„Wojna jest rzeczywistością tylko dla tych, którzy żyją w jej... wnętrzu". Tak przed przeszło 50 laty opisywał wydarzenia wojny domowej w Angoli Ryszard Kapuściński. I tak pokrótce można opisać ostatnie dni zachowania rynków w kontekście trwającej rosyjskiej inwazji w Ukrainie. Sytuacja oczywiście nie powinna dziwić, po zdyskontowaniu głównego pakietu możliwych skutków konfliktu, odsunięciu w świadomości skutków długoterminowych rynki akcji w ostatnich dniach rozpoczęły nadrabianie strat wynikających z „wojennych" spadków.
Amerykańskie indeksy znajdują się już nieco powyżej poziomów sprzed 24 lutego br. Z podobną sytuacją, co jest nieco zaskakujące, możemy mówić w przypadku krajowego rynku akcji, na który wpływ konfliktu jest dużo bardziej realny. W przypadku krajowych spółek warto jednak pamiętać, że podobnie jak miało to miejsce w lutym 2020 roku w kwestii pandemii, krajowy rynek z dużo większą intensywnością dyskontował możliwe ryzyko konfliktu zbrojnego od swoich zachodnich odpowiedników. Trudno się zresztą temu dziwić, sprawia to jednak, że poziomy indeksów są odległe od zeszłorocznych historycznych szczytów.
Można więc rzec, że rynki wróciły do status quo sprzed konfliktu i warto sobie zadać pytanie, co dalej. Przede wszystkim warto mieć z tyłu głowy, że konflikt jest daleki od zakończenia i chociaż pierwsze kasandryczne wizje się nie spełniają, to napięcie geopolityczne będzie się utrzymywać i jeszcze nieraz pobujają rynkami.
Dodatkowo uwaga świata coraz bardziej będzie się przenosić, również w kontekście wydarzeń w Ukrainie, w kierunku Chin i ich relacji z Rosją. Ewentualne sankcje mogą spowodować drugą falę odpływu na rynkach. Dodatkowo Chiny w ostatnich tygodniach zmagają się z rosnącym zagrożeniem ze strony nowego podwariantu omikrona, który wydaje się dużo groźniejszy od poprzednika. Dużo będzie zależeć od tego, jak szybko Chiny odejdą od polityki 0-covid. Pytanie też, czy w kontekście zdjęcia większości restrykcji w Europie ten wariant nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Przede wszystkim jednak uwaga inwestorów skupiona będzie na Fed i pozostałych bankach centralnych. Wojna wytworzyła potężny impuls inflacyjny, który pomimo zeszłotygodniowych podwyżek nie został w istotny sposób zaadresowany przez banki centralne, ani tym bardziej wyceniony przez rynki akcji.