Przed tygodniem przyglądaliśmy się zestawowi wskaźników giełdowo-gospodarczych pod kątem tego, czy ciągle mają potencjał wzrostowy względem historycznych szczytów (odpowiedź była z pewnymi wyjątkami raczej pozytywna). Tym razem spójrzmy na giełdowy cykl w nieco inny sposób – zastanawiając się raczej nad umiejscowieniem na skali czasu.
W tym temacie nieuchronnie powracamy do tzw. cyklu Kitchina, czyli koncepcji, wg której kolejne wzloty i upadki WIG-u następują na przemian w powtarzającym się nieustannie schemacie obejmującym 40 miesięcy. Kwestię tę poruszamy od lat regularnie i na ogół jest to ważna wskazówka co do losów koniunktury na GPW. Co prawda w latach 2019–2020 koncepcja ta rozczarowała, dając zdecydowanie przedwcześnie sygnał ukształtowania się dołka, który w rzeczywistości miał miejsce jakieś pół roku później, ale częściowo można to usprawiedliwiać nietypowym czynnikiem w postaci pandemii (jest tu wszakże pewna nauczka na przyszłość – dołek cyklu można rozpoznać po gwałtownej, panicznej wyprzedaży). Jednak tuż po pandemicznym szoku sytuacja zaczęła błyskawicznie wracać do normy. Wnioski, które wysnuwaliśmy na podstawie cyklu Kitchina po koronakrachu, okazały się trafne.
Co sugeruje Kitchin?
W jakim punkcie jesteśmy po pierwszym półroczu 2021, a zarazem 14 miesięcy po pandemicznym załamaniu? Traktowana w sposób najbardziej mechaniczny koncepcja cyklu Kitchina sugeruje, że WIG jest... w okolicach szczytu. To groźnie brzmiące stwierdzenie, bo praktycznie nie zdarzyło się (nie licząc nietypowego przypadku z 2005 roku), by po ustanowieniu takiego cyklicznego szczytu WIG nie spadł po pewnym czasie o co najmniej 20 proc. z tego punktu (a czasem sporo więcej).
Niekoniecznie jesteśmy jednak skłonni podchodzić do tematu w tak rygorystyczny, mechaniczny sposób. Dlaczego? Pierwsze zastrzeżenie jest takie, że w rzeczywistości szczyty cyklu Kitchina kształtowały się niemal zawsze z pewnym opóźnieniem względem teoretycznego terminu wyznaczonego przez sinusoidę widoczną na wykresie. Przykładowo w ostatnich trzech przypadkach (lata 2018, 2015, 2011) opóźnienie wynosiło odpowiednio 2, 12 i 6 miesięcy (średnio ok. 7 miesięcy). To pierwszy powód, dla którego skłaniamy się ku tezie, że jeszcze nie mamy do czynienia ze szczytem koniunktury na GPW.