Zmiany notowań amerykańskiego pieniądza mogą zadziwiać. Choć Fed przygotowuje się do kolejnych podwyżek stóp procentowych, a USA doświadczają solidnego wzrostu gospodarczego, dolar w ostatnich tygodniach znacząco się osłabił. W styczniu za 1 USD płacono już tylko 3,30 zł, najmniej od jesieni 2014 r. Osłabienie amerykańskiej waluty wobec złotego jest oczywiście pochodną jej deprecjacji wobec euro. A za 1 euro płacono niedawno nawet 1,25 USD, czyli najwięcej od ponad trzech lat. Na rynku do pewnego stopnia dały o sobie znać obawy przed bardziej protekcjonistyczną polityką handlową administracji Donalda Trumpa. Swoje zrobił też wypowiedziany na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos komentarz Stevena Mnuchina, amerykańskiego sekretarza skarbu, który stwierdził, że nie obchodzi go słabość dolara w krótkim terminie.
Oczywiście później te słowa próbowano odkręcić, a sam Mnuchin zaznaczył, że w długim terminie dolar powinien być silny. Faktem jest jednak, że jak dotąd sekretarze skarbu USA unikali jak ognia sugestii, że może ich cieszyć osłabienie narodowej waluty. Słowa Mnuchina odebrano więc powszechnie jako strzał w „wojnie walutowej". – Kurs wymiany zmienił się częściowo w wyniku czynników mających źródła wewnętrzne, czyli poprawy sytuacji gospodarczej, a częściowo w wyniku czynników mających źródła zewnętrzne – związanych z przekazem. Ale nie z przekazem Europejskiego Banku Centralnego, tylko kogoś innego. I ten przekaz kogoś innego nie jest zgodny z przyjętymi zasadami – odniósł się do tego „pierwszego strzału" Mario Draghi, prezes EBC.
Powtórka z 1987 roku?
Nie jest żadną tajemnicą, że administracji prezydenta Donalda Trumpa bardzo zależy na tym, by zmniejszyć amerykański deficyt handlowy. Zwłaszcza z Chinami oraz Unią Europejską. Ten pierwszy wyniósł w 2017 r. 344 mld USD, ten drugi 135 mld USD. O ile próba zmniejszenia pierwszego odbywa się pod znakiem chińsko-amerykańskich negocjacji, gróźb nakładania karnych ceł i zamieszania wokół Korei Północnej, to logiczną drogą do poprawy statystyk handlu z UE może być wpływanie na kurs wymiany. Silniejsze euro do dolara uderza w niemieckich eksporterów, a wspiera amerykańskich. Mnuchin otwarcie zaś przyznał w Davos, że słaby dolar jest dobry dla amerykańskiego handlu. Czemu jednak później Trump zaznaczał, że dolar powinien być silny w długim terminie (powtarzając to za swoim sekretarzem skarbu)? – Mamy dwóch oficjeli, którzy chcieliby słabszego dolara w krótkim terminie, bo on poprawia amerykański bilans handlowy i wspiera wzrost gospodarczy. Ale jednocześnie uznają oni, że solidny wzrost gospodarczy będzie wspierał silnego dolara w długim terminie. W krótkim terminie słaby dolar jest więc dobry dla handlu, a w długim to silny jest dobry, bo jest oznaką dobrego wzrostu i zdrowej gospodarki – wyjaśnia Alan Ruskin, strateg z Deutsche Banku.
Ta sytuacja przypomina części analityków 1987 rok. „Rosnące rentowności obligacji. Pełne zatrudnienie. Zacieśnianie polityki pieniężnej przez Fed. Napięcia handlowe. Słaby dolar. Rosnący deficyt handlowy i budżetowy napędzany przez reformę podatków. Brzmi znajomo? I tak powinno. To był 1987 r. Zacznijcie rebilansowanie" – napisał na Twitterze David Rosenberg, główny ekonomista amerykańskiej firmy Gluskin Sheff + Associates Inc.
17 października 1987 r. ówczesny sekretarz skarbu James Baker zagroził Niemcom, że USA mogą zdewaluować dolara, jeśli będą oni podwyższać stopy procentowe. Dwa dni później doszło do Czarnego Poniedziałku, czyli krachu na Wall Street. Oczywiście eksperci spierają się co do tego, jaki był związek między tymi wydarzeniami, ale część z nich uważa, że napięcia na rynkach walutowych mogły być kluczowym czynnikiem prowadzącym do ostrej przeceny na giełdach. Np. analitycy Bank of America Merrill Lynch wskazali ostatnio, że amerykańsko-europejski spór walutowy był w 1987 r. wydarzeniem, które doprowadziło do krachu. Uważają też, że w nadchodzących miesiącach ostrą korektę na amerykańskim rynku akcji może wywołać nagłe umocnienie dolara.