#TydzieńNaRynkach: Walutowe zaczepki Donalda Trumpa

Poczucie „krzywdy" amerykańskiego prezydenta powoduje, że wojna walutowa wisi w powietrzu, przeszkodą zaś w jej prowadzeniu jest Fed.

Publikacja: 06.07.2019 05:00

Jerome Powell, szef Fedu i Donald Trump. Prezes banku centralnego USA ociąga się z pójściem do ataku

Jerome Powell, szef Fedu i Donald Trump. Prezes banku centralnego USA ociąga się z pójściem do ataku, czyli obniżaniem stóp procentowych.

Foto: AFP

W przeddzień Święta Niepodległości Donald Trump po raz kolejny oskarżył Chiny i Unię Europejską o walutowe manipulacje i nieuczciwą konkurencję, sygnalizując, że zawieszenie broni na froncie handlowym, nie oznacza zakończenia walki o amerykańską dominację.

Wall Street już jest wielka

Jeśli wyborcze hasło o uczynieniu Ameryki wielką mierzyć wynikami Wall Street, to z pewnością Donaldowi Trumpowi się udało je zrealizować. W wigilię Święta Niepodległości główne indeksy ustanowiły historyczne rekordy, a w czwartek kontrakty terminowe na S&P 500 przekroczyły psychologiczną barierę 3000 punktów. Od początku roku ten indeks zyskuje prawie 20 proc., Dow Jones idzie w górę o 15 proc. a Nasdaq Composite o 23 proc. i gdyby nieprzekraczający 20 proc. wzrost Shanghai Composite, można by ogłosić bezdyskusyjną przewagę Stanów Zjednoczonych nad resztą świata, przynajmniej giełdowego. Być może to właśnie ten drobny szczegół tak zirytował Trumpa, że zdecydował się postraszyć głównych konkurentów, ponownie zarzucając im wieloletnią nieuczciwą konkurencję poprzez celową grę na osłabienie swoich walut, kosztem dolara. Racjonalne dyskutowanie z tego typu argumentami nie ma raczej większego sensu, ale wypada jednak przypomnieć, że to Fed przez kilka pokryzysowych lat przodował w stosowaniu niekonwencjonalnych narzędzi polityki pieniężnej, pompując bilans banku centralnego do gigantycznych rozmiarów, a EBC pozostawał w tym czasie co najmniej dwa kroki w tyle, zarówno w przypadku obniżania stóp procentowych, jak i luzowania ilościowego. Niemniej jednak poczucie „krzywdy" amerykańskiego prezydenta powoduje, że wojna walutowa wisi w powietrzu, zaś przeszkodą w jej prowadzeniu jest Fed, a w szczególności jej szef Jerome Powell, który ociąga się z pójściem do ataku, czyli obniżaniem stóp procentowych.

Amerykańska waluta na razie podchodzi do tego zamieszania dość obojętnie. Dollar Index w ostatnich dniach rósł, kierując się ku lokalnym szczytom z maja i kwietnia i utrzymując się w okolicach poziomu najwyższego od dwóch lat, patrząc nieco dalej wstecz, jest najmocniejszy od 17 lat. Trudno się jednocześnie dziwić słabości juana, skoro chińska gospodarka systematycznie traci dynamikę, a dodatkowo bombardowana jest amerykańskimi cłami i szykanami wobec części firm technologicznych. Chińskie władze używają impulsu monetarnego, w celu powstrzymania niekorzystnych tendencji w gospodarce, a osłabienie waluty jest skutkiem ubocznym. Podobnie kondycja gospodarki strefy euro nie przemawia za siłą wspólnej waluty i w pełni uzasadnia poluzowanie polityki pieniężnej.

