Ostatnie cztery lata nie były łatwym okresem dla globalnej gospodarki. Najpierw wojna handlowa zachwiała stabilnością globalnego łańcucha dostaw. Następnie pandemia Covid-19 – a precyzyjniej silna reakcja rządów poszczególnych państw w odpowiedzi na pandemię – sprawiła, że łańcuch ten rozsypał się na poszczególne ogniwa i w zasadzie do dzisiaj nie powrócił do pierwotnej formy. W rezultacie globalne statystyki gospodarcze się załamały, przez co rządy i organizacje międzynarodowe wprowadziły niespotykane w ostatnich kilkudziesięciu latach programy wsparcia gospodarki.

Z drugiej strony przed pandemią główne banki centralne przymierzały się do normalizacji swojej polityki. W efekcie lockdownu z wiosny 2020 r. i załamania gospodarczego niemal wszystkie odwróciły kierunek swojej polityki o 180 stopni – z akomodacyjnej na ultraakomodacyjną politykę.

Po przeszło dwóch latach płacimy obecnie cenę za wydarzenie i decyzje gospodarcze z roku 2020. Programy wsparcia przesunęły spowolnienie i recesję w czasie, zaburzając „naturalny” cykl gospodarczy. W połączeniu z ogromnymi programami wsparcia, polityką banków centralnych, jak również czynnikami dodatkowymi w postaci wojny w Ukrainie i kryzysu energetycznego przywrócono na świat dawno niewidzianą bestię: wysoką inflację, nieobserwowaną w krajach zachodnich od lat kilkudziesięciu, a w Polsce od przeszło dwudziestu.

Po tym dość przydługim wstępie dochodzimy do sedna rozważań, czyli percepcji wydarzeń gospodarczych i ich wpływu na decyzje statystycznego Kowalskiego. Wydarzenia gospodarcze z ostatnich lat oczywiście nie były obojętne dla jego życia, jakkolwiek z uwagi na dość łagodną formę traktowane były jako szum informacyjny składający się na obraz otaczającego go świata. Obecnie rzecz ma się inaczej, tematy gospodarcze przebijają się na pierwsze strony gazet, pojawiają się w codziennych rozmowach i mają realny wpływ na codzienne decyzje. Co więcej, tematy gospodarcze pierwszy raz od dawna stały się głównym obszarem sporów i życia politycznego. Oczywiście wcześniej również w nim funkcjonowały, ale były używane instrumentalnie i wybiórczo. Obecnie pierwszy raz jest to temat przewodni w komunikacji polityków. Widać to w szczególności w Stanach Zjednoczonych, gdzie problem inflacji staje się głównym tematem kampanii w zbliżających się wyborach uzupełniających do Kongresu i Senatu. Wybory w Polsce dopiero przed nami, ale w kolejnym roku należy oczekiwać podobnych trendów w kampanii przed wyborami parlamentarnymi.

Czemu o tym piszę? Niska świadomość ekonomiczna społeczeństwa nie jest domeną jedynie naszego podwórka. Obecne problemy gospodarcze, jak wysoka inflacja, wzrost stóp procentowych, a za chwilę recesja, odbijają się wyraźnie na życiu statystycznego konsumenta, czy to poprzez konieczność zmiany nawyków konsumenckich, czy przez konieczność zapłaty dużo wyższych rat kredytów. Społeczeństwo, niekoniecznie z własnego wyboru, przechodzi obecnie przyspieszony podstawowy kurs ekonomii. I w mojej ocenie jest to unikalna szansa dla uczestników rynku, przede wszystkim banków, TFI i biur maklerskich, jak również mediów na szersze wyjście z edukacją finansową do klientów, potencjalnych klientów i czytelników. Potrzeba ratowania oszczędności przed inflacją czy też optymalizacji portfela zobowiązań nigdy jeszcze nie była silniejsza i nie trafiała na bardziej podatny grunt. A za rok–dwa sytuacja zapewne się ustabilizuje i wszystko wróci do znanej bądź nowej normalności. Szkoda nie wykorzystać tej szansy.