Na rynku głównym GPW jest już notowanych 440 spółek. Każda z nich ma inną strukturę akcjonariatu. W niektórych pakiet kontrolny należy do inwestora strategicznego, w innych znaczący udział mają fundusze. Jest też szerokie grono takich firm, które nie dają inwestorom możliwości swobodnego handlowania akcjami, ich free float jest bowiem bardzo niewielki. Dlaczego zatem pozostają notowane na GPW? Zdaniem ekspertów jest kilka powodów.
– Do pierwszej grupy należą bieżące korzyści, tj. wizerunkowe dotyczące transparentności i wpływające na możliwość uzyskania tańszego kredytu. Drugą przyczyną pozostawiania na GPW są przyszłe potencjalne korzyści, tzn. akcjonariusze mają opcję sprzedaży aktualnych bądź nowych akcji, czy też przejęcia innych podmiotów w zamian na nowe akcje – komentuje Sobiesław Kozłowski, ekspert ds. rynków akcji Domu Maklerskiego Raiffeisen Bank Polska.
Zdaniem Piotra Smolenia, prezesa Turbine Asset Management, korzyści wynikające z utrzymania statusu spółki publicznej przeważają nad kosztami. Oprócz plusów, wynikających z możliwości pozyskania finansowania dłużnego na lepszych warunkach, wymienia również inne. – Długi track record w publikowaniu wyników i dobre relacje z analitykami prowadzą do wyższej wyceny spółki, jak również dają zarządowi opcję na pozyskanie nowego kapitału przy wyższej wycenie i niższych kosztach niż w przypadku spółki prywatnej – mówi. Dodaje, że w przypadku firm giełdowych nie należy przeceniać roli obrotów. – Zadaniem zarządów jest maksymalizacja wartości przepływów pieniężnych spółki, a wysokie obroty na akcjach nie przyczyniają się do realizacji tego zadania – dodaje.
Free float a płynność
Z kolei Piotr Cieślak, wiceprezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, zaznacza, że każda spółka ma swoją strategię związaną z obecnością na rynku kapitałowym, a co za tym idzie – każda może dostrzegać nieco inny zakres korzyści ze statusu spółki publicznej. – Z punktu widzenia inwestorów i zainteresowania daną spółką oczywiście zawsze lepiej jest, gdy free float jest wyższy aniżeli kilka czy kilkanaście procent akcji w wolnym obrocie. Z reguły taka struktura akcjonariatu wpływa bowiem na niższą płynność takich akcji – mówi. Zaznacza jednocześnie, że nie ma jednej złotej reguły i czasami niski free float okazuje się sprzymierzeńcem inwestorów, a czasami stanowić może olbrzymi problem.
– Wysokość free float ma znaczenie w relacji do płynności, ale nie jest to funkcja liniowa. 20-proc. free float dla spółki o kapitalizacji 100 mln zł może być mniej atrakcyjny dla inwestorów niż 10-proc. free float w przypadku spółki o kapitalizacji 10 mld zł – zwraca uwagę Kozłowski. Rzeczywiście, jeśli spojrzymy na wolumen obrotu na poszczególnych spółkach, wyraźnie widać, że niekiedy tam, gdzie jest niski free float, transakcji jest więcej niż w innych, teoretycznie bardziej płynnych spółkach. Klasycznym przykładem firmy o bardzo niewielkiej liczbie akcji w wolnym obrocie, jest Grupa Żywiec. Jednak od początku tego roku codziennie – z wyjątkiem jednego dnia (6 maja) – akcjami handlowano. Z kolei przykładem spółki, która mimo przyzwoitego poziomu free float (ponad 23 proc.) nie cieszy się zainteresowaniem ze strony inwestorów, jest Pamapol. Aż podczas 59 tegorocznych sesji nie zawarto żadnej transakcji na akcjach tej spółki. „Obroty jak w warzywniaku. Nie da się sprzedać, a kupić też nie ma po co, bo się nie sprzeda. Jednym słowem jako długoletni akcjonariusz jestem bardzo rozczarowany" – żali się jeden z inwestorów na forum giełdowym. Nieco lepiej wyglądają statystyki dla Indykpolu – mimo iż jego free float jest niższy niż w Pamapolu. W tym roku akcjami nie handlowano „tylko" podczas 23 sesji.