Tymczasem coraz głośniej jest o tym, że kryzysu na hiszpańskim rynku nieruchomości i będącej jego konsekwencją bankowej zapaści można było uniknąć. Można, gdyby sami Hiszpanie nie oszukiwali, w dodatku przy wsparciu... Międzynarodowego Funduszu Walutowego, zdominowanego przez kilka lat właśnie przez przedstawicieli tej nacji.
Nie taki znowu cud
Szefem MFW w latach 2004-2007 był Rodrigo de Rato, wychwalany za „hiszpański cud gospodarczy" w czasach, kiedy był wicepremierem i ministrem finansów w rządzie Jose Marii Aznara. Po kadencji w fotelu szefa Funduszu został prezesem Caja de Madrid, a później Bankii – instytucji finansowej, która po bankructwie w maju 2012 musiała zostać znacjonalizowana.
To właśnie de Rato oraz jego najbliżsi współpracownicy Jaime Caruana (obecnie dyrektor generalny Banku Rozliczeń Międzynarodowych w?Bazylei, a w latach 2000-2006, czyli w czasie, kiedy doszło do największego boomu na rynku nieruchomości, prezes hiszpańskiego banku centralnego) i Jose Vinals (nadal w MFW na stanowisku dyrektora Departamentu Walutowego i Rynków Kapitałowych) przekonywali, że hiszpańska gospodarka jest w doskonałej kondycji. W dodatku robili to w czasach, kiedy już wyraźnie rosła bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości. Wtedy analizy MFW wskazywały na „godną podziwu dynamikę hiszpańskiego systemu finansowego oraz silny i bardzo rozważny nadzór finansowy i doskonałe regulacje".
A było zupełnie inaczej. –Ludzie pożyczali pieniądze, bo było bardzo tanio, a banki rywalizowały ze sobą o pozyskanie klientów, więc dawały pożyczki nie tylko na dom czy apartament, ale przy okazji na auto lub wakacje. Wtedy przeważnie mniej kosztowało zbudowanie domu niż wynajmowanie go na czas urlopu. Ostatecznie jednak Hiszpanie przeliczyli się i pozostali z pustymi, często niewykończonymi domami, czasami wybudowanymi w pośpiechu, bez niezbędnych pozwoleń. Szacuje się, że liczba takich nieruchomości przekracza milion – mówi prof. Juan Jose Toribio, wykładowca w IESE Business School.
Bez nieprzyjemnych słów
– To wtedy, kiedy Hiszpanie zarządzali MFW, trzeba było powiedzieć kilka nieprzyjemnych słów rządowi w Madrycie – uważa Jonathan Trepper z londyńskiej firmy analitycznej Variant Perception. To właśnie on jako pierwszy, jeszcze w 2009 roku opublikował raport, w którym ostrzegał, że największe instytucje finansowe w Hiszpanii są poważnie zagrożone. I Jaime Caruana, i Jose Vinals, odpowiedzialni wówczas w MFW także za zarządzanie ryzykiem, posiadali wszystkie niezbędne informacje, aby ostrzec rynki międzynarodowe przed pęknięciem hiszpańskiej bańki spekulacyjnej.