GPW niechętnie idzie w ślady Wall Street

Kursy akcji na szerokim rynku w Warszawie pozostają daleko w tyle za rosnącymi jak na drożdżach indeksami w USA. Tymczasem zwiastunem nadejścia hossy w przeszłości była zupełnie odwrotna sytuacja – wzrost siły relatywnej indeksu sWIG80 względem S&P 500

Aktualizacja: 24.02.2017 05:10 Publikacja: 29.10.2011 06:36

Tomasz Hońdo

Tomasz Hońdo

Foto: Archiwum

Gwałtowny przypływ optymizmu na światowych rynkach postawił pod znakiem zapytania katastroficzne scenariusze rozwoju wydarzeń. Najsilniejszego prztyczka w nos dostali od rynku inwestorzy w USA, którzy pozbywali się akcji w poprzednich miesiącach. W czwartek S&P 500, ku zdumieniu wielu, powrócił do poziomu sprzed sierpniowej paniki. Z kolei technologiczny Nasdaq-100 znalazł się nieopodal lipcowego szczytu hossy.

Cały problem polega jednak na tym, że błyskawiczna zamiana paniki na euforię na Wall Street jedynie w pewnym stopniu przełożyła się na stan portfeli inwestorów na GPW. O ile jeszcze w gronie firm z WIG20 znalazły się tradycyjnie akcje wiernie naśladujące zmiany na światowych rynkach (KGHM, koncerny naftowe), to na szerokim rynku trudno mówić o przełomie. Porównanie zmian S&P 500 z naszym rodzimym sWIG80, który w pewnym stopniu może być traktowany jako indeks szerokiego rynku, nie pozostawia co?do tego wątpliwości. O ile od początku sierpnia do tegorocznego dołka S&P 500 osunął się o 15 proc., po czym do czwartku urósł o prawie 17?proc., to sWIG80 po zniżce o 24 proc. zdołał się podnieść zaledwie o ok. 8 proc. Wskaźnik siły relatywnej sWIG80 względem S&P 500 (oblicza się go, dzieląc wartości jednego indeksu przez wartości drugiego) właśnie przymierza się do testowania wrześniowego dołka, który z kolei położony jest poniżej minimum z przełomu lat 2008/2009.

Coś tu nie gra

Jak interpretować ten stan rzeczy? Po odpowiedź warto sięgnąć do historii. Szybko można dojść do wniosku, że obecna słabość szerokiego rynku radykalnie odbiega od schematu, według jakiego rozpoczynały się poprzednie hossy na GPW. Weźmy dla przykładu początek 2009 r. W momencie, kiedy sWIG80 zaczął odbijać się od twardego (jak się potem okazało) dna trendu spadkowego (czyli na początku marca), siła relatywna względem S&P 500 ustanawiała ponadtrzymiesięczne maksimum. Osiągnięcie przez ten wskaźnik przynajmniej kilkumiesięcznych szczytów cechowało także początkowe okresy hossy w drugiej połowie 2005 r. czy też w 2003 r. Obecna sytuacja zdecydowanie nie pasuje do tego schematu.

Dlaczego szeroki rynek jest tak słaby i niewrażliwy na euforię za oceanem? Wydaje się, że odpowiedź tkwi w czynnikach fundamentalnych. Przed tygodniem obszernie pisałem o tym, że na podstawie historycznych zależności między stopami procentowymi a kursami akcji można prognozować, że dołek rocznej dynamiki indeksów na GPW wypadnie najwcześniej w pierwszej połowie 2012 r. i będzie on zapewne położony niżej niż minimum zanotowane we wrześniu br. (-29 proc. w przypadku sWIG80). Wszystkie trwałe trendy wzrostowe na warszawskiej giełdzie zaczynały się w przeszłości w warunkach spadających stóp procentowych, tymczasem teraz rynkowe koszty pieniądza ciągle rosną (trzymiesięczny Wibor jest najwyżej od stycznia 2009 r.). Nie są też spełnione inne proste historyczne prawidłowości, choćby takie, że hossa rozpoczynała się dopiero wówczas, gdy wiadomo już było, że w polskim przemyśle panuje recesja (rozumiana jako spadek rocznej dynamiki produkcji poniżej zera), a wyniki finansowe spółek zaczynają się pogarszać. Te warunki nie są jeszcze spełnione.

