Większość analityków ocenia, że to jedynie kolejna płytka korekta na Wall Street, podobna do tej z maja i czerwca. Ale nie brak też głosów, że zbliża się koniec hossy. Jednym z argumentów, które zdają się za tym przemawiać, jest to, że hossa trwa już 53 miesiące – o około cztery miesiące dłużej niż rynki byka w powojennej historii Wall Street. Co więcej, S&P zachowywał się w ostatnich miesiącach podobnie, jak przed niektórymi głębokimi krachami z minionych dziesięcioleci: rósł znacznie szybciej niż zyski objętych nim spółek.
Od początku roku S&P 500 zyskał około 17 proc. W takim samym okresie lepiej radził sobie ostatnio w 1997 r. Wyniki amerykańskich spółek poprawiają się znacznie wolniej. W pierwszych dwóch kwartałach br. firmy z S&P 500 powiększały zyski o około 3,5 proc. rok do roku. W ub.r. dynamika zysków była jeszcze niższa, wyniosła zaledwie 2,3 proc., w porównaniu z 37 proc. w 2010 r. i 19 proc. w 2011 r. W efekcie wskaźnik cena do zysku dla indeksu S&P 500 w ciągu minionego roku wzrósł o 14 proc. Z wyliczeń agencji Bloomberga wynika, że po raz ostatni tak szybko szedł w górę na przełomie 1999 i 2000 r., w ostatnim roku bańki internetowej. Wtedy C/Z dla indeksu S&P 500 skoczył w ciągu 12 miesięcy o 19 proc. W 2000 r. bańka pękła, a S&P 500 w ciągu 1,5 roku stracił 49 proc. Wyceny na Wall Street rosły jeszcze szybciej w 1987 r. Wtedy do sierpnia C/Z głównego indeksu zyskał 43 proc. To był jednak koniec pięcioletniej hossy: w ciągu kolejnych czterech miesięcy S&P 500 stracił ponad 30 proc.
– Rynki uciekają od fundamentów. Wszyscy liczą na to, że w II połowie roku te fundamenty się poprawią. Ale ja nie wiem, co tę poprawę miałoby spowodować – ocenia Robert Royle, zarządzający funduszami w Smith & Williamson Investment Management. Byki twierdzą, że dynamika zysków spółek przyspieszy, bo przyspiesza amerykańska gospodarka. Na tym spostrzeżeniu swoje prognozy opiera m.in. David Kostin, główny strateg akcyjny ds. USA w banku Goldman Sachs. Według niego S&P 500 zakończy ten rok na poziomie 1750 pkt (o 6 proc. wyżej niż obecnie), a przyszły na poziomie 1900 pkt. To przewidywania nieco bardziej optymistyczne od średnich.
Nawet jeśli wyceny amerykańskich spółek rosły w ostatnich miesiącach zbyt szybko, faktem jest, że pozostają poniżej historycznych średnich. C/Z dla indeksu S&P 500 oscyluje dziś wokół 16, podczas gdy średnia z ostatniej dekady to 16,7, a z 20 lat 19,6. Gdy rozpoczynała się ostatnia bessa, wskaźnik ten sięgał 17,5, a gdy pękała bańka internetowa, aż 31. Z wyliczeń agencji Bloomberga wynika zaś, że w ostatnich 50 latach rynki byka kończyły się, gdy C/Z dla S&P 500 wynosił średnio 20,2. – Ważniejsze jest to, jakie są wyceny akcji, a nie to, jak długo zajęło im osiągnięcie takiego poziomu. A dziś te wyceny są niższe niż były w 2007 r. i dużo, dużo niższe niż w 2000 r. – przekonuje Russ Koesterich, główny strateg inwestycyjny towarzystwa funduszy BlackRock.