Oczywiście daleko jeszcze do zmian legislacyjnych, bo trzeba uchwalić stosowną ustawę, ale już mamy dyskusję na temat proponowanego zarysu rozwiązań. Nie odniosę się do większości uwag, które w tej dyskusji padają publicznie. Mam jednak dwa ważne przemyślenia, którymi chciałbym się podzielić.
Pierwsze komentarze sugerują, że nowa ulga jest dedykowana dla bogatych i doświadczonych inwestorów, a jej główną wadą jest konieczność założenia nowego Osobistego Konta Inwestycyjnego, które nie będzie miało nic wspólnego z naszymi dotychczasowymi inwestycjami czy oszczędnościami. Dla mnie to akurat nie jest wada, bo może jakaś część osób zastanowi się przed „zamianą” obligacji na akcje, w poszukiwaniu niepewnego zysku „bez podatku”. Ulga jest więc teoretycznie dedykowana „nowym” inwestycjom i może przekieruje strumienie pieniądza lokowane np. w najmie na rynek funduszy inwestycyjnych lub bezpośrednio na giełdę. Skoro zaś główna zachęta fiskalna ma się odnosić do części inwestycyjnej, dowodzi to, że projekt przygotowano z udziałem tzw. rynku i z korzyścią dla „rynku”, czyli mówiąc w skrócie – istniejących, ale kulejących od lat instytucji finansowych. Na ile lobbowano, żeby taki projekt stworzyć? Nie mnie to oceniać.
Mam pewne przypuszczenia co do praktycznych przyczyn takiego stanu rzeczy. Otóż wydaje mi się, że za konstrukcją OKI stała pragmatyka obsługi podatników, bo gdyby chcieć wprowadzić zwolnienie ogólne, kwotowe, rozciągające się na wszystkie nasze oszczędności czy inwestycje, trzeba by po prostu przerzucić ciężar rozliczania ulgi do zeznań podatkowych, co w podatku zryczałtowanym niezmiernie komplikuje rozliczenie, z natury dokonywane przez płatnika, bez udziału podatników. Faktycznie więc konstrukcja OKI – umiejscowionego u płatnika, jako poborcy podatku -jest zachętą, bo odciąża podatników od skomplikowanych rozliczeń.
Mamy więc marchewkę. A gdzie kij? No cóż… Kij jest również po stronie instytucji finansowych. Czy wyobrażacie sobie bowiem, że OKI będzie darmowe? Ja nie, więc oprócz – jak ktoś to wstępnie wyliczył – kilkusetzłotowych oszczędności podatkowych rocznie, pojawią się pewnie dodatkowe koszty. Oczywiście niepodatkowe. Czy będą to jedyne koszty, jakie inwestorzy mogą ponieść w całym procesie? Nie. Dlaczego? Bo kij, którym będziemy naganiali do inwestowania bez podatku jest naturalnie sękaty…
Wiem, że znów napiszę coś niepopularnego. Wiem, że znów będę trochę pod prąd. Ale publicznie stawiam pytanie: czy ulga podatkowa jest dobrym pomysłem na to, by stymulować polski rynek kapitałowy? Czy zachęta, by zamieniać oszczędności w inwestycje, adresowana do niewyedukowanej „publiczności” przyniesie efekt w postaci „wzrostu innowacyjności”? Czy fiskalna zachęta nie wywoła jakiejś bańki, która w pewnym momencie przyniesie rozczarowanie? Minister – projektodawca powiedział, iż „wierzy, że przedstawione zmiany staną się istotnym impulsem do upowszechnienia inwestowania”. Szkoda, że przy tej okazji nie powiedział, iż nie wierzy, by OKI stało się w przyszłości praprzyczyną jakiegoś polskiego „czarnego czwartku”.