Większe koszty i mniejszy popyt uderzą w spółki

Możliwy wzrost presji płac i wyższe ceny prądu mogą być trudne do przeniesienia na klientów. Szczególnie jeśli gospodarka zacznie hamować.

Publikacja: 28.11.2018 13:00

Foto: GG Parkiet

Podczas ostatniego posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej niektórzy jej członkowie zwracali uwagę, że skala napływu pracowników z zagranicy zmniejsza się, a w przyszłym roku może nawet nastąpić odpływ części z nich w reakcji na zmiany polityki migracyjnej Niemiec. To wraz z prawdopodobnym nasilaniem się żądań płacowych w sferze budżetowej może się przyczyniać do wzrostu dynamiki wynagrodzeń w kolejnych kwartałach.

Praca, prąd i materiały

– Odpływ migrantów z Polski jest realnym zagrożeniem wynikającym m.in. z faktu, że sąsiadujące z Polską kraje także borykają się z rosnącymi wyzwaniami na swoich rynkach pracy. Ich źródłem są pogłębiające się niekorzystne zmiany demograficzne i cykliczne wzmocnienie popytu na rynku pracy związane z poprawą koniunktury – mówi Marta Petka-Zagajewska, kierownik zespołu analiz makroekonomicznych w PKO BP.

Problemem polskich firm zatrudniających obcokrajowców są głównie trudności administracyjne i z uzyskaniem prawa do długoterminowego pobytu. – Zmiana przepisów w Niemczech może sprawić, że praca za naszą zachodnią granicą będzie łatwiejsza do zalegalizowania, a przewagą Niemiec trudną do zniwelowania przez Polskę będzie dużo wyższy poziom wynagrodzeń. Łącznie może to prowadzić do stopniowego odpływu migrantów z Polski do Niemiec. To ponownie pogłębi wyzwania na rynku pracy – podkreśla ekonomistka PKO BP, wskazując, że skutkiem może być większa presja na wzrost płac. Teraz mamy 16,6 mln pracujących Polaków i ok. 1 mln pracowników z Ukrainy, co oznacza, że imigranci z Ukrainy stanowią 6 proc. dostępnych dla pracodawców zasobów. Są jednak także inni obcokrajowcy pracujący w Polsce.

Sprawa nie jest jednak oczywista, bo istnieją też czynniki powstrzymujące przed wyjazdem. – To bliskość geograficzna Polski i zachodniej Ukrainy, podobny język oraz stały rozwój usług, przede wszystkim prywatnych, i sieci kontaktów wśród pracowników imigrantów – zaznacza Piotr Bartkiewicz, ekonomista mBanku.

Dodaje, że gdyby doszło do odpływu migrantów, to branżami mogącymi być najbardziej dotkniętymi presją płac byłyby te, w których udział obcokrajowców w zasobie pracujących jest największy, a więc w budownictwie, w mniejszym stopniu w usługach, takich jak hotelarstwo, turystyka, handel.

Problem w tym, że wyższe koszty pracy mogą się zbiec w czasie z dużym wzrostem cen prądu i niektórych surowców. Na to nałoży się obniżenie tempa wzrostu PKB w przyszłym roku do ok. 3,8 proc. z nieco ponad 5 proc. w tym roku.

– Problemy z przekładaniem wzrostu kosztów na klientów, czyli z marżą, obserwujemy już od pewnego czasu. Wzrost kosztów pracy widoczny ze szczególnym nasileniem od 2017 r. nie przełożył się na wzrost cen. Trudno sobie wyobrazić, że w warunkach wolniejszego wzrostu popytu będzie to łatwiejsze – wręcz przeciwnie, cykl koniunkturalny powinien pogłębiać problemy, a nie je łagodzić. Spodziewamy się realizacji scenariusza, w którym dostosowanie do wyższych kosztów będzie się odbywać nie od strony nominalnej, czyli przez ceny, ale od strony realnej, czyli przez upadłości, restrukturyzacje, konsolidację lub ograniczanie produkcji – wskazuje Bartkiewicz.

