Spółki na giełdzie są, a jakoby ich nie było

Na parkiecie notowane jest szerokie grono firm, których free float jest śladowy. Nie planują jednak emisji, by zwiększyć płynność. Wyjątkiem są banki, bo zmusza je KNF.

Aktualizacja: 11.02.2017 00:11 Publikacja: 28.07.2013 19:09

Katarzyna Kucharczyk

Katarzyna Kucharczyk

Foto: GG Parkiet

Na rynku głównym GPW jest już notowanych 440 spółek. Każda z nich ma inną strukturę akcjonariatu. W niektórych pakiet kontrolny należy do inwestora strategicznego, w innych znaczący udział mają fundusze. Jest też szerokie grono takich firm, które nie dają inwestorom możliwości swobodnego handlowania akcjami, ich free float jest bowiem bardzo niewielki. Dlaczego zatem pozostają notowane na GPW? Zdaniem ekspertów jest kilka powodów.

– Do pierwszej grupy należą bieżące korzyści, tj. wizerunkowe dotyczące transparentności i wpływające na możliwość uzyskania tańszego kredytu. Drugą przyczyną pozostawiania na GPW są przyszłe potencjalne korzyści, tzn. akcjonariusze mają opcję sprzedaży aktualnych bądź nowych akcji, czy też przejęcia innych podmiotów w zamian na nowe akcje – komentuje Sobiesław Kozłowski, ekspert ds. rynków akcji Domu Maklerskiego Raiffeisen Bank Polska.

Zdaniem Piotra Smolenia, prezesa Turbine Asset Management, korzyści wynikające z utrzymania statusu spółki publicznej przeważają nad kosztami. Oprócz plusów, wynikających z możliwości pozyskania finansowania dłużnego na lepszych warunkach, wymienia również inne.  – Długi track record w publikowaniu wyników i dobre relacje z analitykami  prowadzą do wyższej wyceny spółki, jak również dają zarządowi opcję na pozyskanie nowego kapitału przy wyższej wycenie i niższych kosztach niż w przypadku spółki prywatnej – mówi. Dodaje, że w przypadku firm giełdowych nie należy przeceniać roli obrotów. – Zadaniem zarządów jest maksymalizacja wartości przepływów pieniężnych spółki, a wysokie obroty na akcjach nie przyczyniają się do realizacji tego zadania – dodaje.

Free float a płynność

Z kolei Piotr Cieślak, wiceprezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, zaznacza, że każda spółka ma swoją strategię związaną z obecnością na rynku kapitałowym, a co za tym idzie – każda może dostrzegać nieco inny zakres korzyści ze statusu spółki publicznej. – Z punktu widzenia inwestorów i zainteresowania daną spółką oczywiście zawsze lepiej jest, gdy free float jest wyższy aniżeli kilka czy kilkanaście procent akcji w wolnym obrocie. Z reguły taka struktura akcjonariatu wpływa bowiem na niższą płynność takich akcji – mówi. Zaznacza jednocześnie, że nie ma jednej złotej reguły i czasami niski free float okazuje się sprzymierzeńcem inwestorów, a czasami stanowić może olbrzymi problem.

– Wysokość free float ma znaczenie w relacji do płynności, ale nie jest to funkcja liniowa. 20-proc. free float dla spółki o kapitalizacji 100 mln zł może być mniej atrakcyjny dla inwestorów niż 10-proc. free float w przypadku spółki o kapitalizacji 10 mld zł – zwraca uwagę Kozłowski. Rzeczywiście, jeśli spojrzymy na wolumen obrotu na poszczególnych spółkach, wyraźnie widać, że niekiedy tam, gdzie jest niski free float, transakcji jest więcej niż w innych, teoretycznie bardziej płynnych spółkach.  Klasycznym przykładem firmy o bardzo niewielkiej liczbie akcji w wolnym obrocie, jest Grupa Żywiec. Jednak od początku tego roku codziennie – z wyjątkiem jednego dnia (6 maja) – akcjami handlowano. Z kolei przykładem spółki, która mimo przyzwoitego poziomu free float (ponad 23 proc.) nie cieszy się zainteresowaniem ze strony inwestorów, jest Pamapol. Aż podczas 59 tegorocznych sesji nie zawarto żadnej transakcji na akcjach tej spółki. „Obroty jak w warzywniaku. Nie da się sprzedać, a kupić też nie ma po co, bo się nie sprzeda. Jednym słowem jako długoletni akcjonariusz jestem bardzo rozczarowany" – żali się jeden z inwestorów na forum giełdowym. Nieco lepiej wyglądają statystyki dla Indykpolu – mimo iż jego free float jest niższy niż w Pamapolu. W tym roku akcjami nie handlowano „tylko" podczas 23 sesji.

