Znajomy student przeprowadził się do Berlina. Wynajął mieszkanie ze swoimi rówieśnikami, również studentami: Niemką, Holendrem, Hiszpanką i Francuzką. Jak na żaków przystało, każdy starał się ograniczać wydatki: część jeździła rowerem, część przemieszczała się pieszo, do galerii i muzeów wybierali się tylko w dni darmowe (a na wernisażach mogli do woli pić za darmo dobre wino). Beztroskie życie co pewien czas było jednak przerywane:?Holender musiał wyjechać na trzytygodniowy rejs jachtem z rodziną. Hiszpanka – z siostrami na all inclusive na Dominikanę. Francuzka – odwiedzić w Bordeaux babcię, której nudziło się samej wśród winnic. Po powrocie wszyscy wybrali się do Madrytu poprotestować na placu Puerta del Sol. Teraz chcieliby osobiście wesprzeć „okupujących Wall Street", nie mogą jednak opuścić zajęć na uczelni, na które pieniądze wykładają ich dobrze sytuowani rodzice.
Przekroczyć własne granice
Dla przeciwników protestów cały ruch „oburzonych" jest zdominowany właśnie przez znudzone dzieci bogatych rodziców. – Problem polega na tym, że wspomniany jacht czy posiadłość w Bordeaux należą do rodziców, a młodsi ludzie też chcieliby mieć na ich kupno perspektywy – zauważa dr hab. Janusz Czapiński, psycholog społeczny. – Porównujemy się do własnych aspiracji, a nie do reszty, często mieszkającej w biedniejszych regionach świata. Tak działa logika masowych ruchów społecznych – dodaje prof. Andrzej Rychard, socjolog.
Może stąd deklaracja Slavoja Žižka, czołowego lewicowego intelektualisty mocno zaangażowanego w protesty na Wall Street, który mówi: „Nie domagamy się wyższych standardów życia. Domagamy się lepszych standardów życia. Jesteśmy komunistami jedynie w takim sensie, że zależy nam na tzw. dobrach wspólnych".
Młodzi ludzie mają przekonanie, że ich awans powinien się dokonać znacznie szybciej niż rodziców. Widzą, jak szybko zmieniają się generacje zaawansowanych technologii. Stwierdzenia „mam już 25 lat i dwa lata doświadczenia zawodowego, a wciąż zarabiam tak śmieszne pieniądze, że nie stać mnie na mieszkanie w centrum, tylko muszę trzy godziny dziennie spędzać na dojazdach", stały się niemal wpisane w dzisiejszą rzeczywistość. Niejeden świeżo upieczony absolwent, bez względu na to, czy kończył studia w Polsce czy Londynie, oczekuje, że szybko kupi co najmniej dwupokojowe mieszkanie z tarasem i dwa razy w roku będzie jeździł na zagraniczne wakacje. W świecie zdominowanym przez recesję, gdy o nawet średnio płatną posadę musi się bardzo postarać, jest tak oburzony, że postanawia wyjść z kolegami na ulicę i protestować.
Puszka Pandory
„Oburzeni" głoszą na transparentach, że w dużym stopniu to chciwość doprowadziła do obecnego kryzysu, a co za tym idzie, społecznych niepokojów, i że należy się zmitygować i zmienić nastawienie. Nie dodają, że to chciwość nie tylko bankierów, ale też zwykłych ludzi, tych samych, którzy teraz gromadzą się na placach. – Na Wall Street wyszli ci, którym zabrano domy, albo którzy stoją przed takim zagrożeniem. Biorąc jednak kredyty, stali się współwinni otwarcia puszki Pandory – zauważa Janusz Czapiński.