W podobnym tonie wypowiada się Petka-Zagajewska. – Podczas stopniowo spowalniającego wzrostu gospodarczego przerzucanie wyższych kosztów na odbiorców będzie utrudnione, co przyczyni się do pogorszenia wyników finansowych firm. Na tym tle potencjalnie najbardziej narażone na wzrost kosztów energii i pracy, przy uwzględnieniu obecnego poziomu zyskowności, wydają się być takie branże, jak produkcja metali, wyrobów chemicznych, z gumy i tworzyw sztucznych, produkcja odzieży, specjalistyczne roboty budowlane, magazynowanie, transport, usługi związane z utrzymaniem porządku – dodaje ekonomistka PKO BP.

Bartkiewicz wskazuje, że przerzucanie kosztów na klientów powinno być tym łatwiejsze, im mniejsza konkurencja w branży, im bardziej rozproszona klientela, im mniej elastyczny popyt na wyroby lub usługi tej branży i im większy udział dóbr finalnych. – Dlatego też lepiej powinny radzić sobie branże usługowe, gorzej zaś – poddostawcy, producenci dóbr pośrednich tkwiący głęboko w międzynarodowych łańcuchach dostaw – wyjaśnia.

Obaw o sytuację na polskim rynku pracy nie ma Dariusz Świniarski, zarządzający w DM TMS Brokers. Wskazuje, że szczyt w dynamice spadku stopy bezrobocia mamy za sobą i w kolejnych miesiącach należy oczekiwać zmniejszenia presji płac. – Rynek pracownika stopniowo przyciąga osoby nieaktywne zawodowo, co łagodzi sytuację. Spółki budowlane informują, że nie widzą potrzeby zwiększania zatrudnienia, gdyż potencjalnie szczyt w budownictwie mamy już za sobą, więc nie ma potrzeby pozyskiwać pracowników od konkurencji po zawyżonych stawkach i zostać z nimi na kolejne lata, przy „płaskim" portfelu zamówień – przekonuje. Przyznaje, że wzrost kosztów energii będzie wywierał presję na marże spółek, ale w większości branż udział w całości ponoszonych kosztów nie przekracza kilku procent. Najmocniej jego zdaniem wzrost cen energii odczują branże hutnicza, górnicza i produkcja cementu.

Zdaniem Bartosza Pawlaka, zarządzającego w Baltic Capital TFI, oczekiwany dalszy wzrost wynagrodzeń i energii elektrycznej powinien wywierać presję na sektor przemysłowy, chemiczny i wydobywczy. – Udział energii elektrycznej w łącznych kosztach tych spółek to kilka–kilkanaście procent. Mając na uwadze duży wzrost cen energii, należy oczekiwać dalszej presji na wyniki. W przyszłym roku pod presją mogą pozostać wyniki firm budowlanych ze względu na wzrost wynagrodzeń i cen materiałów – mówi Pawlak.

Nie jest jednak przerażony wyhamowaniem polskiej gospodarki w przyszłym roku. – Nadal będzie to solidny wzrost na tle krajów Unii Europejskiej. Wiele zależy od tego, czy wyższe koszty uda się przełożyć na klientów końcowych, o czym zdecyduje popyt na dane wyroby i presja konkurencyjna. Dynamiczny wzrost wynagrodzeń już był widoczny w poprzednich kwartałach, więc spółki powinny być lepiej przygotowane. Sektory przemysłowy i chemiczny powinny częściowo przenieść wzrost kosztów na klientów. Największe wyzwanie stoi przed branżą budowlaną, która realizuje długoterminowe kontrakty, a możliwość renegocjacji kontraktów jest ograniczona – dodaje Pawlak.

Małe firmy pod presją

Problemy z rentownością to główny powód ostatni spadków notowań małych i średnich spółek (obok czynników technicznych takich jak problemy niektórych TFI i umorzenia). – Bieżący poziom wycen na GPW w pewnej części jest właśnie spowodowany brakiem transmisji wzrostu bazy kosztów firm na produkty. Lepiej w obecnym otoczeniu makroekonomicznym radzą – i będą sobie radzić – spółki usługowe, bo tam elastyczność popytu jest mniejsza. Firmy eksportowe czeka sporo wyzwań z uwagi na spowolnienie niemieckiej gospodarki na skutek zakłóceń w globalnej wymianie handlowej. Dlatego lepiej zachowywać się będą spółki wartościowe, kosztem wzrostowych, i te z sektorów defensywnych, gdzie inwestorzy mogą liczyć na stabilny strumień dywidend – uważa Świniarski.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty