Na początku tego roku WIG atakował rekord wszech czasów z 2007 roku. Opublikowany w czerwcu raport NBP pokazuje, że dokładnie to samo działo się w I kwartale na rynku mieszkań w Polsce. Z tą różnicą, że w „mieszkaniówce" rekord został ustanowiony nie w 2007 roku, lecz nieco później – w zależności od przyjętego indeksu II–IV kwartale 2008. Z danych gromadzonych przez NBP wynika, że średnie ceny transakcyjne mieszkań w dziesięciu największych miastach w przypadku rynku pierwotnego już pokonały historyczny rekord (5137 zł za metr kwadratowy wobec 5007 zł w IV kw. 2008), zaś w przypadku rynku wtórnego są o krok od rekordu (4273 zł wobec 4316 zł w II kw. 2008).
Cofnijmy się na chwilę pamięcią do okresu sprzed dziesięciu lat. Nie ulega wątpliwości, że wspomniane rekordy zarówno na rynku akcji, jak i nieruchomości zostały ustanowione w warunkach bańki spekulacyjnej. O ile w przypadku giełdy wielokrotnie i szczegółowo opisywaliśmy tamtą sytuację i zwracaliśmy uwagę, że obecne warunki w niczym nie przypominają bańki sprzed lat, o tyle w przypadku rynku mieszkań najwyższy czas, by spróbować przeprowadzić podobną analizę.
Zacznijmy od tego, że ceny nieruchomości nie tylko atakują rekordy sprzed dziesięciu lat, ale – co równie istotne – rosną coraz szybciej. W I kwartale ceny z rynku wtórnego były o 7,7 proc. wyższe niż rok wcześniej. Takiej dynamiki nie obserwowaliśmy od ... dziesięciu lat.
Oczywiście sam w sobie ten fakt jeszcze o niczym nie świadczy. Ceny teoretycznie mogłyby rosnąć jeszcze szybciej. Przecież te dziesięć lat temu wzrost w skali roku sięgał ... 60–70 proc. (!) w punkcie kulminacyjnym bańki spekulacyjnej.
Aby lepiej zdiagnozować sytuację, musimy sięgnąć też po inne kryteria. Rzućmy okiem na kredyty bankowe. I tutaj widać coraz szybszy wzrost. Z wykresu zawartego w raporcie NBP wyczytać można, że w I kwartale podpisano nowe umowy kredytowe o wartości ok. 13 mld zł, co jest kwotą najwyższą od 7–8 lat. Dla porównania, w kulminacyjnym punkcie hossy w 2008 roku wartość nowych umów przekroczyła 16 mld zł.