Pierwsze tygodnie nowego roku przyniosły więcej istotnych wydarzeń, trudnych do interpretacji danych i decyzji niż niejeden pełny rok.
Zaczęło się od wstrząsu wywołanego nieoczekiwanym uwolnieniem przez Szwajcarski Bank Centralny kursu franka i wprowadzeniem mocno ujemnej stopy procentowej na rynku międzybankowym. W odpowiedzi na ruch Szwajcarów duński bank czterokrotnie obniżył stopy procentowe. EBC, po miesiącach składania obietnic bez pokrycia, wreszcie zdołał pokazać, że strefa euro też może drukować pieniądze. Bank centralny Chin najpierw wywołał krótkotrwałą panikę, zaostrzając dostępność kredytu przeznaczonego na spekulacje giełdowe, a kilka tygodni później obniżył stopę rezerwy obowiązkowej, dając nadzieję na rozruszanie gospodarki. Z kolei rosyjski bank centralny zredukował stopy procentowe, osłabiając rubla miesiąc po tym, gdy je panicznie podwyższał, pragnąc chronić wartość krajowej waluty. Natomiast turecki bank centralny najpierw zaskoczył rynek obniżeniem poziomu stawki referencyjnej, a gdy inwestorzy zaczęli dyskontować kolejny taki ruch, bankierzy postanowili się przeciwstawić opinii większości i odłożyli decyzję. Jedynie w naszym kraju Rada Polityki Pieniężnej zdołała obronić reputację stabilnego i przewidywalnego organu, który niczym amerykański Fed nie poddaje się kaprysom chwili, tylko realizuje przejrzystą politykę monetarną. Tak trzymać! Do samego końca! Parafrazując klasyka – „to są nasze stopy, przez nas zrobione i to nie jest nasze ostatnie słowo"! Najwyraźniej chcemy być przygotowani na rozpoczęcie zacieśniania polityki monetarnej w USA.
Rośnie zmienność
Pomimo trwającego pół roku spadku cen ropy, gazu i wielu innych surowców, a także szybko spadającej dynamiki inflacji, przedstawiciele Fed nie są skłonni do zmiany retoryki. Obserwowane w ostatnich tygodniach pogorszenie części amerykańskich wskaźników gospodarczych i wyraźnie już widoczne ograniczenie inwestycji w eksploatację łupków nie mają takiej siły oddziaływania jak rosnące zatrudnienie i niskie bezrobocie. Wystarczyła informacja o dynamicznym przyroście liczby miejsc pracy, by rentowności amerykańskich obligacji wystrzeliły w górę równie gwałtownie, jak wcześniej spadały.
Wzrost zmienności staje się powoli wizytówką 2015 r. Z podobnymi wahaniami nastrojów mamy ostatnio do czynienia choćby w przypadku surowców – od ropy poczynając, przez gaz i miedź, a na metalach szlachetnych kończąc. Podobnie jest na rynku walutowym czy akcji. Przykładem może być tu amerykański S&P500 – choć jego wartość jest obecnie tylko nieznacznie niższa niż grudniowe historyczne maksimum, to jednak mierzona wskaźnikiem VIX zmienność jest znacznie wyższa niż podczas ustanawiania rekordów we wrześniu czy listopadzie 2014 r. Z kolei indeks spółek użyteczności publicznej DOW Jonesa, nieskory do gwałtownych zmian, w reakcji na nagły wzrost rentowności obligacji w trakcie jednej sesji zaliczył ponad 4-proc. przecenę. Był to największy spadek od pamiętnego krachu z sierpnia 2011 r.
Analizując amerykański rynek akcji, warto zwrócić uwagę, że od ustanowienia przez S&P500 historycznego rekordu mija już ponad 30 sesji. To najdłuższy od ponad dwóch lat okres, w którym jeden z najważniejszych amerykańskich indeksów nie ustanowił kolejnego rekordu. Być może jest to znak, że trend wzrostowy w USA traci dotychczasową dynamikę. W takich warunkach trudno się dziwić, że odsetek rynkowych byków w USA znacząco się zmniejszył. Szczególnie widoczne jest to wśród szybko poddających się zniechęceniu inwestorów indywidualnych. W gronie profesjonalnych zarządzających aktywami nadal przeważa optymizm, jednak brak już jednomyślności. Trwająca już sześć lat hossa na Wall Street do tej pory nawet w trudnych chwilach miała jeden mocny punkt – wzrost zysków i marż w spółkach. Ostatnie tygodnie zachwiały tym paradygmatem. Drastyczne pogorszenie sytuacji finansowej spółek z sektorów energetycznego i wydobywczego, jak również coraz bardziej widoczne skutki umacniającego się dolara, zaowocowały spadkiem zarówno zysków raportowanych, jak i szacunków dotyczących kolejnych kilku kwartałów (wykres 1). W rezultacie udział rekomendacji podwyższających prognozę zysku dla spółek we wszystkich publikowanych analizach spadł do najniższego poziomu od trzech lat. Towarzyszy temu coraz mniejsza skłonność analityków do podwyższania cen docelowych akcji amerykańskich spółek.