Nie wchodź teraz na rynek – będzie bardzo nerwowo

Obligacje rynków rozwiniętych tanieją, podobnie papiery emerging markets. Paradoksalnie instrumenty dłużne mogą być teraz dobrą lokatą kapitału, przynajmniej na krótko.

Aktualizacja: 08.02.2017 11:26 Publikacja: 21.08.2013 14:00

Obligacje głównych rynków rozwiniętych tanieją – oprocentowanie amerykańskich dziesięciolatek przekr

Obligacje głównych rynków rozwiniętych tanieją – oprocentowanie amerykańskich dziesięciolatek przekroczyło 2,8 proc., osiągając poziom najwyższy od dwóch lat, a rentowność bundów, rzędu 1,9 proc., jest najwyższa od 17 miesięcy.

Foto: Bloomberg

Obligacje głównych rynków rozwiniętych tanieją – oprocentowanie amerykańskich dziesięciolatek przekroczyło 2,8 proc., osiągając poziom najwyższy od dwóch lat, a rentowność bundów, rzędu 1,9 proc., jest najwyższa od 17 miesięcy. Wyprzedaż papierów dłużnych rynków wschodzących jest jeszcze głębsza. Złoto i platyna drożeją, waluty „emerging markets" tanieją (kurs indyjskiej rupii wyrażony w dolarach jest najniższy w historii), a na rynkach akcji, szczególnie tych rozwiniętych, od kilku dni korekta trwa w najlepsze.

Złote słowa

Obraz finansowego krachu? Nie, to tylko wymierna wycena słów najpotężniejszego obecnie człowieka w świecie finansów – Bena Bernankego.

– Wzrost rentowności obligacji rynków bazowych – amerykańskiego i niemieckiego – spowodowany jest lepszymi danymi makroekonomicznymi ze wspomnianych gospodarek, co rozbudza oczekiwania inwestorów na ograniczenie programu luzowania polityki pieniężnej w USA. Przekłada się to na wzrosty rentowności papierów dłużnych na rynkach wschodzących. Ograniczenie QE zwiększa bowiem niechęć inwestorów do bardziej ryzykownych aktywów, a takimi są zarówno akcje, jak i obligacje emerging markets – wyjaśnia Arkadiusz Bogusz, dyrektor departamentu zarządzania aktywami w Ipopemie TFI.

Dzisiejsza publikacja protokołu z lipcowego posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku Fedu może pokazać, czy 65 proc. ekonomistów ankietowanych przez Bloomberga ma rację, oczekując, że podczas kolejnego posiedzenia FOMC, 17-18 września, Rezerwa Federalna zdecyduje się na ograniczenie skali skupu obligacji.

Jeżeli „minutki" nie rozwieją wątpliwości co do planów Fedu, być może stanie się to podczas konferencji w Jakcson Hole odbywającej się w czwartek i piątek, choć na niej akurat szefa Fedu, Bena Bernankego, nie będzie. Jeżeli i Jackson Hole nie przyniesie rozstrzygnięcia, inwestorzy będą musieli poczekać na wyraźny sygnał do połowy września.

A to oznacza podwyższoną zmienność na rynkach, choć niekoniecznie dalszą wyprzedaż obligacji. – Czynników ryzyka nagromadziło się ostatnio naprawdę wiele. Oprócz wspomnianego ograniczenia programu QE bardzo ważne z perspektywy inwestorów są wrześniowe wybory parlamentarne w Niemczech – od ich wyników pośrednio może zależeć przyszłość eurolandu i skala pomocy dla krajów południa Europy. Biorąc pod uwagę wzrost gospodarczy, cały czas mamy słabą sytuację w Azji. Chiny nie zaskakują in plus, a efekty „Abenomics" w Japonii też na razie są rozczarowujące – zwraca uwagę Bogusz.

Dla odważnych... obligacje

Jego zdaniem „efekt QE" jest już jednak w dużej mierze zdyskontowany w cenach obligacji – zarówno dojrzałych, jak i mniej rozwiniętych emitentów. – Nie mówię, że rentowności jeszcze nie wzrosną, ale moim zdaniem nie będą to już takie zmiany jak ostatnio. Myślę, że fala wyprzedaży obligacji dobiega końca. Wydaje się, że Fed będzie się starał raczej ostudzić rynek akcji, jednocześnie utrzymując pozytywny efekt niskich stóp procentowych, a więc stosunkowo niskich rentowności. Na tym etapie – wątłego wzrostu gospodarczego – banki centralne nie mogą sobie pozwolić na ograniczenie akcji kredytowej nadmiernie wysokimi stopami procentowymi – uważa Bogusz.

O tym, że rentowność polskich dziesięciolatek może ponownie przekroczyć 4 proc. (tak się stało w czerwcu po pierwszej fali obaw o zakończenie QE), w połowie lipca mówił na łamach „Parkietu" Wojciech Łaciak z Idea TFI. Zakładał wówczas, że to będzie dobry moment na inwestycje w nasze papiery. Teraz podtrzymuje tę opinię.

– Moim zdaniem jest to moment, w którym ponownie można rozważyć zajęcie długiej pozycji na 10-latkach. Rentowności amerykańskich obligacji o podobnym terminie zapadalności mają szansę wpaść w zakres notowań 2,5-3 proc., co przy utrzymaniu spreadu względem polskiego benchmarku na poziomie 150 pb. dawałoby powrót rentowności polskich 10-latek maksymalnie w okolice 4 proc. Generalnie przejście z rynków obligacji na rynki akcji jest widoczne i będzie kontynuowane, choć w krótkim terminie mogą się zdarzyć ruchy przeciwne – mówi zarządzający.

O tym, że obligacje skarbowe nie są teraz taką złą inwestycją, jest przekonany również Bogusz: – Rentowności nie powinny już mocno rosnąć, choć w najbliższych miesiącach zmienność cen obligacji na wszystkich rynkach pozostanie podwyższona. W krótkim okresie – miesiąca-dwóch – obligacje mogą się okazać lepszą inwestycją od akcji.

[email protected]

Analizy rynkowe
Podwójny szczyt czy nowy rekord hossy. Co czeka WIG20 i spółkę?
Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Materiał Promocyjny
Banki muszą wyjść poza strefę komfortu
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?