Instytucje są wybredne

Niska płynność akcji powoduje, że dysponując nawet niewielkim pakietem, można doprowadzić do znaczącej, procentowej zmiany kursu. Takie wahania powodują, że wiarygodność wyceny rynkowej stoi pod dużym znakiem zapytania. Ponadto spółkom z niską płynnością jest ciężko pozyskać inwestorów finansowych. Abstrahując bowiem od  potencjału wzrostowego kursu, fundusze biorą też pod uwagę możliwość wyjścia z inwestycji. Jeśli jest utrudniona, nie będą ryzykować i poszukają innej firmy.

– Niska płynność dla inwestorów strategicznych nie ma znaczenia, ma natomiast dla  finansowych, którzy czasowo inwestują w daną spółkę. Im niższa płynność, tym większe spready, czyli większe ryzyko. Ponadto im dłuższy horyzont inwestycyjny, tym mniejsze jest znaczenie płynności, choć rozwiązaniem tego problemu dla dużych inwestorów mogą być transakcje pakietowe – komentuje Kozłowski.

Warto wspomnieć, że wskaźnik free float na GPW rośnie. Na początku tego roku poszedł w górę o 1,5 pkt proc, do 47,65 proc., dzięki transakcji sprzedaży akcji największych banków. PKO BP stało się wtedy spółką krajową z największą wartością akcji w wolnym obrocie na GPW.

Na razie bez emisji

Jednym ze sposobów na poprawę płynności akcji jest pozyskanie animatora. Z kolei na dłuższą metę może pomóc zwiększenie liczby walorów w wolnym obrocie. Zdecydowana większość spółek, z którymi się kontaktowaliśmy, nie planuje podwyższenia kapitału. Deklarują też zarazem, że wcale nie myślą o opuszczeniu giełdy. – Grupa Żywiec jest notowana na GPW już ponad 20 lat i jest jedną z najstarszych spółek na parkiecie. Nie znam planów, aby miała opuścić Giełdę Papierów Wartościowych – mówi Sebastian Tołwiński, rzecznik Żywca. Dodaje, że notowanie na GPW daje gwarancję partnerom handlowym, że pracują ze spółką, która działa w przejrzysty sposób. – Wyróżnia nas spośród dużych producentów piwa, gdyż jesteśmy jedyną dużą firmą piwowarską notowaną na parkiecie – mówi.

Niski free float ma też Nordea. Tu jednak sytuacja jest specyficzna. – Nordea Bank Polska po uzyskaniu stosownych zgód od instytucji nadzorczych rozpocznie proces fuzji prawnej. Po jej zakończeniu marka Nordea zniknie z rynku, a działalność zostanie całkowicie przejęta przez PKO BP. Przewidujemy, że uzyskanie zgody od Komisji Nadzoru Finansowego i UOKiK nastąpi do końca bieżącego roku – informuje Joanna Krawczyk-Golba, koordynator ds. komunikacji zewnętrznej Nordei.

Giełdowa znaczy wiarygodna

Poniżej 0,5-proc. free float ma z kolei Kofola. Obecnie ani zarząd, ani akcjonariusze nie rozważają wycofania spółki z GPW. – Ze względu na obecność w akcjonariacie inwestora finansowego można przypuszczać, iż obecny poziom free float może ulec zmianie po jego wyjściu z akcjonariatu – komentuje Bartosz Marczuk, członek zarządu Kofoli. Zaznacza, że nie da się kompletnie wykluczyć przeprowadzenia emisji akcji w przypadku konieczności sfinansowania większej inwestycji. – Choć na dziś spółka nie ma takich potrzeb ani planów – zaznacza.

Podkreśla, że bycie spółką publiczną niesie ze sobą dodatkowe koszty, z których głównym jest konieczność wypełnienia obowiązków informacyjnych (koszt utrzymania działu finansowego odpowiedzialnego za raportowanie, nieco większego działu prawnego plus opcjonalnie działu relacji inwestorskich). – Z drugiej strony bycie spółką publiczną ułatwia przede wszystkim pozyskanie finansowania, w tym także dłużnego. Rzetelna komunikacja z rynkiem ze strony spółki przekłada się na wysoką wiarygodność w oczach banków czy obligatariuszy, co z kolei może pozwolić na uzyskanie atrakcyjnego poziomu marż na długu – dodaje. Zwraca też uwagę na jeszcze jedną ważną kwestię. – Nie do pominięcia jest swoisty efekt dyscyplinujący spółki w grupie kapitałowej, wynikający chociażby z narzuconych sztywnych terminów raportowania – wskazuje. Okazuje się, że po kilku kwartałach wypełniania obowiązków informacyjnych udaje się przyspieszyć oraz podnieść jakość raportów przygotowywanych na potrzeby wewnętrzne, dzięki czemu kierownictwo spółek szybciej otrzymuje dane, na bazie których podejmuje swoje decyzje.

