Comarch, jedna z największych spółek IT w Polsce (w 2012 r. grupa miał prawie 0,9 mld zł przychodów, na koniec czerwca zatrudniała 3,9 tys. pracowników), od początku zarządzany jest przez Janusza Filipiaka, który razem z żoną jest też większościowym akcjonariuszem. Pełna kontrola, jaką nad Comarchem sprawuje małżeństwo Filipiaków (Elżbieta Filipiak stoi na czele rady nadzorczej), sprawia, że spółka od początku podąża własną ścieżką rozwoju, która nie do końca odpowiada inwestorom finansowym. Stąd ich obecność w akcjonariacie Comarchu jest śladowa.
Plusy i minusy
O co chodzi? Przede wszystkim o jednoosobowe zarządzanie spółką przez prezesa. Filipiak, mimo że stoi na czele spółki giełdowej (zadebiutowała w 1999 r.), dość lekko podchodzi to tego, czego od niego oczekują mniejszościowi akcjonariusze. Współpracownicy prezesa nie ukrywają, że kieruje nią w sposób autorytarny, a przekonanie go do zmiany zdania jest bardzo trudne. Równocześnie chwalą swojego szefa za to, że stara się przewidywać i wyprzedzać trendy rynkowe. Dlatego Comarch nie waha się łożyć grubych, przekraczających 100 mln zł rocznie, pieniędzy na badania i rozwój produktów. Tego typu wizjonerską inwestycją była Interia.pl. Sprzedając swój pakiet, Comarch zainkasował w 2007 roku aż 160 mln zł zysku. Dzięki temu spółkę stać m.in. na stałą rozbudowę zaplecza produkcyjnego. Kilka dni temu podpisała umowę na budowę kolejnego biurowca w krakowskiej SSE. Obiekt, w którym będzie mieściło się m.in. nowe data center, pochłonie ponad 60 mln zł. Ponad 40 mln zł będzie też kosztowała budowa biurowca w Łodzi. Inwestycje „nieruchomościowe" współfinansowane są kredytami bankowymi. – To jedyny dług jaki zaciągamy w firmie – podkreśla prezes.
Jego ostatnim konikiem są jednak rozwiązania dla sektora medycznego. Twierdzi, że starzejące się społeczeństwo i rosnąca świadomość, że warto dbać o zdrowie, spowodują, że popyt na usługi medyczne będzie szybko rósł. Na rozwój oferty w tym obszarze spółka wyłożyła już dziesiątki milionów złotych. Pion wciąż generuje jednak duże straty i nie zmieni się to jeszcze przez kolejnych kilka lat.
Polska jest za ciasna
Comarch, który zaczynał od produkcji systemów dla branży telekomunikacyjnej, szybko doszedł do wniosku, że polski rynek jest zbyt ciasny i więcej może zarabiać za granicą. Inaczej jednak niż np. Asseco Poland, długo opierał się przed przejmowaniem zagranicznych firm IT. Najważniejszą próbą, z perspektywy czasu dość nieudaną, był zakup pięć lat temu niemieckiej spółki SoftM (ob. Comarch SuB). Podmiot, którego kontrolny pakiet kosztował kilkanaście milionów euro, mimo restrukturyzacji (obejmowała m.in. zwolnienia) wciąż jest deficytowy. Obecnie, oprócz systemów dla telekomunikacji, największym wzięciem za granicą cieszą się systemy obsługujące programy lojalnościowe. Korzysta z nich m.in. kilka linii lotniczych, a także wiele europejskich filii BP.
Sprzedaż eksportowa zapewnia Comarchowi obecnie około połowy przychodów. Powoduje to, że wyniki grupy uzależnione są od wahań kursowych. W I półroczu miały pozytywny wpływ na rezultaty. Poprawiły zysk netto o ok. 3 mln zł. Rok temu sytuacja była odwrotna. Głównymi rynkami zbytu, dzięki Comarch SuB, są kraje niemieckojęzyczne. Spora część sprzedaży trafia też do Stanów Zjednoczonych. Na znaczeniu zyskuje również Francja.