Efekt czy defekt stycznia

Trzeci tydzień stycznia na warszawskiej giełdzie należał zdecydowanie do niedźwiedzi. Rynek się schłodził, żeby nie powiedzieć – zmroził – i zrobiło się trochę niebezpiecznie. Jak wyglądają wykresy?

Publikacja: 24.01.2022 05:00

Efekt czy defekt stycznia

Foto: Adobestock

Jeszcze tydzień temu wszystko układało się zgodnie z byczym scenariuszem. Indeksy GPW rosły bowiem zgodnie z sezonową anomalią, zwaną efektem stycznia. Wystarczyło jednak kilka sesji, by indeksy wróciły na poziomy z początku roku, a po pozytywnym wpływie owego efektu nie było śladu.

Utracony dorobek

Złożyło się na to kilka czynników, lokalnych i globalnych. W gronie tych pierwszych należy wymienić planowane emisje akcji przez PGE i Eneę, które uderzyły w cały sektor energetyczny, a także nabierającą rozpędu falę zakażeń Covid-19, która uderza z kolei m.in. w spółki odzieżowe jak LPP i CCC. Swoje dołożyły też banki, które po czterotygodniowym rajdzie napędzanym inflacją i oczekiwaniami co do podwyżek stóp w końcu musiały się skorygować.

W kwestii czynników globalnych – tutaj prym wiodła sytuacja na Wall Street, czyli spadające poniżej ważnych średnich kroczących indeksy S&P 500 i Nasdaq Composite, oraz eskalacja konfliktu między Rosją a Ukrainą, która wzmaga międzynarodowe niepokoje i pośrednio wpływa na nastroje inwestorów, co widać było zarówno po zachowaniu moskiewskiego MOEX czy notowanego na GPW WIG-Ukraine.

Wypadkową tych negatywnych czynników był spadek WIG blisko o 4,5 proc. w ciągu ostatnich pięciu sesji. Indeks zniósł cały styczniowy dorobek i w piątek znalazł się poniżej średniej kroczącej z 50 sesji. Ta ostatnia znów skierowała się w dół i do średniej z 200 sesji brakuje jej 1400 pkt. Jeśli dojdzie do skrzyżowania, na wykresie powstanie formacja krzyża śmierci, która, choć nie musi, to może zwiastować poważniejsze spadki.

Jeśli spojrzeć na wykres WIG nieco szerzej, to widać potencjalny zalążek trendu spadkowego. Mamy bowiem listopadowy historyczny szczyt na poziomie 75 018 pkt i styczniowy lokalny szczyt przy 73 697 pkt. Jeśli trwająca fala spadkowa przebije lokalny dołek z grudnia przy 66 200 pkt, to zarysuje nam się układ coraz niższych maksimów i minimów. A tak przecież zaczynają się trendy spadkowe.

Niepokojąco wygląda sygnał sprzedaży na MACD oraz fakt, że RSI – mimo dużego spadku – wciąż nie dotarł do granicy wyprzedania. To daje przestrzeń do kontynuacji krótkoterminowej zniżki, a więc rośnie ryzyko, że WIG przebije niebawem w dół 200-sesyjną średnią (obecnie 67 800 pkt, a w piątek indeks sięgał nawet 68 947 pkt), która stanowi umowną granicę hossy.

Czy to początek bessy?

Negatywny scenariusz dla szerokiego rynku niestety wspiera zachowanie WIG20. Indeks ten spadł poniżej 2300 pkt, a krzyż śmierci na jego wykresie jest już pewny. Do tego dochodzą zawracające w dół mWIG40 i sWIG80, które również zaczynają tworzyć układy spadkowe. Warto podkreślić słowo „zaczynają". Na razie bowiem żaden z wymienionych indeksów nie doszedł do ostatniego lokalnego dołka, więc owe układy spadkowe nie zostały aktywowane. I dopóki do przebicia tych wsparć nie dojdzie, dopóty ostatnia wyprzedaż będzie traktowana jako korekta grudniowo-styczniowego rajdu. Biorąc jednak pod uwagę wspomniane na początku czynniki fundamentalne i ekonomiczne, a także ich wypadkowe w postaci niepokojących sygnałów na wykresach, należy liczyć się z tym, że to, co obserwujemy obecnie na rynkach, to początek bessy.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty