Podstawowym dokumentem finansowym był bilans, wskazujący stan posiadania i jego zmiany pomiędzy okresami. I kiedyś, przy stosunkowo prostych modelach biznesowych, bilans był też dokumentem, który wystarczał do wyceny danego przedsiębiorstwa. Jeśli posiadało ono np. określoną liczbę statków o określonych parametrach, to można było łatwo wyliczyć, jakie zyski może ono generować.
Z czasem jednak okazało się, że zyski spółek niekoniecznie muszą iść w parze z posiadanym majątkiem. Pojawił się zatem rachunek zysków i strat, mający wskazać, ile w danym okresie zarobiło dane przedsiębiorstwo. Wbrew pozorom nie jest to proste i nawet obecnie, przy bardzo zaawansowanych metodach, niekiedy nie jesteśmy w stanie określić, jaki jest zysk danej spółki. Wynika to z faktu, że dla różnych przedsiębiorstw należy stosować różne mierniki. Niekiedy będzie nim zysk brutto (lub netto, czyli po uwzględnieniu podatków), częściej jednak zysk operacyjny (EBIT, czyli zysk netto z pominięciem zdarzeń jednorazowych i kosztów finansowania) lub EBITDA (zysk operacyjny powiększony o amortyzację, gdyż ten rodzaj kosztów nie wiąże się z fizycznym wypływem środków poza spółkę).
Kolejnym krokiem w rozwoju raportowania była odpowiedź na przypadki upadłości spółek pomimo generowania przez nie zysku. Wystarczyło bowiem, aby w spółce w jakimś momencie zabrakło pieniędzy, i dochodziło do bankructwa. Konieczne zatem okazało się wyliczanie i raportowanie rachunku przepływów pieniężnych. A potem się okazało, że wszystkie te raporty dalej nie wyjaśniają wyceny spółek i ryzyk z nimi związanych, pojawiły się zatem dodatkowe wymogi typu corporate governance, zarządzanie ryzykiem, co potem zostało ujęte w jeszcze szerszych raportach niefinansowych (uwzględniających także kwestie społeczne, pracownicze i środowiskowe). Oczywiście to dalej nie wyjaśni tajemnicy wyceny spółki, więc z czasem pojawią się kolejne wymogi raportowania. Tylko kto to przeczyta?
Pełna analiza wszystkich danych publikowanych przez spółki to zadanie dla najbardziej ambitnych analityków. Jednak każdy inwestor powinien sobie zadać trud analizy choćby garstki najbardziej podstawowych wskaźników finansowych i operacyjnych. Wskaźniki finansowe pokazują, jak spółka wykorzystuje powierzone im pieniądze – ile wypracowuje zysku i jak się to ma do jej wielkości. Wbrew pozorom nie jest to takie proste. Należy bowiem najpierw określić, który wskaźnik pomiaru zysku będzie dla danej spółki właściwy i do czego należałoby to odnieść. Do sprzedaży, sprzedaży netto, kapitałów własnych, aktywów ogółem? Warto też przeanalizować najważniejsze wskaźniki płynnościowe (odnoszące różne składniki aktywów spółki do jej zobowiązań) i zadłużeniowe (porównujące zobowiązania np. z kapitałami lub zyskami) oraz oczywiście porównać z innymi spółkami z branży.
Nawet najbardziej pobieżna analiza spółki powinna też uwzględniać przynajmniej najważniejsze wskaźniki operacyjne, tj. takie, które dotyczą wyników działalności spółki niewyrażonych wprost w wynikach finansowych, choć przekładających się na przyszłe zyski. W zależności od branży mogą to być np. dane dotyczące wartości sprzedaży (szczególnie przydatne w branży handlu detalicznego), liczby sprzedanych i przekazanych mieszkań (deweloperzy) czy wartości podpisanych kontraktów (w branżach, w których przychody spółek wynikają z realizacji długofalowych kontraktów).