Dlaczego Jezus wypędził bankierów ze świątyni?

Historia › Dziedziniec Pogan w Jerozolimie był ówczesnym Wall Street. Wielu finansowych „wilków" dorobiło się na nim fortun. Hubert Kozieł [email protected]

Publikacja: 26.12.2018 10:30

Dlaczego Jezus wypędził bankierów ze świątyni?

Foto: Adobestock

 

„Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: »Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!«" (J 2, 13–16).

Ten biblijny epizod otworzył trwającą wiele stuleci debatę na temat tego, czy bycie bankierem jest moralne. Skoro bowiem sam Jezus okazywał miłosierdzie poborcom podatkowym i nierządnicom, a bankierów potraktował batem, to czy branża bankierska jest w oczach Boga przeklęta? Czy spekulant finansowy może zostać zbawiony? A może to Jezus wystąpił jako samozwańczy regulator rynku? Co się naprawdę kryło za tym ewangelicznym epizodem?

Szekle lepsze od sestercji

Tereny obecnego Izraela stanowiły od 6 r. n.e. część rzymskiej prowincji Syria. Galilea, z której pochodził Jezus, podlegała władzy marionetkowego króla Heroda Antypasa, Judea i Samaria podlegały zaś bezpośredniej władzy rzymskiej. Władza ta była jednak oczywiście do pewnego stopnia współdzielona z lokalnymi elitami, które stanowili kapłani i lewici (przedstawiciele pokolenia Lewiego żyjący z obsługi świątyni). Centrum życia religijnego stanowiła Świątynia Jerozolimska, przebudowana przez Heroda Wielkiego. Każdy żydowski mężczyzna musiał do niej pielgrzymować i ofiarowywać w niej zwierzęta na ofiarę dla swojego Pana. Odwiedzając świątynię, musiał uiszczać kapłanom specjalny podatek i opłaty za usługi, a lewitom dawać specjalną darowiznę nazywaną „na wodę". Idzie to wszystko na utrzymanie 28 tys. ludzi obsługujących świątynię. Lewitów jest tak wielu, że każdy z nich może służyć w świątyni jedynie przez pół miesiąca w roku, a przez pozostałe 11,5 miesiąca pozostaje bezczynny. No może poza szukaniem okazji do wyciągnięcia pieniędzy...

Kapłani i lewici są jednak bardzo wybredni, jeśli chodzi o pieniądze, które przyjmują. Nie akceptują rzymskich denarów ani srebrnych sestercji, srebrnych drachm, złotych staterów czy miedzianych oboli. Każda z tych monet jest bowiem rytualnie nieczysta i samo jej dotknięcie czyniło kapłana czy lewitę nieczystym aż do wieczora. Na monetach tych widniały przecież wizerunki pogańskich bogów i władców. Akceptowalne są głównie srebrne szekle emitowane blisko 200 lat wcześniej przez Szymona Machabeusza – jest na nich boskie imię JHWH i palma będącą symbolem walczącej Judei. Od biedy ujdą też greckie didrachmy, na których są tylko greckie litery i wizerunek sowy (mniejsza o to, że to symbol bogini Ateny). Żydzi płacą więc podatki Rzymianom w sestercjach, w handlu wykorzystują wszelkie możliwe monety, ale świątyni muszą płacić w szeklach lub didrachmach. A co, jeśli tej waluty nie mają? Wówczas pojawia się znakomita okazja do zarobku dla bankierów, na których tak bardzo wkurzył się Jezus.

Bankierów tych nazywano kereszami, od aramejskiego słowa „ker", czyli pieniądz. Keresz miał ławeczkę, na której wykładał przykłady monet, które wymieniał, a resztę kapitału trzymał w workach. Zazwyczaj oszukiwał żydowskiego pielgrzyma na wiele sposobów. Kurs wymiany był specjalnie wyśrubowany. Prowizja za transakcję sięgała 10 proc. Sięgano też po bardziej bezczelne sztuczki. Np. wydawano naiwnemu pielgrzymowi lżejszą srebrną minę fenicką zamiast cięższej egipskiej. To właśnie tego typu uderzające w klientów praktyki wywołały gniew Jezusa.

Keresz zarabiał dziennie 40 sestercji, co było sumą bardzo przyzwoitą. A w święta wyciągał nawet 600. Co ciekawe, w grupie tych finansistów Żydzi byli w czasach Jezusa mniejszością. Dominowali w niej Grecy, którzy byli bardziej przedsiębiorczy i mniej skrępowani przepisami. Chętnie się też łączyli w kartele i manipulowali kursami wymiany. Miejscem, gdzie wszyscy z nich prowadzili interesy, był świątynny Dziedziniec Pogan.

