Akcje z rynków wschodzących są traktowane jako samodzielna klasa aktywów, odrębna od akcji z rynków dojrzałych. Czy w erze finansowej globalizacji, gdy korelacja między notowaniami indeksów akcji na całym świecie jest silna, takie rozróżnienie ma sens?
Oczywiście, według mnie akcje z rynków wschodzących i z rynków dojrzałych stanowią osobne klasy aktywów. Korelacja między nimi wbrew pozorom nie jest wcale silna i nie wydaje się rosnąć. Przeciwnie. Na rynkach wschodzących coraz większą rolę odgrywają krajowi inwestorzy, a oni kierują się innymi przesłankami niż ci globalni. To powiedziawszy, oryginalna definicja rynków wschodzących jako krajów o niskim bądź średnim PKB per capita, powoli się dezaktualizuje. Wiele z tych państw, które klasyfikujemy zwyczajowo jako rynki wschodzące, ma już dość wysoki poziom dochodów. Osobiście do grona rynków wschodzących zaliczałbym obecnie te, które szybko się rozwijają. Oczywiście, zwykle szybciej rozwijają się kraje o relatywnie niskim poziomie PKB per capita, ale ta definicja jest bardziej klarowna.
W świetle tej definicji Polska nie jest już rynkiem wschodzącym, bo choć aktualnie rozwija się szybko, to potencjał wzrostu PKB ma już mocno ograniczony?
Tak. Z drugiej strony spośród 10 najszybciej rozwijających się gospodarek połowa jest w Afryce. I są to często kraje, które nie są w indeksach rynków wschodzących.
Jest pan jednym z pionierów inwestowania w Afryce. Sądzi pan, że ten kontynent będzie podążał drogą Azji, czyli szybko nadrabiał zaległości wobec Zachodu i integrował z globalną gospodarką? Bo jak dotąd można mieć co do tego wątpliwości.