Potrzeba ratowania gospodarek przed skutkami wymuszonego zamrożenia aktywności popchnęła banki centralne do jeszcze bardziej niestandardowych działań. Po poprzednim kryzysie (2008/09) amerykańska Rezerwa Federalna sięgnęła po QE. Teraz mamy kolejny wielki eksperyment. Ogłoszenie olbrzymich wydatków rządowych na ratowanie gospodarki zbiegło się w czasie z ogłoszeniem przez Fed gotowości do nieograniczonych zakupów obligacji.
„To przełomowy moment, jeśli chodzi o ortodoksyjną koncepcję rozdziału polityki fiskalnej od monetarnej" – skomentował Paul McCulley, były główny ekonomista Pimco. Część obserwatorów obawia się, że widmo pokrywania (tzw. monetyzacji) deficytu budżetowego de facto przez bank centralny może ostatecznie doprowadzić do silnej inflacji.
Przyłączający się do chóru banków centralnych skupujących obligacje skarbowe nasz NBP zarzeka się, że nie oznacza to niebezpiecznej monetyzacji długu. Komentarze ekonomistów są mocno zróżnicowane.
Zjawisko „od zawsze..."
Rozważania na temat przyszłych potencjalnych inflacjogennych skutków ubocznych niestandardowej mikstury monetarno-fiskalnej wydawać się mogą na razie nieco abstrakcyjne, bo priorytetem jest ratowanie gospodarek. Jednak w przypadku Polski zasadniczy problem polega na tym, że już teraz inflacja mocno daje się we znaki. W marcu wyniosła 4,6 proc. rok do roku.
Erozja realnej wartości nabywczej polskiego pieniądza postępuje systematycznie. I nie jest to domena tylko ostatnich miesięcy. Na rys. 2 pokazujemy, że z takim zjawiskiem z pewnymi przerwami mamy do czynienia „od zawsze". Silnie kontrastuje z tym zapis z ustawy o banku centralnym, według którego „podstawowym celem działalności NBP jest utrzymywanie stabilnego poziomu cen, przy jednoczesnym wspieraniu polityki gospodarczej Rządu, o ile nie ogranicza to podstawowego celu NBP".