Amerykański bank centralny już od jakiegoś czasu miał jednak w oczach inwestorów mandat do zakończenia QE, a zapewnienia jego szefa Jerome'a Powella w Jackson Hole o spokojnym przebiegu zacieśnienia monetarnego wystarczyły, by ich uspokoić. Zaskakująco słabe dane z rynku pracy rozpoczęły wręcz falę spekulacji, że koniec QE zostanie ogłoszony jednak później niż podczas wrześniowego posiedzenia, a jeżeli stanie się to we wrześniu, to tapering będzie miał warunkowy charakter. Przed narastającą presją, by zacząć myśleć o rewizji swojej ultraakomodacyjnej polityki pieniężnej, stanie natomiast Europejski Bank Centralny, dla którego jeszcze niedawno uzyskanie inflacji powyżej 2 proc. zdawało się niemal nieosiągalnym celem.

Sierpniowy odczyt HICP w strefie euro wyniósł 3 proc. r./r., najwięcej od dziesięciu lat, inflacja bazowa ostatnio na poziomie 1,6 proc. r./r. znalazła się zaś w 2012 r. Na tle tego, co dzieje się w USA czy nawet Wielkiej Brytanii, sytuacja EBC wciąż jest bardzo komfortowa, wiele przesłanek wskazuje, że wzrost cen nie ma na razie charakteru strukturalnego, wynika głównie z przerwanych łańcuchów dostaw i efektów jednorazowych. Analogiczne tłumaczenie rynek słyszał jednak już kilka miesięcy temu w innych krajach, a tezy o chwilowości inflacji stają się coraz bardziej wątpliwe.

W przypadku Europy sytuacja jest o tyle specyficzna, że jednorazowość pewnych efektów, jak np. wpływu tymczasowej zeszłorocznej obniżki podatku od sprzedaży w Niemczech, jest niezaprzeczalna. Jednocześnie wiadomo jednak, że niemonetarne komponenty koszyka inflacyjnego mogą być w przyszłym roku nawet poważniejszym problemem. Globalne ceny żywności osiągnęły właśnie, wbrew wzorcowi sezonowemu, nowe szczyty, rekordy biją ceny gazu i węgla na europejskich rynkach, co sprawia, że coraz wyraźniej mówi się o kilkudziesięcioprocentowych podwyżkach cen prądu w wielu krajach europejskich. Przede wszystkim jednak podejście do inflacji w ważnych gospodarkach Europy, w szczególności w Niemczech, jest znacznie mniej liberalne niż w USA czy na rynkach wschodzących, a pozycja Christine Lagarde słabsza niż Jerome'a Powella. Ostatnie wypowiedzi Jensa Weidmanna i innych członków Rady Prezersów EBC zostały wzięte poważnie przez europejski rynek długu i naszym zdaniem są ku temu przesłanki, także w związku z faktem, że fala zakażeń wariantem Delta koronawirusa przebiega na kontynencie łagodniej, niż można się było spodziewać, a spowolnienie gospodarcze w Europie będzie zapewne w trzecim kwartale mniej wyraźne niż w USA i Chinach. Środowisko wiecznie ujemnych stóp procentowych na kontynencie zaczyna stawać po raz pierwszy od lat pod, lekkim na razie, znakiem zapytania. ¶