Poprawa sentymentu wokół amerykańskiej waluty to efekt pozycjonowania się rynku przed kluczowymi danymi w przyszłym tygodniu (sugerowaliśmy taki scenariusz wcześniej). Te, które napłynęły wczoraj nie były aż takie znaczące, chociaż dobre – cotygodniowe bezrobocie spadło do 282 tys., a szacunki dotyczące indeksu PMI dla usług wskazały na jego wzrost w marcu do 58,6 pkt. z 57,1 pkt. w lutym. Wydaje się, że rynek zwrócił uwagę na coś innego – słowa „gołębiego" Dennisa Lockharta z oddziału FED w Atlancie, którego zdaniem podwyżka stóp mogłaby nastąpić w czerwcu, lipcu, lub wrześniu. W kontekście tego, że decyzja będzie podejmowana pod wpływem bieżących danych makro, oznacza to, że teoretycznie czerwcowy termin jest też w grze, skoro nie jest wykluczany nawet przez przedstawiciela „gołębiego" skrzydła. O tym, aby w tym roku nie podwyższać stóp mówi tylko Charles Evans z Chicago.

Dzisiaj w kalendarzu informacji z USA mamy „za chwilę", bo o godz. 11:30 wystąpienie wiceprezesa FED, Stanley'a Fischer'a o godz. 11:30 na konferencji Bundesbanku we Frankfurcie. Później bo o godz. 13:30 mamy ostateczne dane nt. PKB w IV kwartale (powinny potwierdzić wzrost na poziomie 2,4 proc.), a o godz. 15:00 marcowy odczyt indeksu nastrojów konsumenckich Uniwersytetu Michigan (czy będzie słabszy od 91 pkt?). Dzień zamknie wystąpienie Janet Yellen, która o godz. 20:45 zabierze głos nt. polityki monetarnej na konferencji organizowanej przez oddział FED w San Francisco. Szefowa FED raczej pozostanie ostrożna w wypowiedziach i nie powie nic ponad to, czego rynek by nie wiedział. Niemniej sam fakt podkreślenia, że termin podwyżki będzie zależny od oceny bieżących danych makroekonomicznych, zwiększy znaczenie publikacji w przyszłym tygodniu. A będzie ich wiele. To dane nt. „wydatkowej inflacji" PCE w poniedziałek, odczyty Chicago PMI i Conference Board we wtorek, szacunki ADP i dane ISM dla przemysłu w środę, bilans handlu zagranicznego w czwartek i wreszcie wyliczenia Departamentu Pracy USA w piątek. Dane ISM dla usług zostaną wyjątkowo opublikowane dopiero w wielkanocny poniedziałek, 6 kwietnia.

Słabość wspólnej waluty może być z kolei wynikiem obaw związanych z publikacją poszerzonych propozycji reform przez Greków, co według deklaracji przedstawicieli tamtejszego rządu ma mieć miejsce najpóźniej do poniedziałku – świetnym terminem jest weekend, gdyż daje czas na ocenę i wyrażenie opinii bez rynkowej presji. Rynek może się jednak obawiać, że niezależnie od „dyplomatycznego optymizmu" europejskich pożyczkodawców, ocena greckich propozycji może być chłodna. Szeroko pisaliśmy o tym wczoraj. To mogłoby zwiększyć nerwowość związaną z obawami Greków o utratę płynności w drugiej dekadzie kwietnia.

Na dziennym wykresie EUR/USD widać, że doszło do złamania wzrostowej linii trendu, która przebiegała na 1,0865 (dzisiaj to już rejon 1,09). Naruszone zostało też wsparcie na 1,0822 i przetestowana psychologiczna bariera na 1,08. Układ zaczyna wyglądać spadkowo, chociaż dzisiaj niewykluczony jest ruch powrotny – ważny będzie rejon 1,0865-80. W kolejnych dniach liczmy się jednak z testowaniem rejonu 1,07. Jego złamanie będzie sugerować re-test okolic 1,0461-1,0510. Zejście niżej wydaje się być jednak mało prawdopodobne. Obserwowane odbicie dolara będzie tylko korektą w trendzie spadkowym, który zaczął być zarysowywany 18 marca.

Opracował: Marek Rogalski – Główny analityk walutowy DM BOŚ