Historia nie obiecuje jeszcze rychłego początku hossy

Sytuacja na GPW nadal rozgrywa się według pesymistycznego scenariusza z pierwszej połowy 2008 roku. Według niego obecny zastój to jedynie przerwa w trendzie spadkowym. Nawet bardziej optymistyczny wariant z przełomu lat 2008/2009 sugeruje, że inwestorzy będą jeszcze przeżywać ciężkie chwile

Aktualizacja: 24.02.2017 03:37 Publikacja: 19.11.2011 00:08

Tomasz Hońdo

Tomasz Hońdo

Foto: Archiwum

Czas upływa, a sytuacja na warszawskiej giełdzie pozostaje bez rozstrzygnięć o zasadniczym charakterze. Mimo huśtawki nastrojów WIG jest w tej samej okolicy (40 tys. pkt), w jakiej przebywał jeszcze w połowie sierpnia, kiedy zaczynał odreagowywać falę panicznej wyprzedaży.

Taki rozwój wydarzeń nie powinien być jednak dużym zaskoczeniem dla czytelników „Parkietu". Warto nawiązać do analizy, która ukazała się pod koniec sierpnia. Zestawiliśmy w niej aktualną?sytuację rynkową z podobnymi przypadkami?z ostatnich lat, kiedy zanotowano tak silną?falę?spadkową. Do porównań przyjęliśmy trzy okresy z przeszłości: połowę 2006 roku, pierwszą połowę 2008 roku oraz przełom lat 2008/2009. Najbardziej optymistyczny był pierwszy z tych przypadków – wówczas załamanie okazało się jednorazowym krachem, po którym kursy akcji zaczęły energicznie odrabiać straty i w ciągu półtora miesiąca od dna przeceny powróciły do szczytów hossy. Już teraz jednak wiadomo, że ten scenariusz tym razem nie chce się realizować. Od czasu sierpniowej paniki minęły już ponad trzy miesiące, a o powrocie do szczytów inwestorzy mogą wciąż jedynie pomarzyć.

Dwa warianty z przeszłości

Aktualne pozostaje jednak porównanie z pozostałymi dwoma wspomnianymi przypadkami. To właśnie one mogą posłużyć do wyjaśnienia tego, dlaczego ostatnie miesiące na GPW upływają?pod znakiem dość bezproduktywnej huśtawki?nastrojów. Tak właśnie sytuacja rozgrywała się?bowiem po obu wspomnianych falach przeceny – z początku 2008 r. i z przełomu lat 2008/2009.

W szczególności widać, że obecna sytuacja niemal idealnie wpisuje się w schemat nakreślony w pierwszym z tych przypadków – w pierwszej połowie 2008 roku. Kolejne krótkoterminowe fale wzrostowe i spadkowe pod względem czasu trwania i zasięgu w przybliżeniu dobrze wpisują się w wydarzenia z przeszłości. Gdyby dalej iść tym tropem, to należałoby założyć, że to jeszcze nie koniec huśtawki, przy czym jej intensywność powinna maleć. Dopiero gdzieś za ponad miesiąc, w warunkach stosunkowo niskiej zmienności notowań, mogłoby dojść do zakończenia kilkumiesięcznej konsolidacji i do wyczekiwanego rozstrzygnięcia. Niestety, wiernie odtwarzany scenariusz z początku 2008 roku sugeruje, że polegałoby ono na przełamaniu poziomów wsparcia i kontynuacji bessy.

Do nieco innych wniosków prowadzi porównanie z sytuacją z przełomu lat 2008/2009. Według niej nastał już czas na zakończenie konsolidacji. Także w tym przypadku rozstrzygnięcie polegało niestety na pogłębieniu dołków bessy. Bezpośrednio po wybiciu w dół WIG w najgorszym momencie znalazł się 16 proc. poniżej pierwotnego dołka (powstałego na skutek paniki na jesieni 2008 r.). Ten akurat przypadek jest jednak o tyle optymistyczny na dłuższą metę, że fala spadkowa będąca owocem konsolidacji była już ostatnią falą bessy, po której nadeszło trwałe ocieplenie nastrojów i dwucyfrowe stopy zwrotu dla posiadaczy akcji.

Dołki zostaną pogłębione?

