Ważna jest skuteczna siła umysłu, którą każdy posiada, ale niekoniecznie potrafi uruchomić i wykorzystać. Skoro dość pokaźna część społeczeństwa doskonale potrafi „wmówić" sobie, że jest chora i nawet się pokusić o śmiałe zatarczki z lekarzem, iż w stu procentach ma rację, to powstaje pytanie: dlaczego nie potrafi sobie równie doskonale „wmówić", że jest zdrowa, a tym bardziej że wcale w danym momencie nie jest głodna?
Samodyscyplina. Słowo długie, tak jak i długi proces jej powstawania, ale mam nadzieję, że jej wdrażanie nie jest już tak długie. Oprócz psychologicznych aspektów „walki z głodem", warto jednak przyswoić sobie zasady, bez których może być trudniej ją toczyć.
Przede wszystkim trzeba jeść regularnie. Od czterech do pięciu posiłków w miarę możliwych równych odstępach czasu, ostatni trzy godziny przed snem. Jeden z najistotniejszych akcesoriów wewnętrznych biorących udział w trawieniu – trzustka, odpowiedzialna za wyrzut insuliny regulującej stężenie glukozy we krwi, będzie ustawiać uczucie głodu we współpracy z ośrodkiem głodu i sytości w przysadce mózgowej. Ich regularna praca to podstawa w przezwyciężaniu męczącego głodu. Oczywiście jasne jest, że całkowite pozbycie się tego uczucia nie jest możliwe – byłoby to wręcz niezdrowe.
Można jednak jak najbardziej uczynić głód mniej dokuczliwym. Wszystko zależy od doboru posiłków. Nie może w nich zabraknąć produktów zbożowych z pełnego przemiału. Są źródłem węglowodanów złożonych, które w wolnym tempie podnoszą glukozę i tym samym sprawiają, że dłużej odczuwalna jest sytość.
Najkorzystniej wybierać pieczywo z mąki razowej, z dużą ilością nasion i ziaren, makarony razowe, orkiszowe, brązowy lub dziki ryż, nieczyszczony owies, grube kasze – np. gryczaną. Oprócz produktów zbożowych również np.: papryka, bakłażan, jarmuż, brokuł mogą poszczycić się wysoką zawartością tych „ratujących" węglowodanów.