Nadal mamy do czynienia z sytuacją, w której jednocześnie idą w górę ceny na rynku akcji i długu. W trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia DAX zyskał prawie 2 proc., a rentowność niemieckich dziesięciolatek obniżyła się do rekordowego poziomu minus 0,4 proc. Widać więc, że inwestorzy całkiem poważnie wzięli do siebie zapowiedzi Mario Draghiego, dotyczące gotowości do obniżenia stóp procentowych, a w razie potrzeby, także do wznowienia programu skupu obligacji. Rachuby dotyczące poluzowania polityki pieniężnej przez EBC jeszcze mocniej nasiliły się po informacji o tym, że unijni przywódcy uzgodnili, że następczynią Draghiego zostanie Christine Lagarde, która znacznie więcej ma wspólnego z polityką sensu stricte niż z polityką pieniężną i w jej działaniach dominować może ta pierwsza, a więc skłaniać do monetarnego wspomagania gospodarki. Rentowność dziesięciolatek amerykańskich już w miniony wtorek spadła poniżej 2 proc., a w środę dotarła w okolice 1,95 proc., schodząc najniżej od prawie trzech lat.

Z atmosfery luzowania polityki pieniężnej w umiarkowanej skali korzystały rynki wschodzące. MSCI Emerging Markets (ETF) rósł do środy o 0,75 proc., ale tak naprawdę to zasługa jedynie sesji poniedziałkowej. Kolejne były już lekko spadkowe. Shanghai Composite zwyżkował o niespełna 1 proc., ledwie utrzymując się powyżej 3000 punktów.

GPW nadal w górę

Trzy, spośród czterech głównych indeksów warszawskiego parkietu, od siedmiu kolejnych tygodni idą w górę. Wyjątek to wskaźnik najmniejszych firm. WIG i WIG20 do czwartku zyskiwały po 1,2 proc. Pierwsze sesje minionego tygodnia upływały pod znakiem sporej zmienności. W poniedziałek indeks blue chips w ciągu dnia podskoczył do ponad 2360 punktów, czyli do poziomu najwyższego od końca kwietnia, rosnąc o 1,5 proc., ale ostatecznie sesję zakończył jedynie symboliczną zwyżką. Dzień później w najgorszym momencie zniżkował o 1,3 proc., zbliżając się do 2300 punktów, by zakończyć czwartkową sesję nieco powyżej 2350 punktów. Od dołka z połowy maja WIG20 wzrósł już o niemal 9 proc. Mniejszą zmiennością i dynamiką charakteryzował się handel w segmencie średnich spółek. mWIG40 do czwartku zyskiwał 0,8 proc., utrzymując się konsekwentnie ponad poziomem 4100 punktów. W jego przypadku skala obecnej fali wzrostowej nieznacznie przekracza 6 proc. Tylko 0,3 proc. zyskał do czwartku sWIG80, ale w horyzoncie liczonym od początku roku, wciąż jest lokalnym liderem, zwyżkując o 12 proc., podczas gdy WIG20 rośnie jedynie o 3,5 proc., a mWIG40 o nieco ponad 5 proc. Niewielka zadyszka w sektorze najmniejszych spółek nie powinna więc specjalnie dziwić. Po trwającej niemal przez cały czerwiec płaskiej konsolidacji, wyskok w ostatnich dniach miesiąca kończącego półrocze mógł wyglądać nieco podejrzanie, ale pierwszy tydzień lipca przyniósł utrzymanie zdobytego przez byki poziomu, czyli okolic 11 800 punktów. Niskie obroty świadczą o spadku aktywności inwestorów i w najbliższych tygodniach raczej nie należy się spodziewać radykalnych zmian w tej kwestii.

W trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia byki i niedźwiedzie podzieliły walory blue chips między siebie niemal po równo. W przypadku tych pierwszych na uwagę zasługuje gwałtowny powrót zainteresowania sektorem paliwowym. Akcje Lotosu zwyżkowały o prawie 7 proc., przekraczając w czwartek 90 zł, choć zaledwie kilka dni wcześniej broniły się przed spadkiem poniżej 80 zł. Walory PKN Orlen zwyżkowały nieznacznie mocniej, także przy sporych wahaniach. Atmosferę podgrzała informacja o złożeniu przez Orlen wniosku do Komisji Europejskiej o zgodę na przejęcie gdańskiej rafinerii oraz zapowiedzi dotyczące efektów połączenia obu firm. Po niedawnej niewielkiej spadkowej korekcie, nowy rekord ustanowiły akcje Dino, rosnąc o ponad 6 proc. Na historycznym maksimum znalazły się także papiery Cyfrowego Polsatu, zwyżkując o 3 proc., ale nie towarzyszyły im walory Orange i Play, pozostające w fazie niewielkiej spadkowej korekty. Wzrost przychodów CCC w czerwcu o 60 proc. i o 37 w pierwszej połowie roku, nie zadowolił inwestorów i notowania spółki poszły w dół w skali tygodnia o prawie 2 proc., po wtorkowym tąpnięciu o niemal 5 proc. W reakcji na negatywny rozwój sytuacji na rynku miedzi, notowania walorów KGHM traciły ponad 3 proc., z trudem utrzymując się w czwartek nieznacznie powyżej 100 zł. Dziwić może nie tyle słaba postawa największych banków w ostatnich dniach, co zupełny brak reakcji na korzystną dla nich poprawkę do projektu „prezydenckiej" ustawy frankowej, zanoszącą pomysł utworzenia funduszu konwersji, mającego obciążać banki dodatkowymi kosztami.

OPEC nie pomógł ropie

Zgodnie z oczekiwaniami, zakończone w pierwszych dniach minionego tygodnia posiedzenie kartelu przyniosło decyzję o przedłużeniu o dziewięć miesięcy limitów wydobycia surowca, a do porozumienia dołączyło dziesięć krajów niezrzeszonych formalnie w OPEC. Ale stało się też coś więcej, a mianowicie doszło do podpisania deklaracji stałej współpracy OPEC ze wspomnianą dziesiątką państw, a więc pewnego rodzaju rozszerzenia pola oddziaływania tej organizacji producentów. Wydawałoby się więc, że to informacje sprzyjające notowaniom surowca. Tymczasem reakcja rynków była zupełnie odwrotna, niż można było się spodziewać. We wtorek notowania WTI tąpnęły o prawie 5 proc., docierając do 56 dolarów za baryłkę, a Brent potniał o ponad 4 proc., zniżkując w okolice 62 dolarów za baryłkę. Do końca tygodnia niewiele się już zmieniło, choć skala przeceny została nieco zredukowana. Trochę chyba zadziałała stara zasada „kupuj plotki, sprzedawaj fakty", ale dodatkowo przeważyły obawy przed spowolnieniem w globalnej gospodarce. Wszystko więc wskazuje na to, że w najbliższym czasie o sytuacji na rynku decydować będą sygnały makroekonomiczne oraz ewentualny wzrost napięć o charakterze geopolitycznym. Rzecz jasna, każdy z nich będzie oddziaływał w przeciwnym kierunku, a co z tego wyniknie, trudno przewidzieć.

Pierwszy tydzień lipca zaczął się słabo na rynku miedzi. Notowania kontraktów terminowych na ten metal zniżkowały do czwartku o 1,3 proc., odbijając się w dół od poziomu 275 centów za funt i spadając przez moment poniżej 265 centów. Inwestorzy krótko cieszyli się ze wznowienia amerykańsko-chińskich negocjacji handlowych, zdając sobie pewnie sprawę, że do zasadniczego porozumienia droga jest jeszcze bardzo daleka, a obawy zarówno o kondycję globalnej, jak i chińskiej gospodarki, są zdecydowanie uzasadnione. Stabilizacja notowań kontraktów między 260 a 280 centów za funt wydaje się scenariuszem najbardziej prawdopodobnym, o ile nie pojawią się mocniejsze negatywne sygnały, świadczące o poważniejszym osłabieniu koniunktury.

Z tych obaw wciąż korzysta złoto, które jednak nadal nerwowo reaguje na sytuację na rynku walutowym. Chęć realizacji zysków przez część inwestorów, w połączeniu z umocnieniem się dolara, spowodowały w poniedziałek małą panikę i spadek ceny kruszcu o 1,7 proc. i zejście poniżej 1400 dolarów. Notowania jednak w kolejnych dniach równie dynamicznie się odbudowały, przejściowo powracając nawet powyżej 1440 dolarów, czyli w okolice niedawnego lokalnego szczytu. Wydaje się, że złoto na dłużej powróciło do łask inwestorów, a powodów ku temu nie brakuje.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?