W takim dniu jak dziś nie sposób nie poruszyć tego tematu (wywiad został przeprowadzony w środę) – Obama to dobry wybór z perspektywy polskich inwestorów giełdowych?
TOMASZ STADNIK: Ciężko powiedzieć, czy akurat z takiej perspektywy to dobry wybór – to, co się wydarzy na GPW, będzie jedynie odległym echem tych wyborów. Przede wszystkim mamy już coś za sobą – możemy odhaczyć jeden z czynników niepewności, choć akurat rynki spodziewały się takiego właśnie wyniku. Jego skutki trzeba rozpatrzyć w długiej i krótkiej perspektywie. Obamę i jego administrację czekają kluczowe decyzje dotyczące podwyższenia limitu długu publicznego, wygaśnięcia ulg podatkowych ustanowionych jeszcze przez Busha czy ewentualnego podwyższenia podatku od zysków kapitałowych. W krótkim terminie czynników niepewności będzie więc sporo, a reelekcja dotychczasowego prezydenta niekoniecznie skłoni inwestorów za oceanem do zakupów. W długim terminie, z mojego punktu widzenia, powinno być zdecydowanie lepiej. Mam wrażenie, że administracja Obamy lepiej rozumie, jak radzić sobie z recesją bilansową, z którą boryka się teraz światowa gospodarka. Konserwatywni ekonomiści związani z obozem republikanów prawdopodobnie forsowaliby za wszelką cenę cięcia budżetowe. Tymczasem wyjście z recesji bilansowej wymaga fiskalnego pobudzania gospodarki. Co z tego, że w relacji długu do PKB ograniczymy licznik (dług), skoro może to doprowadzić do jeszcze większego spadku mianownika (PKB)? Sposobem na wyjście z problemu jest pobudzenie mianownika (PKB) i dopiero późniejsze ograniczanie licznika (długu).
W tym tygodniu rozstrzygnęły się również inne kluczowe wydarzenia, jak np. głosowanie nad cięciami budżetowymi w Grecji. Trochę odhaczamy tych czynników niepewności. Czy na tej podstawie możemy się spodziewać krótkotrwałego odreagowania rynków, po słabym październiku?
J.P. Morgan, zapytany na początku XX wieku, jaki będzie rynek, odpowiedział „zmienny". Wspomniane czynniki niepewności do odhaczenia są jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Pamiętajmy, że wychodzenie z recesji bilansowej trwa lata, a nawet dwie dekady, jak w przypadku Japonii. W Japonii cały czas nie widać popytu na kredyt ze strony przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. One wciąż nie finansują inwestycji kredytem, mimo że przez ostatnie 20 lat znacząco zredukowały swoje zadłużenie. Skalę problemu musimy określić więc w latach, ale nie dwóch-trzech, tylko dziesięciu-piętnastu, i to przyjmując optymistyczną perspektywę. Nałóżmy sobie na to problemy z podejmowaniem decyzji w Unii Europejskiej. Dla przykładu – w USA podczas epicentrum ostatniego kryzysu dwie osoby – Henry Paulson, sekretarz skarbu, i Nancy Pelosi, spiker w Izbie Reprezentantów – dogadały się w jeden weekend. Przekładając to na europejskie realia, mamy 17 Henry Paulsonów i 17 Nancy Pelosi, którzy muszą się porozumieć. U nas każdy z nich ma, mówiąc ekonomicznie, inną funkcje celu. Mówiąc wprost – rozbieżne interesy, żeby nie powiedzieć, że są ze sobą mocno skonfliktowani. Patrząc na krajowe podwórko – mamy spowolnienie – podobnie jak nasi partnerzy handlowi, inwestycje hamują. W tym kontekście zapowiedź programu Inwestycje Polskie to dobra wiadomość. Nawarzyliśmy piwa w sektorach budowlanym i deweloperskim, mamy banki, które ograniczają swoje bilanse, bo 70 proc. sektora bankowego jest w rękach zagranicznych właścicieli, którzy borykają się z problemami. Europa jest przebankowiona – udział tego sektora w PKB jest na Starym Kontynencie cztery razy większy niż w USA. I tak dalej, i tak dalej. Podsumowując – tych procesów przed nami jest tak dużo, że huśtawka na giełdach na pewno potrwa.
Jak w tym kontekście wytłumaczyć relatywną siłę średnich spółek na warszawskim parkiecie?