Ostatni tydzień na globalnych rynkach akcji wyznaczył przejście z fazy korekty do pełnej paniki, którego symbolem stała się sesja z ubiegłego czwartku, najgorsza na giełdzie w Nowym Jorku od marca 2020 r., choć nieróżniąca się zbyt od tego, co zobaczyliśmy w poniedziałek. W nowy tydzień weszliśmy w minorowych nastrojach, ale załamanie na Wall Street, do którego na dużą skalę przyłączyły się też kryptowaluty ma pewne pozytywne aspekty, na które warto zwrócić uwagę w punkcie, w którym zewsząd straszą nagłówki o nieuchronności bessy i zbliżającej się recesji.
Po pierwsze, doniesienia o łagodzeniu kolejnego pakietu unijnych sankcji dały pretekst do wyprzedaży ropy. Komisję Europejską uważamy za niedocenionego sprawcę ostatnich wydarzeń i instytucję, której plany poprzez wzrost cen surowców energetycznych na świecie doprowadziły do paniki wokół dalszej inflacji i działań, do których zmuszone będą banki centralne.
Na pewno nie widzimy w tym, co się dzieje, winy Jerome'a Powella, który zrobił dokładnie to, czego od niego oczekiwano. Jeżeli dzień po konferencji Fedu dochodzimy do punktu, w którym rynek wprost kwestionuje słowa prezesa Rezerwy Federalnej o dalszych podwyżkach po 50 pb, przypisując ponad 80-proc. prawdopodobieństwa podwyżce o 75 pb w czerwcu, mamy do czynienia z utratą racjonalności. Pozytywny aspekt sesji poniedziałkowej polega właśnie na jej powrocie – wraz z wyznaczaniem kolejnych minimów przez S&P 500 i Nasdaq w końcu pojawili się kupcy na rynku amerykańskiego długu skarbowego, a wspomniana powyżej anomalia została zlikwidowana. Nie jesteśmy obecnie w stanie stwierdzić, czy na rynku akcji mamy do czynienia z bardzo poważną korektą czy początkiem wielomiesięcznego rynku niedźwiedzia, bo będzie to zależało od tego, czy faktycznie dojdzie do recesji. Natomiast jeśli mamy oznaki powrotu normalności na rynek długu, nie wszystko stracone.
O tym, czy największy rynek akcji świata formalnie rozpocznie bessę już w tym tygodniu, zadecydują zapewne dzisiejsze dane o inflacji CPI z USA, która ma według ekonomistów spaść z 8,5 proc. r./r. w marcu do 8,1 proc. r./r. w kwietniu. Jeżeli dane okażą się zgodne z oczekiwaniami lub lepsze, nastroje mogą się gwałtownie poprawić w krótkim terminie, a w średnim i długim doprowadzić, że rynki zaczną widzieć prawdopodobieństwo także „normalnego" spowolnienia czy recesji, takiego, w którym słabnący popyt prowadzi do spadku dynamiki cen. Bynajmniej nie oznacza to hossy dla rynku akcji, ale dla obligacji może być przełomem, także krajowych i pomimo faktu, że w Polsce na szczyt inflacji będziemy musieli niemal na pewno zaczekać.