Minęliśmy już punkt, w którym?możemy coś zrobić, by zaprowadzić porządek w naszym domu – tak ocenił spory wokół tzw. urwiska fiskalnego republikański kongresmen Ron Paul. Choć przyjęciu kompromisowej ustawy „ściągającej USA znad urwiska" towarzyszyła euforia inwestorów, to dla wielu ekspertów klif fiskalny był tylko drobnym epizodem. USA muszą wciąż wykonać olbrzymią pracę, by przestać staczać się w zadłużeniową otchłań. Początkiem reformy mogłoby być porozumienie w sprawie długoletnich cięć fiskalnych, które Kongres i prezydent Barack Obama muszą osiągnąć do 1 marca. Jeśli tak się nie stanie, Amerykę mogą czekać automatyczne cięcia wydatków warte 110 mld USD rocznie. Nawet one mogą okazać się jednak półśrodkami wobec długoterminowych problemów fiskalnych USA.
Od prowizorki do prowizorki
Nie byłoby obecnego zamieszania związanego z klifem fiskalnym oraz limitem zadłużenia, gdyby republikanie i demokraci porozumieli się w 2011 roku w sprawie długoletnich reform finansowych.
Przypomnijmy: w sierpniu 2011 r. amerykański dług publiczny przekroczył ustawowy limit wynoszący wówczas 14,3 bln USD. Ponieważ administracja prezydenta Baracka Obamy i Kongres (ze zdominowaną przez republikanów Izbą Reprezentantów) nie mogły się porozumieć w sprawie podwyższenia bariery długu i reform fiskalnych, agencja Standard & Poor's pozbawiła Stany Zjednoczone najwyższego ratingu AAA. Wkrótce potem Kongres uchwalił ustawę o kontroli budżetu na 2011 r. Nakazywała ona tzw. superkomitetowi Kongresu, tworzonemu przez republikanów i demokratów, wypracować do końca listopada 2011 r. plan rozłożonego na dziesięć lat cięcia deficytu budżetowego łącznie o 1,2 bln USD.
By zmotywować superkomitet do działania, ustawa określiła, że w przypadku fiaska jego prac od 1 stycznia 2013 r. rozpocznie się tzw. sekwestracja, czyli automatyczne cięcia fiskalne. Potrwają aż do 2022 r. i będą wynosiły 110 mld USD rocznie, podzielonych równo pomiędzy wydatki na obronę a całą resztę (będzie to dotyczyło tylko tzw. wydatków uznaniowych, czyli tych, które mogą być kształtowane przez Kongres w budżecie). Ponieważ zasiadający w superkomitecie republikanie i demokraci nie dogadali się w sprawie planu reform fiskalnych (prawica chciała zmniejszenia wydatków socjalnych, lewica podwyżek podatków i cięć wydatków wojskowych), więc automatycznie cięcia miały się rozpocząć wraz z początkiem 2013 r., na co mogło się nałożyć wygaśnięcie szeregu ulg podatkowych. Ten scenariusz został uniknięty w ostatniej chwili:?Kongres przyjął kompromisową ustawę przedłużającą obowiązywanie części ulg na specjalnym posiedzeniu 1 stycznia 2013 r. Teraz republikanie i demokraci mają niecałe dwa miesiące na porozumienie w sprawie cięć i podniesienia limitu zadłużenia (z obecnych 16,4 bln USD).
To będzie trudna sztuka. Spora część republikanów uważa, że kompromis przyjęty w celu uniknięcia fiskalnego urwiska jest nieuczciwy. Zgodzili się na podwyżki podatków w zamian za mgliste obietnice cięć wydatków. Prezydent Obama daje do zrozumienia, że może na nich wymusić jeszcze większe podwyżki podatków, co według republikanów oznacza przyzwolenie na więcej pieniędzy wydawanych przez rząd. Z tego powodu przeciwko kompromisowi głosował prominentny republikański kongresmen Eric Cantor, lider większości w Izbie Reprezentantów. Za nim stanęło aż 150 kongresmenów. Za kompromisem opowiedziało się jedynie 50 republikanów z niższej izby Kongresu.