Piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy mogły zaskoczyć nawet największych optymistów. Wyrazem tego był chociażby komentarz Mary Daly z Fed tuż po ich publikacji, w którym dane te określiła jako „wow number”. Według raportu sporządzonego przez BLS, w styczniu zatrudnienie w sektorze pozarolniczym wzrosło o 517 tys., co okazało się wartością dwukrotnie wyższą od wcześniejszych prognoz. Tymczasem stopa bezrobocia zamiast oczekiwanego wzrostu zaliczyła spadek z 3,5 do 3,4 proc. Nasuwa się zatem oczywiste pytanie – dlaczego rynek pracy w USA po upływie trzech kwartałów od rozpoczęcia gwałtownego cyklu zacieśniania polityki monetarnej nadal pozostaje w tak dobrej kondycji?

Nie ulega wątpliwości, że styczniowe dane w znacznym stopniu uległy pewnym zaburzeniom ze względu na rewizje statystyczne. Do tego dochodzi również kwestia tego, czy wskazywany wzrost zatrudnienia ma rzeczywiste przełożenie na zwiększającą się liczbę osób pracujących. Co ciekawe, dane bazujące na ankietach gospodarstw domowych wskazują, że pod względem przyrostu liczby osób pracujących amerykański rynek pracy od kilku miesięcy znajduje się w stagnacji. Zestawiając to z zaskakująco dobrymi danymi o zatrudnieniu, można wyciągnąć wniosek, że wśród amerykańskich gospodarstw domowych postępuje proces podejmowania się prac dorywczych. O tym, że Amerykanie chcą pracować więcej, świadczy również wzrost liczby średnio przepracowanych godzin, która w styczniu wzrosła o 0,3 godz. do 34,7 godz. tygodniowo.

Miesiące wysokiej inflacji zdążyły skutecznie wydrenować kieszenie amerykańskich gospodarstw domowych. Już w okresie wakacyjnym pojawiały się pierwsze sygnały i dane wskazujące na to, że nadwyżki zgromadzone w ramach postcovidowych programów stymulacyjnych uległy wyczerpaniu. By utrzymać konsumpcję na relatywnie wysokim poziomie, konieczne stało się podejmowanie dodatkowych etatów. Z drugiej strony za oceanem mamy do czynienia ze zjawiskiem „chomikowania” pracy. Odbudowa kadry pracowniczej po fali zwolnień wywołanych wybuchem pandemii okazała się trudnym i długotrwałym procesem. Dlatego też przy powszechnym założeniu przedsiębiorców o tymczasowości spowolnienia/recesji w USA (wskazują na to deklaracje w ramach ankiet PMI i ISM), nie dochodzi często do redukcji zatrudnienia nawet w obliczu gorszej sytuacji wynikowej.

Z punktu widzenia Fed taki układ danych wcale nie musi oznaczać konieczności dokonywania „jastrzębich” zwrotów. Należy zwrócić uwagę, że wzrostom zatrudnienia towarzyszy spadek dynamiki płac (z 4,8 proc. r./r. w grudniu do 4,4 proc. r./r. w styczniu). Być może członkowie FOMC będą musieli uwierzyć wkrótce, że spadek inflacji w USA nie musi oznaczać twardego lądowania gospodarki.