Czas upływa, a sytuacja na warszawskiej giełdzie pozostaje bez rozstrzygnięć o zasadniczym charakterze. Mimo huśtawki nastrojów WIG jest w tej samej okolicy (40 tys. pkt), w jakiej przebywał jeszcze w połowie sierpnia, kiedy zaczynał odreagowywać falę panicznej wyprzedaży.
Taki rozwój wydarzeń nie powinien być jednak dużym zaskoczeniem dla czytelników „Parkietu". Warto nawiązać do analizy, która ukazała się pod koniec sierpnia. Zestawiliśmy w niej aktualną?sytuację rynkową z podobnymi przypadkami?z ostatnich lat, kiedy zanotowano tak silną?falę?spadkową. Do porównań przyjęliśmy trzy okresy z przeszłości: połowę 2006 roku, pierwszą połowę 2008 roku oraz przełom lat 2008/2009. Najbardziej optymistyczny był pierwszy z tych przypadków – wówczas załamanie okazało się jednorazowym krachem, po którym kursy akcji zaczęły energicznie odrabiać straty i w ciągu półtora miesiąca od dna przeceny powróciły do szczytów hossy. Już teraz jednak wiadomo, że ten scenariusz tym razem nie chce się realizować. Od czasu sierpniowej paniki minęły już ponad trzy miesiące, a o powrocie do szczytów inwestorzy mogą wciąż jedynie pomarzyć.
Dwa warianty z przeszłości
Aktualne pozostaje jednak porównanie z pozostałymi dwoma wspomnianymi przypadkami. To właśnie one mogą posłużyć do wyjaśnienia tego, dlaczego ostatnie miesiące na GPW upływają?pod znakiem dość bezproduktywnej huśtawki?nastrojów. Tak właśnie sytuacja rozgrywała się?bowiem po obu wspomnianych falach przeceny – z początku 2008 r. i z przełomu lat 2008/2009.
W szczególności widać, że obecna sytuacja niemal idealnie wpisuje się w schemat nakreślony w pierwszym z tych przypadków – w pierwszej połowie 2008 roku. Kolejne krótkoterminowe fale wzrostowe i spadkowe pod względem czasu trwania i zasięgu w przybliżeniu dobrze wpisują się w wydarzenia z przeszłości. Gdyby dalej iść tym tropem, to należałoby założyć, że to jeszcze nie koniec huśtawki, przy czym jej intensywność powinna maleć. Dopiero gdzieś za ponad miesiąc, w warunkach stosunkowo niskiej zmienności notowań, mogłoby dojść do zakończenia kilkumiesięcznej konsolidacji i do wyczekiwanego rozstrzygnięcia. Niestety, wiernie odtwarzany scenariusz z początku 2008 roku sugeruje, że polegałoby ono na przełamaniu poziomów wsparcia i kontynuacji bessy.
Do nieco innych wniosków prowadzi porównanie z sytuacją z przełomu lat 2008/2009. Według niej nastał już czas na zakończenie konsolidacji. Także w tym przypadku rozstrzygnięcie polegało niestety na pogłębieniu dołków bessy. Bezpośrednio po wybiciu w dół WIG w najgorszym momencie znalazł się 16 proc. poniżej pierwotnego dołka (powstałego na skutek paniki na jesieni 2008 r.). Ten akurat przypadek jest jednak o tyle optymistyczny na dłuższą metę, że fala spadkowa będąca owocem konsolidacji była już ostatnią falą bessy, po której nadeszło trwałe ocieplenie nastrojów i dwucyfrowe stopy zwrotu dla posiadaczy akcji.