapitalizmu – zauważa prof. Rychard.

Znudzone dzieci bogatych rodziców to jednak tylko pewna część protestujących. Równie wielu wśród wychodzących z transparentami na ulicę, to ci, którzy faktycznie brutalnie odczuli na własnej skórze skutki rozpasania bankierów, a w konsekwencji kryzysu i rosnącego bezrobocia. – Jestem architektem, więc moja sytuacja zawodowa jest chyba najgorsza z możliwych. Nie tylko nie mam szans na znalezienie pracy w kryzysie, ale nawet jeśli kiedyś go przezwyciężymy, w Hiszpanii są tysiące pustostanów. Dopóki nie zostaną sprzedane, nikt nie będzie szukał architektów – mówi mieszkający w Madrycie Paco.

W niewiele lepszej sytuacji jest Lourdes, specjalistka ds. marketingu. Nie mogąc znaleźć pracy w rodzimej Murcii, wyemigrowała do Dublina. Przez rok, który tam spędziła, udało jej się tylko współpracować z fundacją płacącą jej pensję stażystki. Zniechęcona wróciła do Hiszpanii, do domu rodziców. – Czuję się znów jak studentka, choć od obrony dyplomu minęło ponad 10 lat – mówi.

Romantyczni realiści

– Protestujący są wciąż na etapie artykułowania oburzenia. Jeśli przyjdzie do formułowania postulatów, może się okazać, że ruchy w różnych częściach świata nie są tak jednolite, jak to teraz wygląda. Oburzenie jest bardziej integrujące niż konkretne żądania – zwraca uwagę Andrzej Rychard. – Nie wchodzi w grę jednoznaczne odrzucenie kapitalizmu, ponieważ za rogiem czeka negatywna alternatywa, przez dekady ćwiczona w krajach dawnego bloku ZSRR. Pozostaje szukanie innych wariantów kapitalizmu, np. ten szwedzki ma niewiele wspólnego z modelem z USA czy Singapuru – zauważa Andrzej Rychard.

Rozwój sytuacji śledzą obecni przywódcy, część, jak np. demokraci w Stanach, myśli nawet nad wsparciem ruchu. Patrząc na podobne wydarzenia w historii, można wyciągnąć wniosek, że to właśnie zdolność systemów instytucjonalnych do absorpcji protestów i protestujących była miarą ich zdolności przetrwania.

Przyczyną obecnego kryzysu ekonomicznego jest m.in. kryzys w sferze wartości. Etyka jest w finansach na dalekim miejscu za pieniędzmi

Tak było np. z Joschką Fischerem, manifestantem rewolucji 1968 r. I nie należy patrzeć na podobne mariaże jak na „sprzedanie się", co często zarzucają ekstremiści, lecz jak na osiągnięcie consensusu, stworzenie szansy na naprawę systemową.

Odprawa zamiast sumienia

Eksperci są zgodni, że przyczyną obecnego kryzysu ekonomicznego jest także kryzys w sferze wartości. – Korzenie mają charakter systemowy, sfera polityczna się skompromitowała, a proponowane metody walki z kryzysem są obliczone na krótki czas – zauważa dr Rafał Płókarz, wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego oraz Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu.

Bankierzy, zarówno ci na najwyższych szczeblach, jak i szeregowi pracownicy, na razie nic sobie z protestujących nie robią. Pracownicy londyńskiego City nadal chodzą do pracy, traktując manifestujących bardziej jako ciekawostkę niż prawdziwą siłę mogącą zagrozić ich pozycjom. Podobnie działo się dwa–trzy lata temu w USA, gdy prezesi padających banków wypłacali sobie sowite premie. – Etyka jest w finansach na dalekim miejscu za pieniędzmi. Prezes banku ustalający swoje wynagrodzenie i odprawę z właścicielem, jest bardzo zdziwiony, że ktoś z zewnątrz chce kwestionować jego zarobki – zauważa dr Rafał Płókarz.

Dwuetatowcom mówimy „nie"

Inni wskazują jako współodpowiedzialnego za kryzys, ale też za protesty w różnych częściach globu – Internet. – Globalizacja rynku finansowego pozwoliła dokonywać dowolnych transferów w czasie rzeczywistym. Teraz można, i to z zaledwie sekundowym opóźnieniem, śledzić skutki swoich decyzji inwestycyjnych. Polityka pozostała natomiast bardzo lokalna – zauważa Janusz Czapiński. – Zwyczajnie przestała nadążać za światem finansjery. – Nie chcę być czarnowidzem, jednak wydaje mi się, że to nie Europie uda się wydostać z tych ruchomych piasków, lecz Indiom, Brazylii, Chinom – mówi Janusz Czapiński. Mają szanse wybronić się Stany Zjednoczone, przede wszystkim za sprawą swojego kluczowego instrumentu i zasobu – innowacyjnej gospodarki, która będzie mogła konkurować z tygrysami. – Powinniśmy z coraz większą pokorą oswajać się z myślą, że nasza część świata będzie tracić na wartości i nastąpi powolna jej marginalizacja – mówi Janusz Czapiński. Usługi i know-how, w którym wyspecjalizował się Stary Kontynent, będzie łatwo zastąpić.

– Mały odzew na manifestacje w Polsce wynika z dwóch powodów – jeszcze nie skorzystaliśmy z niego na masową skalę, a w naszej gospodarce wciąż nie widać wyraźnego załamania się poziomu życia – zauważa prof. Andrzej Rychard. W Niemczech palą samochody, a my wciąż mamy nadzieję, że będziemy nimi jeździć. Jednak protestujące Warszawa, Gdańsk czy Wrocław są możliwe. Rewolucje nie występują bowiem wtedy, gdy jest obiektywnie najgorzej, tylko wtedy, kiedy odczuwa się spadek dotychczasowego poziomu życia.

Jednak nawet wśród tych, których sytuacja w ostatnich latach bardzo się pogorszyła, nie wszyscy są gotowi na „oburzenie". Irlandczycy mimo drastycznych cięć budżetowych do tej pory zdecydowali się tylko na jedną masową (wzięło w niej udział 50 tys. osób), ale i wybitnie pokojową manifestację. – Mam wrażenie, że to po części wynik wstydu, jaki odczuwają. Przez ostatnie lata wszyscy ich chwalili za rozwój, nazywali celtyckim tygrysem, teraz nastąpiło bolesne załamanie. Jeszcze nie zdążyli się przyzwyczaić, że dobrobyt to stan oczywisty – mówi mieszkający w Dublinie Polak.

W przeciwieństwie do Greków Irlandczycy nie strajkują, ale jedynie wieszają plakaty „no double jobbers" („nie" osobom na dwóch etatach) w ramach swoistej kampanii społecznej przeciwko tym, którzy zabierają miejsca pracy innym.

 

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?