Indeks spółek budowlanych szoruje po dnie, a pan radzi postawić właśnie na nie?
Branża jest teraz zdecydowanie nielubiana. Ciężko racjonalnie uzasadnić czy przewidzieć jej odbicie. Historia jednak lubi się powtarzać, szczególnie na giełdzie, a inwestorzy w prognozowaniu są fatalni – nic w tym dziwnego, trzeba przewidzieć, jak będą się kształtowały czynniki mające wpływ na wyceny, ich kierunek i siłę. Wyciąganie wniosków z przeszłości jest moim zdaniem znacznie skuteczniejsze, choć oczywiście nie jest narzędziem doskonałym. W przeszłości, gdy produkcja przemysłowa spadała kilkanaście proc. rdr (jak w grudniu ub.r.), to w kolejnych kilku kwartałach mieliśmy do czynienia z jej odbiciem i bardzo dobrym zachowaniem spółek działających w branży deweloperskiej czy budowlanej. Zakładam, że schemat ten ma szansę się powtórzyć, choć oczywiście gwarancji nie ma. W decyzjach inwestycyjnych staram się patrzeć przez pryzmat wartości oczekiwanej wyniku.
Na przykład?
Odwołując się do branży budowlanej. Na giełdzie jest teraz zaledwie kilka większych firm budowlanych o dużej kapitalizacji. Pozostałe spółki to podmioty o wartości rynkowej rzędu kilkudziesięciu czy stu kilkudziesięciu mln zł. W przypadku realizacji mojego scenariusza, czyli odwrócenia nastawienia do sektora i prób zamykania „niedoważeń" przez inwestorów, w obliczu małej płynności spodziewałbym się kilkudziesięcio- czy kilkusetprocentowych stóp zwrotu. Nawet przy prawdopodobieństwie realizacji tego scenariusza na poziomie 25 proc. jego wartość oczekiwana jest i tak zdecydowanie wyższa niż rynkowy konsensus stopy zwrotu z indeksu WIG. Oczywiście nie obstawiam w ten sposób tylko jednej branży, mam w portfelu kilka tego typu „zakładów".
Czym konkretnie się kierować przy wyborze spółek budowlanych? Jakiś czas temu na łamach „Parkietu" opisywaliśmy ciekawy przypadek dwóch spółek – Trakcji Tiltry i Instalu Kraków – o zbliżonych, dobrych wskaźnikach fundamentalnych, których kursy zachowywały się jednak zupełnie inaczej.