– Epidemia to demon i nie pozwolimy temu demonowi się ukryć – stwierdził chiński prezydent Xi Jinping. Wbrew jego zapewnieniom chińskie władze są podejrzewane o ukrywanie pewnych faktów związanych z epidemią koronawirusa. Pierwsze przypadki zachorowań pojawiły się już w grudniu, a media zaczęły pisać o tej chorobie dopiero w II połowie stycznia. Wówczas epidemia trudna już była do ukrycia, w internecie krążyły filmy pokazujące nieprzytomnych ludzi leżących na ulicach miasta Wuhan. Początkowo państwowe chińskie media próbowały bagatelizować sprawę, ale kontrastowało to z drastycznymi środkami wprowadzonymi przez władze, by powstrzymać epidemię. Blokadą komunikacyjną objęto 15 miast, w których żyje łącznie 57 mln ludzi. Stało się to tuż przed Nowym Rokiem Księżycowym, gdy tradycyjnie w podróż do domu na święta udają się setki milionów Chińczyków. Oficjalne dane mówiły w piątek o niemal 9,8 tys. przypadków zachorowań (z czego 9,66 tys. w Chinach) oraz o 213 zgonach. Z analizy przeprowadzonej przez Wydział Medycyny Uniwersytetu Hongkongu wynika jednak, że do 25 stycznia w samym mieście Wuhan, będącym epicentrum epidemii, mogło być zarażonych już prawie 40 tys. ludzi. Profesor Neil Ferguson, ekspert ds. zdrowia publicznego na brytyjskim Imperial College, pracujący nad modelem tej choroby dla Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), mówił 26 stycznia, że każda osoba zarażona przenosi wirusa prawdopodobnie na dwóch–trzech ludzi. – Moim najlepszym szacunkiem byłoby prawdopodobnie 100 tys. przypadków obecnie, choć może to być każda liczba pomiędzy 30 tys. a 200 tys. Z pewnością zarażone są dziesiątki tysięcy ludzi – szacował Ferguson. W chińskich portalach społecznościowych krążą szacunki mówiące o liczbie zachorowań sięgającej 100 tys., mogą to jednak być typowe fake newsy. „The Epoch Times" donosi, że personel medyczny z Wuhan skarży się, że władze dostarczyły do miasta niewystarczającą liczbę zestawów do testów, za pomocą których można wykryć koronawirusa. Przez to liczba wykrytych przypadków może być mocno zaniżona. „Jeden z naszych pracowników Zhang Xin i jego ojciec mieli symptomy charakterystyczne dla zapalenia płuc w Wuhan. Szpital Tongji odmówił ich przyjęcia, twierdząc, że »nie ma zestawów do diagnoz i nie przyjmuje pacjentów, którzy nie mają potwierdzenia w postaci diagnozy«. W efekcie tego Zhang i jego ojciec nie dostali pomocy. Przebywają teraz w domu" – mówi jeden z postów na chińskim portalu społecznościowym WeChat.
Zabójcza tajność
Steven Bannon, były główny strateg Białego Domu, nazwał epidemię, która dotknęła Chiny, „wirusowym Czarnobylem". Krytykom ChRL analogie do katastrofy nuklearnej z 1986 r. same się narzucają. Chińskiej cenzurze również, bo np. z popularnego portalu Douban, na którym recenzowane są filmy i seriale, usunięto stronę poświęconą serialowi „Czarnobyl". Czy jednak można łączyć wybuch epidemii z wypadkiem wywołanym przez wadliwą sowiecką technologię? Oficjalna hipoteza mówi, że do pierwszych infekcji koronawirusem doszło na targu w Wuhan, a źródłem zarażeń mogła być zupa z zainfekowanego nietoperza lub węża. Z artykułu opublikowanego przez chińskich wirusologów w prestiżowym medycznym czasopiśmie „The Lancet" wynika jednak, że pierwszy przypadek zarażenia koronawirusem wystąpił 1 grudnia 2019 r., czyli wcześniej, niż pojawił się związek z targiem owoców morza. 13 spośród 41 wczesnych przypadków nie miało żadnego związku z tym targiem. Wirus pojawił się więc najpierw najprawdopodobniej w innym miejscu. Tak się akurat składa, że miasto będące epicentrum epidemii jest siedzibą rządowego Narodowego Laboratorium Bezpieczeństwa Biologicznego Wuhan. Instytut ten badał wcześniej koronawirusy, w tym tego wirusa, który wywołał epidemię SARS w 2002–2003 r. W 2017 r. w magazynie „Nature" ukazał się artykuł, w którym ostrzegano, że z tego laboratorium mogą się wydostać niebezpieczne wirusy. Eksperci przypominali, że w 2004 r. (czyli już po epidemii) wirus SARS uciekł z laboratorium w Pekinie. Tak się też dziwnie złożyło, że kilka dni temu zatrzymano w USA dwóch obywateli ChRL (jeden z nich jest porucznikiem chińskiej armii) pod zarzutem szmuglu materiału biologicznego wykradzionego z jednego z uniwersytetów. Oprócz nich zatrzymany został Charles Lieber, amerykański wykładowca specjalizujący się w nanotechnologii, który zataił to, że był „strategicznym naukowcem" na Uniwersytecie Technologicznym w Wuhan. Czyżby wykradziony materiał biologiczny miał trafić do ośrodka w Wuhan?
