Gwałtowny przypływ optymizmu na światowych rynkach postawił pod znakiem zapytania katastroficzne scenariusze rozwoju wydarzeń. Najsilniejszego prztyczka w nos dostali od rynku inwestorzy w USA, którzy pozbywali się akcji w poprzednich miesiącach. W czwartek S&P 500, ku zdumieniu wielu, powrócił do poziomu sprzed sierpniowej paniki. Z kolei technologiczny Nasdaq-100 znalazł się nieopodal lipcowego szczytu hossy.
Cały problem polega jednak na tym, że błyskawiczna zamiana paniki na euforię na Wall Street jedynie w pewnym stopniu przełożyła się na stan portfeli inwestorów na GPW. O ile jeszcze w gronie firm z WIG20 znalazły się tradycyjnie akcje wiernie naśladujące zmiany na światowych rynkach (KGHM, koncerny naftowe), to na szerokim rynku trudno mówić o przełomie. Porównanie zmian S&P 500 z naszym rodzimym sWIG80, który w pewnym stopniu może być traktowany jako indeks szerokiego rynku, nie pozostawia co?do tego wątpliwości. O ile od początku sierpnia do tegorocznego dołka S&P 500 osunął się o 15 proc., po czym do czwartku urósł o prawie 17?proc., to sWIG80 po zniżce o 24 proc. zdołał się podnieść zaledwie o ok. 8 proc. Wskaźnik siły relatywnej sWIG80 względem S&P 500 (oblicza się go, dzieląc wartości jednego indeksu przez wartości drugiego) właśnie przymierza się do testowania wrześniowego dołka, który z kolei położony jest poniżej minimum z przełomu lat 2008/2009.
Coś tu nie gra
Jak interpretować ten stan rzeczy? Po odpowiedź warto sięgnąć do historii. Szybko można dojść do wniosku, że obecna słabość szerokiego rynku radykalnie odbiega od schematu, według jakiego rozpoczynały się poprzednie hossy na GPW. Weźmy dla przykładu początek 2009 r. W momencie, kiedy sWIG80 zaczął odbijać się od twardego (jak się potem okazało) dna trendu spadkowego (czyli na początku marca), siła relatywna względem S&P 500 ustanawiała ponadtrzymiesięczne maksimum. Osiągnięcie przez ten wskaźnik przynajmniej kilkumiesięcznych szczytów cechowało także początkowe okresy hossy w drugiej połowie 2005 r. czy też w 2003 r. Obecna sytuacja zdecydowanie nie pasuje do tego schematu.
Dlaczego szeroki rynek jest tak słaby i niewrażliwy na euforię za oceanem? Wydaje się, że odpowiedź tkwi w czynnikach fundamentalnych. Przed tygodniem obszernie pisałem o tym, że na podstawie historycznych zależności między stopami procentowymi a kursami akcji można prognozować, że dołek rocznej dynamiki indeksów na GPW wypadnie najwcześniej w pierwszej połowie 2012 r. i będzie on zapewne położony niżej niż minimum zanotowane we wrześniu br. (-29 proc. w przypadku sWIG80). Wszystkie trwałe trendy wzrostowe na warszawskiej giełdzie zaczynały się w przeszłości w warunkach spadających stóp procentowych, tymczasem teraz rynkowe koszty pieniądza ciągle rosną (trzymiesięczny Wibor jest najwyżej od stycznia 2009 r.). Nie są też spełnione inne proste historyczne prawidłowości, choćby takie, że hossa rozpoczynała się dopiero wówczas, gdy wiadomo już było, że w polskim przemyśle panuje recesja (rozumiana jako spadek rocznej dynamiki produkcji poniżej zera), a wyniki finansowe spółek zaczynają się pogarszać. Te warunki nie są jeszcze spełnione.
Wall Street nie ma monopolu na wyznaczanie trendów
Można by jeszcze próbować przekonywać, że analiza naszych rodzimych indeksów w oderwaniu od sytuacji za oceanem nie ma sensu, bo i tak musimy się prędzej czy później dostosować do tendencji na Wall Street. Wiara w to, że analiza wykresów amerykańskich indeksów ma większą moc prognostyczną niż naszych rodzimych wskaźników, niekoniecznie jest jednak poparta dowodami. Wróćmy jeszcze na chwilę do wspomnianego na początku Nasdaq-100 i cofnijmy się pamięcią do wydarzeń z lata tego roku. W końcu lipca mieliśmy do czynienia ze swoistym rozdwojeniem jaźni. Podczas gdy sWIG80 miał już za sobą spadek o ponad 10 proc. od wiosennego szczytu i łamał pierwsze poziomy wsparcia, Nasdaq-100 naruszał kwietniowo-majowe maksima, wybijając się w górę z obszernej formacji prostokąta i przymierzając się do kontynuacji hossy. Kto miał rację? Podczas gdy pierwsze oznaki słabości sWIG80 okazały się trafnym wstępem do sierpniowego krachu, to atak Nasdaq-100 na rekord hossy okazał się całkowicie błędny (doskonałym prognostykiem okazała się siła relatywna sWIG80 względem Nasdaq-100, która w lipcu wybiła się w dół z półrocznego trendu bocznego). Kto zagwarantuje, że tym razem będzie inaczej?