Niewysoki free float ma też ubiegłoroczny debiutant, Czerwona Torebka. To spółka z portfela znanego biznesmena Mariusza Świtalskiego. Właśnie szykuje dużą emisję akcji. Niewykluczone, że w dłuższej perspektywie przełoży się to na wzrost płynności. W krótkim okresie natomiast nie należy się tego spodziewać, ponieważ papiery, które trafią do syna Świtalskiego, właściciela przejmowanej Małpki, zostaną objęte lock-upem.

KNF pilnuje banków

Spółki nie muszą obligatoryjnie zwiększać liczby akcji w wolnym obrocie. Wyjątkiem są jednak banki. Tu KNF wymaga, by free float osiągnął określone minimum. Instytucje, które nie spełniają tych wymogów, muszą podwyższyć kapitał. W takiej sytuacji jest m.in. BNP Paribas. Obecnie free float akcjami tego banku wynosi ok. 0,1 proc. Pozostałe walory znajdują się w posiadaniu podmiotów z grupy BPN Paribas. Bank ma w planach przeprowadzenie oferty publicznej, dzięki której wypełni zobowiązania wobec KNF do zwiększenia liczby akcji w wolnym obrocie do co najmniej 15 proc. do końca 2013 r. Przypomnijmy, że kilka tygodni temu oferta publiczna już ruszyła. Jednak trafiła na kiepski czas. W czerwcu indeksy giełdowe się załamały i WIG20 stracił aż 10 proc. Nic więc dziwnego, że pod koniec ubiegłego miesiąca BNP Paribas zdecydował o zawieszeniu oferty.  Teraz trwają analizy. Decyzje dotyczące nowego harmonogramu jeszcze nie zapadły.

KNF potwierdza, że wymóg minimalnego poziomu free float odnosi się tylko do banków. – Na spółki publiczne, które nie są instytucjami finansowymi, patrzymy przede wszystkim z punktu widzenia wywiązywania się z obowiązków informacyjnych i interesu inwestorów – podkreśla Maciej Krzysztoszek z departamentu komunikacji społecznej KNF.

Martwe spółki na dual listingu

Warszawska giełda już od kilku lat skutecznie przyciąga zagranicznych emitentów. To cieszy. Martwić jednak może niskie zainteresowanie inwestorów. Dotyczy to przede wszystkim spółek notowanych na zasadzie dual listingu. Ekspertów to nie dziwi. Podkreślają, że niskie zainteresowanie dotyczy szczególnie tych spółek, które wchodziły na GPW bez oferty. – Poza technicznym notowaniem warto byłoby zadbać o zaoferowanie inwestorom pakietu akcji, którym mogliby obracać – podkreślają analitycy. Warto też zauważyć, że inwestorzy zagraniczni mają możliwość kupna akcji na innym rynku. W związku z tym obroty na GPW zależą głównie od aktywności inwestorów krajowych. Tymczasem większość spółek o nich zupełnie nie dba. Ze świecą można szukać analiz i obszernych raportów w języku polskim. To wszystko odstrasza inwestorów – szczególnie indywidualnych.

Kto obrywa najmocniej

Pojawiają się opinie, że kwestię płynności należałoby rozpatrywać w dwóch przypadkach: w czasie bessy i hossy. Niektórzy argumentują, że w czasie mocnych spadków to właśnie najbardziej płynne spółki najmocniej „obrywają". Jednak eksperci podkreślają, że nie należy doszukiwać się aż tak daleko idących zależności. Przypominają, że w okresie największych zawirowań – czyli np. spadków w latach 2007–2008 – dużo silniejsza wyprzedaż (liczona procentowo) dotknęła mWIG40 niż WIG20, czyli z założenia mniej płynnych spółek. Zwracają też uwagę, że najbardziej płynne walory najszybciej pozwalają na wyjście z dużych pozycji i w początkowej fazie wyprzedaży to na nich głównie skupia się podaż. – To z kolei przekłada się na efekt cofania się popytu i tworzenie znacznych dziur w karnecie zleceń na mniejszych walorach w momencie dużych spadków największych i najbardziej płynnych podmiotów – dodaje Łukasz Rosiński, dyrektor zarządzający Infinity8.

Analizy rynkowe
Podwójny szczyt czy nowy rekord hossy. Co czeka WIG20 i spółkę?
Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Materiał Promocyjny
Banki muszą wyjść poza strefę komfortu
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?