Tym razem jednak powodem ruchów nie były działania kartelu OPEC czy nowe prognozy mówiące o negatywnym wpływie pandemii na popyt. Powodem zwiększenia się zmienności była sytuacja, która może w zasadzie zdarzyć się w każdej chwili, a rynki zdają się nie do końca rozumieć jej konsekwencje. Chodzi oczywiście o przypadkowe zablokowanie Kanału Sueskiego przez jeden z kontenerowców. Szacuje się, że wartość towarów przepływających przez kanał każdego dnia wynosi około 9,5 mld USD i odpowiada za ponad 10 proc. wolumenu globalnego handlu. Każdy dzień blokady oznacza więc poważne straty dla światowej gospodarki i dodatkowo uwypukla problem, który objawił się w trakcie pandemii – światowe łańcuchy dostaw są kruche. Ogromny rozmiar kontenerowca sprawia, że służby ratunkowe mogą być zmuszone poczekać kilka dni na lepsze warunki pływowe, a jeśli to nie zda egzaminu, konieczne może być rozładowanie statku, co może potrwać nawet tygodnie. Co to oznacza dla rynków? Opóźnienia w dostawach i ograniczenia podaży surowców mogą doprowadzić do wzrostu ich cen, a to powinno wywrzeć presję inflacyjną w krótkim terminie. Biorąc pod uwagę, że ostatnie spadki na giełdach tłumaczy się wzrostem rentowności, wzrost oczekiwań inflacyjnych może dodatkowo wesprzeć rynkowe stopy i tym samym wywrzeć presję na rynki akcji. ¶