Wspólny wniosek płynący z tych scenariuszy jest więc taki, że musi dojść do przetestowania, a nawet pogłębienia dotychczasowych minimów. Nietrudno wskazać czynniki, które mogłyby sprzyjać takiej powtórce z historii. Rok 2008 doskonale pokazał, w jaki sposób działa efekt domina, kiedy nakręca się spirala niekorzystnych procesów na rynkach i w gospodarce. Obecnie podstawowym zagrożeniem jest wzajemne oddziaływanie kryzysu zadłużenia i koniunktury ekonomicznej w strefie euro. Mamy tu do czynienia ze specyficznym zaklętym kręgiem. Zaostrzanie polityki fiskalnej pod wpływem wymykającego się spod kontroli długu jeszcze bardziej napędza procesy recesyjne, natomiast recesja, której pierwsze objawy już widać w eurolandzie, owe problemy budżetowe jeszcze bardziej nasili w kolejnych kwartałach. Nie tylko oddali to perspektywę zakończenia kryzysu zadłużenia, ale nawet będzie grozić jego nasileniem. W takich warunkach bardzo łatwo o znany z 2008 roku niszczycielski efekt domina.

Zagrożenia w pewnym stopniu już w cenach

Na szczęście są też jednak argumenty przemawiające za tym, że bliżej nam raczej do powtórki umiarkowanie pesymistycznego wariantu z przełomu lat 2008/2009 niż do kontynuacji bessy na wzór pierwszego z dwóch opisanych scenariuszy z 2008 roku.

Podstawowym argumentem jest nieporównywalnie większy niż na początku 2008 roku stopień zdyskontowania (uwzględnienia w cenach akcji) negatywnych zjawisk. Recesja w strefie euro i kolejne spowolnienie polskiej gospodarki są już czymś właściwie oczywistym,?co?było przez inwestorów dyskontowane?jeszcze?w trakcie sierpniowej paniki. Pod tym względem sytuacja bardziej przypomina przełom?lat 2008/2009. Doskonale widać to na bazie?wskaźników wyceny. Popularny wskaźnik?cena/wartość księgowa dla spółek z WIG wynosi obecnie nieco ponad 1,0 i tym samym?znacznie bliżej mu do poziomu z końca 2008 roku (1,05) niż tego z wiosny 2008 roku (ok. 2,0).

 

 

USA: od obaw o kondycję gospodarki do nadmiernego optymizmu

Jako jeden z argumentów za pozytywnym rozstrzygnięciem sytuacji na GPW podaje się często lepsze, niż się jeszcze niedawno obawiano, odczyty z amerykańskiej gospodarki. Niestety, sprawa wcale nie jest taka oczywista. Warto się posłużyć obliczanym przez Citigroup indeksem tzw. niespodzianek ekonomicznych (CESI), który obrazuje, jak bardzo faktyczne dane makro różnią się od prognoz ekspertów. Z jednej strony po myśli optymistów jest tendencja widoczna na wykresie tego indeksu. Już od połowy roku jego wartość systematycznie się podnosi, co potwierdza tezę o tym, że amerykańska gospodarka wykazuje się większą siłą, niż sądzono. Z drugiej strony ten sam wykres może prowadzić równie dobrze do znacznie mniej optymistycznych wniosków z punktu widzenia rynków akcji. W przeszłości liczyły się bowiem nie tylko tendencje na wykresie CESI, ale także wartości skrajne. Obecnie indeks jest już powyżej 50 pkt, co jest wartością zdecydowanie ponadprzeciętną, notowaną relatywnie rzadko. W większości przypadków z ostatnich lat tak wysokie położenie CESI zwiastowało rychłe odwrócenie tendencji, co można było interpretować jako efekt nadmiernego wzrostu optymizmu wśród ekonomistów prognozujących dane. Poprzednio CESI przekroczył 50 pkt na początku lutego tego roku. Akurat w tym momencie wyczerpał się potencjał wzrostowy S&P 500. Rynek akcji w USA po niemal półrocznej wspinaczce nagle utknął w prawie półrocznym trendzie bocznym. Z kolei np. w sierpniu 2008 r. odczyt CESI powyżej 50 pkt zapowiadał wyczerpywanie się paliwa do korekty na rynku akcji, po której nadeszła kolejna fala bessy. Najlepiej sytuacja wyglądała w maju 2009 r. Wówczas wdrapanie się CESI na poziom 50 pkt wróżyło jedynie chwilowe problemy dla posiadaczy akcji.

Co ciekawe, wysokie odczyty CESI współgrają z niebezpiecznie dużym optymizmem wśród amerykańskich inwestorów indywidualnych. Według ankiety stowarzyszenia AAII w każdym z ostatnich czterech tygodni odsetek byków wśród respondentów przekraczał 40 proc. Poprzednio z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w styczniu. Wkrótce potem CESI przekroczył 50 pkt i rozpoczęła się wspomniana półroczna stagnacja na Wall Street. T.H.

 

[email protected]

Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?
Analizy rynkowe
Czy Święty Mikołaj zawita w tym roku na giełdę?