Jastrzębska Spółka Węglowa zmagała się z olbrzymią liczbą zakażeń koronawirusem wśród pracowników. Czy sytuacja już wróciła do normy?
Od początku pandemii w naszych kopalniach liczba górników zakażonych koronawirusem przekroczyła 4,1 tys. Ale też 4,1 tys. osób już wyzdrowiało. Jesteśmy jedną z najdokładniej przebadanych firm w Europie, bo w sumie przeprowadziliśmy ponad 40 tys. testów na obecność koronawirusa wśród załogi. Po tym trudnym dla nas okresie sytuacja wraca do normy, kopalnie już normalnie pracują i realizują plany produkcyjne przygotowane jeszcze przed wybuchem pandemii. Od lipca zarówno wykonane prace przygotowawcze w kopalniach, jak i wydobycie węgla są zgodne z naszymi założeniami. Wpisaliśmy zagrożenie pandemią w naszą górniczą codzienność, podobnie jak zagrożenie metanowe, pożarowe czy tąpania.
Pandemia nie dotknęła równomiernie kopalń JSW. Były takie zakłady, gdzie zakażeni byli niemal wszyscy górnicy, i takie, gdzie tych zachorowań praktycznie w ogóle nie było. Z czego to wynikało?
Do tej pory potwierdzono zakażenie u około 20 proc. pracowników kopalń JSW. Od marca w naszych kopalniach obowiązywały rygorystyczne procedury minimalizowania zagrożenia zakażeniem. Były one wzorem dla innych spółek wydobywczych. Wiele razy powtarzałem, że wirus nie powstaje w kopalniach. Nasi pracownicy zarażali się poza pracą, a dopiero po jakimś czasie dochodziło do zarażeń zdrowych górników przez górników zakażonych. Ponieważ przytłaczająca większość górników przechodziła zakażenie bezobjawowo, nawet najdoskonalsze systemy profilaktyki nie były w stanie wykryć tak zwanych pacjentów zero. W maju i czerwcu wirus błyskawicznie rozprzestrzeniał się w kopalni Pniówek, a później w obu ruchach kopalni Borynia-Zofiówka. Ogniska zakażeń nie było w kopalni Knurów-Szczygłowice. Okazało się, że miasto Knurów jest zieloną wyspą na mapie, wolną od wirusa. Natomiast w Rybniku, Wodzisławiu i Jastrzębiu-Zdroju, gdzie mieszka wielu pracowników pozostałych kopalń, był wysyp zachorowań.
Jaki był więc sens zamykania na trzy tygodnie Knurowa-Szczygłowic i Budryka, czyli tych kopalń, gdzie właściwie nie było zakażeń?