18 stycznia, czyli na dwa dni, zanim powiadomiono świat o groźnej epidemii, władze miasta Wuhan zorganizowały imprezę publiczną na kilkadziesiąt tysięcy osób, podczas której bito światowy rekord w liczbie wydanych posiłków. Gdy kilka dni później w jednym ze szpitali w Wuhan pojawiła się ekipa telewizyjna z Hongkongu, została zatrzymana na kilka godzin przez milicję, a nakręcony przez nią materiał skasowano. O przypadkach zarażeń w innych chińskich miastach niż Wuhan oficjalnie poinformowano dopiero po tym, jak w mediach w Hongkongu pojawiły się przecieki o rozprzestrzenianiu się epidemii. Nikt nie chce się wychylać. W 2003 r. świat dowiedział się o epidemii SARS dzięki chińskiemu wojskowemu lekarzowi dr. Jiangowi Yangyongowi, który ujawnił sprawę mediom. Jiang trafił później do aresztu domowego. Jego nazwisko pojawiło się w teście szkolnym w 2017 r. Pytano w nim, czy jego decyzja o ujawnieniu epidemii była słuszna. Za prawidłową odpowiedź uznano: „Nie, bo zaszkodził interesom kraju i społeczeństwa, więc powinien zostać poddany prawnej karze".
Długotrwałe skutki
Bez wątpienia epidemia koronawirusa nie pomoże chińskiej gospodarce, która borykała się jak dotąd ze spowolnieniem i wojną handlową. Większość prognoz analityków mówi, że epidemia może przynieść spowolnienie chińskiego wzrostu o około 1 pkt proc. w I i prawdopodobnie również II kwartale. Wuhan, stolica prowincji Hubei, to ważny węzeł transportowy oraz ośrodek przemysłu i nowych technologii. PKB miasta Wuhan wynosiło w 2019 r. 241 mld USD, czyli było większe niż np. Portugalii, a nieco mniejsze niż Czech czy Rumunii. PKB prowincji Hubei, której stolicą jest Wuhan, sięgało natomiast 595 mld USD, czyli było większe od PKB Polski.
„Choć skutki będą odczuwalne silniej w wielu sektorach, takich jak transport, sprzedaż detaliczna i usługi, to przemysł jest również zagrożony, gdyż jego łańcuchy dostaw niemal na pewno będą zakłócone. Z powodu swojego centralnego położenia w Chinach prowincja Hubei zapewnia oczywiste korzyści transportowe. Wuhan jest największym w Chinach portem śródlądowym, a więc hubem logistycznym. Hubei to również Tama Trzech Przełomów. Głównymi branżami przemysłu w tej prowincji są: motoryzacja, metalurgia, petrochemia, przetwórstwo żywności i produkcja narzędzi. Innymi ważnymi branżami są: tekstylna, logistyczna i elektroniczna. Niektóre z tych sektorów cierpią z powodu nadmiernych mocy produkcyjnych kraju. Większość producentów ma więc możliwość, by produkować gdzie indziej, by zrekompensować przestoje lub wykorzystać zapasy, by pokryć popyt i zredukować zakłócenia. Jednakże im dłużej potrwa epidemia, tym prawdopodobnie dłużej chińskie fabryki pozostaną zamknięte, co będzie rodziło globalne skutki" – pisze Carlos Casanova, analityk Coface.