Dzwonek ostrzegawczy zadzwonił w 2010 roku. Piłka nożna pierwszy raz zderzyła się z nowym kryzysem finansowym, przez lata wydawało się, że tej branży problemy z pieniędzmi nie dotkną. Nagle krzyczeć zaczęli ci, którzy sami rozkręcali finansową karuzelę. Roman Abramowicz z Chelsea, Massimo Moratti z Interu Mediolan czy Silvio Berlusconi z Milanu zamknęli swoje portfele, przestali sprowadzać kolejnych graczy za dziesiątki milionów euro i zasugerowali Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA) wprowadzenie nowych regulacji.
Lęk przed paraliżem
UEFA miała już na ten temat swoje przemyślenia. Wyścig po najlepszych zawodników nakręcał spiralę kwot transferowych i pensji dla piłkarzy, a kiedy wykruszać się zaczęli najwięksi gracze, pojawiła się obawa, że bankrutujące kluby zaczną paraliżować międzynarodowe rozgrywki.
– Około 56 procent klubów z najwyższych lig zanotowało straty. Pora się obudzić. Sytuacja robi się niebezpieczna, dlatego potrzeba naszej szybkiej reakcji. Kluby nie mogą wydawać więcej, niż zarabiają. Muszą działać odpowiedzialnie – tłumaczył Gianni Infantino, sekretarz generalny UEFA.
Dochód w profesjonalnym futbolu w Europie rośnie z każdym rokiem, z każdym rosły także koszty. W ostatnich latach kluby wydawały więcej niż zarabiały o blisko dwa miliardy euro. Odpowiedzią UEFA było rozszerzenie pojęcia fair play, to w wymiarze finansowym oznaczało: „nie żyję ponad stan". Na początku kluby, które chciały wystartować w europejskich pucharach, musiały zadbać o sprawy bieżące. Nie mogły mieć zaległości u pracowników, czyli piłkarzy, trenerów i całego zaplecza administracyjnego. Ostatnio doszedł wymóg rentowności.
– Ciągle cierpimy przez to, że zgodziliśmy się wtedy na nadmuchanie pensji poza granice rozsądku, na absurdalnie wysokie sumy odstępnego. Źle zinterpretowaliśmy rzeczywistość. Budujemy fortuny piłkarzy, pośredników, a większość zawodowych klubów Europy przynosi dziś straty. Mamy szanse zapewnić klubom równe szanse tylko wprowadzając zasady Finansowego Fair Play. Pamiętam czasy, gdy np. Legia Warszawa coś znaczyła w Europie. A dziś nie znaczy nic, bo bogaci zjadają biedniejszych. Pieniądze muszą być ważne, ale nie aż tak ważne, jak były w futbolu przez ostatnich dziesięć lat – mówił w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Karl-Heinz Rummenige z Europejskiego Stowarzyszenia Klubów.