Fortum wywodzi się z Finlandii ale działa w wielu krajach europejskich. Czy wierzy pan w unię energetyczną rozumianą jako jeden rynek ze wspólnym systemem wsparcia?
Chciałbym w nią wierzyć, bo realizacja tej idea byłaby korzystna dla całej Europy. Jeśli systemy energetyczne poszczególnych krajów byłyby ze sobą lepiej połączone i dodatkowo zastosowałoby jednolity system wsparcia, to w poszczególnych państwach członkowskich wygrywałyby technologie najbardziej opłacalne. Przykładowo w Hiszpanii i Włoszech montowane byłyby panele fotowoltaiczne, wiatraki by stawiano na Zachodzie, hydroelektrownie powstawałyby w krajach nordyckich i na Bałkanach, a w Polsce – siłownie na biomasę.
Jeśli prąd zacząłby swobodnie płynąć między poszczególnymi krajami, to jego cena by spadła a wraz z tym wzrosłaby konkurencyjność naszych gospodarek. Co więcej używalibyśmy też mniej węgla i gazu.
Takie podejście wymaga zmiany podejścia rządów. Dziś stoją one na stanowisku obrony miejsc pracy w swoich krajach. Zdają sobie sprawę, że pełna realizacja koncepcji unii energetycznej oznaczałaby delegowanie do Brukseli części kompetencji. Dlatego jest to trudny temat i niemożliwy do realizacji w krótkim czasie. To tak jak z budżetem unijnym, którego nadal nie ma mimo że od dawna mamy wspólną walutę.
Polski rząd opracowuje strategie rozwoju sektora energetycznego z perspektywą do 2050 r. Czego Fortum oczekuje po tym dokumencie?