Wall Street nie ma monopolu na wyznaczanie trendów

Można by jeszcze próbować przekonywać, że analiza naszych rodzimych indeksów w oderwaniu od sytuacji za oceanem nie ma sensu, bo i tak musimy się prędzej czy później dostosować do tendencji na Wall Street. Wiara w to, że analiza wykresów amerykańskich indeksów ma większą moc prognostyczną niż naszych rodzimych wskaźników, niekoniecznie jest jednak poparta dowodami. Wróćmy jeszcze na chwilę do wspomnianego na początku Nasdaq-100 i cofnijmy się pamięcią do wydarzeń z lata tego roku. W końcu lipca mieliśmy do czynienia ze swoistym rozdwojeniem jaźni. Podczas gdy sWIG80 miał już za sobą spadek o ponad 10 proc. od wiosennego szczytu i łamał pierwsze poziomy wsparcia, Nasdaq-100 naruszał kwietniowo-majowe maksima, wybijając się w górę z obszernej formacji prostokąta i przymierzając się do kontynuacji hossy. Kto miał rację? Podczas gdy pierwsze oznaki słabości sWIG80 okazały się trafnym wstępem do sierpniowego krachu, to atak Nasdaq-100 na rekord hossy okazał się całkowicie błędny (doskonałym prognostykiem okazała się siła relatywna sWIG80 względem Nasdaq-100, która w lipcu wybiła się w dół z półrocznego trendu bocznego). Kto zagwarantuje, że tym razem będzie inaczej?

Wnioski nasuwają się same. Ani analiza techniczna, ani reguły płynące z analizy fundamentalnej nie potwierdzają, że na szerokim rynku warszawskiej giełdy rozpoczęła się hossa rozumiana jako wielomiesięczna zwyżka. Owszem, mamy do czynienia z pierwszym znaczącym odbiciem od momentu rozpoczęcia trendu spadkowego w maju br., ale nie ma jeszcze poważnych argumentów nakazujących traktować to odbicie jako zmianę trendu.

Za duży optymizm za oceanem

Wątpliwości dotyczą zresztą także gwałtownej zmiany o 180 stopni nastrojów inwestorów na Wall Street. Zmianę tę doskonale oddają wyniki cotygodniowej ankiety stowarzyszenia AAII. W końcu września, tuż przed ustanowieniem przez S&P 500 tegorocznego dołka, według ankiety AAII wśród inwestorów indywidualnych na Wall Street było zaledwie 25 proc. byków. Z kolei w tygodniu zakończonym w czwartek odsetek optymistów sięgnął dla odmiany 43 proc. Dla porównania – długoterminowa średnia to 39 proc. Może to być o tyle niepokojące, że poprzednio, kiedy odsetek byków sięgnął 43 proc. – było to jeszcze na początku kwietnia – S&P 500 tracił właśnie zapał do bicia rekordów hossy i wkraczał w trend boczny, który cztery miesiące potem zaowocował sierpniową paniką. Skoro kontrariański (przeciwny do opinii większości) sposób interpretowania nadmiernego pesymizmu we wrześniu okazał się słuszny (bo potem nadeszła silna zwyżka), to czy nie należy zakładać, że sprawdzi się on także teraz, jako zapowiedź ponownego pogorszenia nastrojów w USA?

Pozytywny sygnał?

W ciągu 18 sesji, które upłynęły od momentu zanotowania wrześniowego dołka (licząc do czwartku), S&P 500 zyskał 16,9 proc. Tak gwałtowne zwyżki zdarzają się wyjątkowo rzadko. Optymiści mogą argumentować, że w przeszłości takie wystrzały z reguły były sygnałem zapowiadającym nadejście trwałego, wielomiesięcznego trendu zwyżkowego. Sęk w tym, że czasem był to sygnał jedynie wstępny, po którym dochodziło jeszcze do pogłębienia dołków bessy, zanim na dobre zapanowała korzystna koniunktura. Tak było na przełomie lat 2008/2009. Wyskok S&P 500 o 20 proc. w ciągu 18 sesji w grudniu 2008 r. można z obecnej perspektywy faktycznie traktować jako sygnał zapowiadający hossę, tyle że zanim ona nadeszła, w lutym 2009 r. S&P 500 musiał jeszcze pogłębić dno bessy. Tak samo było w końcu 2002 roku. T.H.

 

[email protected]

Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?
Analizy rynkowe
Czy Święty Mikołaj zawita w tym roku na giełdę?