Zmiana nastawienia banków centralnych o 180 stopni
Krach na Wall Street pod koniec 2018 roku odcisnął piętno na polityce monetarnej. Podczas gdy jeszcze w grudniu 2018 r. Rezerwa Federalna ochoczo po raz kolejny podniosła stopy procentowe, a jej szef Jerome Powell zapewniał, że normalizacja (redukcja) bilansu postępuje zgodnie z „autopilotem", to zaledwie parę tygodni później bank zaczął kroczek po kroczku wycofywać się z monetarnego zacieśniania. Najpierw w sferze retoryki, a potem konkretnych komunikatów i decyzji.
W lutym br. z oficjalnego komunikatu po posiedzeniu wykreślono zdanie o „kolejnych stopniowych podwyżkach stóp". Pojawiło się też stwierdzenie o „dostosowaniu" planu normalizacji bilansu, czyli – mówiąc dosadniej – operacji odchudzania portfela obligacji skupionych wcześniej przez lata w ramach QE („luzowania ilościowego"). Potem pod koniec marca Fed ogłosił, że normalizacja, która według pierwotnych planów z czasów prezesury Janet Yellen miała trwać latami, będzie wygaszana od maja do września.
Ale na szybkim wycofaniu się z podwyżek stóp i normalizacji bilansu się nie skończyło. Presja rynkowa, pogarszające się wskaźniki makroekonomiczne na świecie, a wreszcie agresywna retoryka prezydenta Trumpa regularnie atakującego Powella na Twitterze – wszystko to sprawiło, że Fed nie poprzestał na zatrzymaniu podwyżek, lecz w lipcu po raz pierwszy od lat obniżył stopy procentowe (potem jeszcze we wrześniu i w październiku).
I nawet to nie wystarczyło, bo we wrześniu amerykański bank centralny nagle zaczął... pompować płynność, reagując na tajemniczy kryzys na rynku pożyczek międzybankowych, a potem ogłosił, że pompowanie to może trwać przez dłuższy czas, mimo że nie będzie to klasyczne QE.
Dodajmy do tego jeszcze fakt, że po drugiej stronie oceanu Europejski Bank Centralny ogłosił powrót do QE, mimo że jeszcze w grudniu ub.r. jego szef Mario Draghi zapewniał, że to świetny moment do... zakończenia QE. Bez wątpienia odchodzący rok zapisze się na kartach historii jako ten, w którym banki centralne dokonały zwrotu w polityce monetarnej o 180 stopni. Co oczywiście nie pozostało bez wpływu na rynki. Ten wpływ powinien się utrzymywać przynajmniej w pierwszej połowie 2020 r., choć nieco zmieni się percepcja rynkowa – o ile na przestrzeni tego roku dyskontowano poluzowanie polityki, o tyle w przyszłym inwestorzy będą wypatrywali ewentualnych sygnałów ewentualnego wycofywania się z tego luzowania.