Argentyna bardzo regularnie spędza inwestorom sen z powiek. Kraje Ameryki Łacińskiej ogólnie, a Argentyna w szczególności, mają historyczne zamiłowanie do rozwiązłej polityki gospodarczej i nawracających prób stabilizowania sytuacji za pomocą sztywnego kursu walutowego, co zwykle okazuje się wybuchową mieszanką. Taką próbę sanacji argentyńskiej gospodarki podejmuje obecny prezydent Macri, który jednak stoi przed widmem porażki w wyborach prezydenckich 27 października. Jego porozumienie z MFW zakłada, że w zamian za pomoc Argentyna znacznie ogranicza wydatki publiczne, co doprowadziło do głębokiej recesji. Jednocześnie względnie stały kurs peso do dolara miał zapewnić spadek inflacji. W ostatnich miesiącach argentyński rynek był prawdziwą bonanzą dla spekulantów, oferując krótkoterminowe stopy procentowe powyżej 60% (!!!) w skali roku i obietnicę stałego kursu wymiany na dolara. Taki historie zwykle nie kończą się dobrze, jednak Macri miał nadzieję, że polityka doprowadzi do spadku inflacji (która nadal przekracza 50%!), co pozwoli obniżyć stopy procentowe, pobudzić gospodarkę i wyjść na prostą. Niestety, prezydentowi może najzwyczajniej w świecie zabraknąć czasu – choć w niedzielę odbyły się jedynie prawybory, Macri przegrał je z kandydatem opozycji o niemal 14 punktów procentowych, a to nie wróży niczego dobrego. Wygranym jest Alberto Fernandez, wraz z którym o władzę (w roli wiceprezydent) ubiega się była prezydent Cristina Fernadez de Kirchner. Jest ona oskarżona o korupcję, ale przede wszystkim za jej rządów Argentyna stanęła na krawędzi bankructwa. Zarabiające na różnicy w stopach procentowych fundusze uciekały wczoraj w popłochu, zaś indeks giełdowy wyrażony w dolarach odnotował drugi największy spadek licząc od 1950 roku dla jakiejkolwiek giełdy - jego notowania spadły o prawie połowę! Skokowa przecena peso wpłynie ponownie na skok inflacji, a to jeszcze bardziej utrudni obecnemu prezydentowi kampanię o reelekcję.
Ponieważ Argentyna nie jest już znaczącym graczem na rynkach globalnych tego rodzaju incydent mógłby przejść bez szerszych konsekwencji. Jednak kryzys ten ma miejsce w momencie, gdy Pekin regularnie osłabia juana. To wszystko zwiększa presję na waluty rynków wschodzących i wywołuje obawy o nakręcenie spirali deprecjacji w celu zwiększania konkurencyjności. Wczoraj mocno traciły takie waluty jak brazylijski real, południowoafrykański rand, chilijskie i meksykańskie peso. W tym kontekście złoty radzi sobie przyzwoicie, waluty naszego regionu są bowiem dość mocno powiązane z euro (co ostatnio nie zawsze było zaletą) i w związku z tym, bardziej odporne na tego rodzaju szoki. To nie znaczy jednak, że złoty nie traci, co najlepiej widać w kursie franka, gdzie - pomimo prawdopodobnej interwencji SNB w ostatnim czasie - cały czas kieruje się globalny kapitał. Dziś rano kurs CHFPLN jest najwyżej od kwietnia 2017 roku.
Wtorkowy kalendarz przynosi nam dwie istotne publikacje: rynek pracy w Wielkiej Brytanii (10:30) oraz inflację w USA (14:30). Ponadto o 18:00 naszego czasu włoski senat ma debatować odnośnie przedterminowych wyborów. O 8:45 euro kosztuje 4,3302 złotego, dolar 3,8683 złotego, frank 3,9846 złotego, zaś funt 4,6637 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB