Największe banki centralne bogatsze o doświadczenia z kryzysu z 2008 r. nie zwlekały jednak z reakcją i przeszły szybko do działań. Na ten moment nasuwa się przede wszystkim pytanie, czy te działania okażą się skuteczne i wystarczające?

Zacznijmy od tego, że porównywanie obecnej sytuacji do kryzysu z 2008 r. jest sporym nadużyciem. Kryzys finansowy sprzed ponad dekady był pochodną naszpikowania sektora bankowego toksycznymi instrumentami, które były oparte na rynku kredytów hipotecznych. Obecne problemy, które pojawiły się w gronie amerykańskich banków regionalnych, mają swoje źródła w niedopasowaniu struktury aktywów do pasywów. Innymi słowy, banki regionalne, które w mniejszym stopniu podlegały obowiązującym za oceanem wymogom regulacyjnym, posiadały po stronie aktywów zdecydowanie za dużo długoterminowych obligacji skarbowych, które w obliczu obsługi sporych wypłat depozytów musiałyby zostać sprzedane z dużą stratą.

W sektorze bankowym bardzo ważne są wiarygodność i zaufanie. Tego od dłuższego czasu brakowało Credit Suisse, który jako najsłabsze ogniwo europejskiego sektora bankowego, w obliczu pojawienia się ostatnich napięć, padł ofiarą typowego runu na bank. Trzeba zaznaczyć, że gdyby nie problemy amerykańskich banków regionalnych, które wywołały chwilowy „kryzys zaufania” w sektorze bankowym, Credit Suisse najpewniej w dalszym ciągu realizowałby zgodnie z planem program naprawczy.

Jednak mleko się rozlało, dlatego też wróćmy do próby udzielenia odpowiedzi na pytanie zadane na początku tego artykuły. W bardzo krótkim czasie Fed zasilił w płynność FDIC (odpowiednik polskiego BFG), dzięki czemu możliwe stało się objęcie gwarancjami wszystkich depozytów w problematycznych bankach. Oprócz tego Rezerwa Federalna uruchomiła specjalną linię kredytową dla banków pod zastaw obligacji skarbowych. SNB z kolei udzielił m.in. ogromnego wsparcia płynnościowego w obliczu przejęcia Credit Suisse przez UBS, a w niedzielę wieczorem sześć największych banków centralnych (Fed, EBC, BoE, SNB, BoJ i Bank Kanady) ogłosiło rozszerzenie dostępu do dolarowej płynności poprzez zwiększenie częstotliwości transakcji swap.

Wymienione działania mają niewątpliwie bardzo duży kaliber. Dlatego też uważamy, że banki centralne zrobiły to, co należało zrobić, by zatrzymać kulę śnieżną i stłumić w zarodku „kryzys zaufania”. Daje to podstawy do tego, by sądzić, że koniec paniki wokół banków jest już bliski, a indeksy akcji mogą zakończyć marzec na wyższych poziomach niż obecnie.