Dużo o mentalności kereszów mówi testament pozostawiony ok. 60 r. n.e. przez jednego z nich Euphyllidesa z Salaminy. Zapisał w nim 400 tys. sestercji rodzinie i 200 tys. „wyznawcom Chrestosa". Zastrzegł, by nie dawać świątyni nawet miedziaka, bo „dość się mego napili i nażarli przez 32 lata". Zapisał natomiast 10 tys. sestercji dla maga, który rzuci zaklęcie ściągające trąd na Kliostenesa z Aleksandrii, prawdopodobnie konkurencyjnego keresza.

Wielu z nich inwestowało kapitał zarobiony na ówczesnym rynku forex. Kupowali kopalnie, kamieniołomy, huty szkła, majątki ziemskie czy zajazdy. Judejski handel i rzemiosło również są mocno opanowane przez przedsiębiorczych Greków. „Tak więc choć dziś może się to wydawać dziwne – Judejczycy w handlu, finansach i przemyśle Judei mają najmniej do powiedzenia. Od upadku dynastii narodowej i utraty reszty niepodległości Judea orze ziemie, hoduje stada bydła, dostarcza rekruta Egiptowi, a handlują głównie Grecy, dystansując mocno inne narody, nawet te, którym względy religijne nie zabraniają kontaktów z cudzoziemcami i nie obciążają tysiącami przepisów o »nieczystości«" – pisze Witold Poprzęcki w „Palestynie za czasów Chrystusa".

Potęga Sanhedrynu

Oprócz Greków do potentatów finansowych w Judei zalicza się Sanhedryn, czyli żydowska władza religijna. (Ta sama, która skazała Jezusa na śmierć). Jego roczne dochody wynoszą od 19 mln do 28 mln sestercji. Sanhedryn prowadzi zajazdy dla pielgrzymów i lokale gastronomiczne. Udziela również pożyczek i zapomóg wiernym. Jeśli np. dom Żyda spalił się w szabat (czyli w dzień, w którym ogień gasić mogli tylko goje), to ma on szansę na dostanie wsparcia, które później musi zwrócić. No chyba że Sanhedryn chce zdobyć serca ludu i pokazać, że jest lepszy od rzymskiej administracji zwalniającej pogorzelca z podatków. Wówczas zapomoga jest bezzwrotna. Przede wszystkim jednak Sanhedryn dąży do tego, by pieniądze zostały u niego. Kłóci się więc np. przez parę lat z rzymskim namiestnikiem Poncjuszem Piłatem, który chce od niego 3 mln sestercji na budowę wodociągu dla Jerozolimy.

Sanhedryn dysponuje również bardzo rozbudowaną siatką agenturalną. „Zaraza na dom Annasza, zaraza za jego szpiegowanie!" – to mówi Talmud o jednym z ówczesnych głównych kapłanów. Żydowskie władze religijne szpiegowały przede wszystkim Żydów, by sprawdzać, czy nie oszukują oni czasem świątyni na podatkach. Sanhedryn wiedział np., że ktoś na głębokiej prowincji zatrudnił sobie służącego i nie odprowadzał za niego podatku na świątynię, czy że zaniżał swój dochód, by składać mniej wartościowe ofiary. Jednocześnie jednak wiedza tej organizacji o świecie poza Palestyną była bardzo ograniczona. To przełożyło się na szereg błędów politycznych, które doprowadziły ostatecznie do zniszczenia Jerozolimy przez wojska rzymskie w 70 r. n.e. i upadku świątyni.

Gdy Jerozolima była oblężona przez rzymskie wojska dowodzone przez Tytusa, a w mieście panował koszmarny głód, w świątyni wciąż składano w ofierze żydowskiemu Bogu woły, owce i kozy. Ich mięso, mogące codziennie ocalić od śmierci głodowej setki mieszkańców Jerozolimy, było częściowo zjadane przez kapłanów i lewitów, a jego resztę palono. Gdy zabrakło zwierząt ofiarnych, dla kapłanów był to cios. Wielu z rzymskich żołnierzy, którzy wkroczyli potem do Jerozolimy, stało się bogaczami. Tak bardzo obłowili się na łapówkach od kapłanów chcących uniknąć niewoli.

Recenzje
Mandat niebios dla Xi Jinpinga
Recenzje
Oligarcha, który mierzył znacznie za wysoko
Recenzje
Owocne dialogi człowieka i chatbota
Recenzje
Prywatyzacja wojny po rosyjsku, czyli Wagner podbija Afrykę
Recenzje
Jak pobudzić kreatywność?
Recenzje
Wojna na zupełnie nowym froncie