Działania te zostały zainicjowane na skutek rosnących problemów płynnościowych w sektorze bankowym USA. Przypomnijmy, że we wrześniu Fed przeprowadził pierwszą interwencję na rynku międzybankowym od ponad dziesięciu lat. J. Powell tłumaczył wówczas, że zator płynnościowy jest jednorazowy i związany ze wzmożoną skalą płatności podatkowych. Wygląda jednak na to, że szef Fedu minął się nieco z prawdą, a bilans Fedu ponownie zaczął regularnie puchnąć w tempie 100 mld USD na miesiąc.

Prezes J. Powell oczywiście zastrzega, że prowadzone operacje nie mają charakteru „QE" ze względu na to, że okres zapadalności nabywanych aktywów jest nie dłuższy niż 12 miesięcy. Ponadto wśród nich nie znajdują się takie instrumenty jak chociażby popularne MBS-y (ang. mortagage backed securities), których skup przy okazji poprzednich rund QE uratował amerykański rynek nieruchomości.

Wiele wskazuje jednak na to, że Rezerwa Federalna nie zakończy swoich zakupów tak prędko. Estymacje analityków Deutsche Banku wskazują, że Fed w bieżącym roku zakupi łącznie 420 mld USD amerykańskiego długu skarbowego, co stanowić będzie ok. 40 proc. emisji netto. Może wydawać się to zaskakujące, szczególnie po bardzo udanym 2019 r. na światowym rynku długu, jednak w ostatnich trzech latach odsetek inwestorów zagranicznych lokujących kapitał w amerykańskich skarbówkach stopniowo malał na rzecz inwestorów lokalnych.

W warunkach, w których zagraniczni inwestorzy będą podtrzymywać wspomnianą tendencję, skala prowadzonych przez Fed działań wydaje się zatem zbawienna. Jest to innymi słowy poduszka bezpieczeństwa dla amerykańskich skarbówek, które powinny zachowywać się w tym roku relatywnie stabilnie, nawet w scenariuszu ożywienia tempa wzrostu w USA.

A co gdyby ożywienie nie sprostało wygórowanym oczekiwaniom rynkowym? Po pierwsze, należy pamiętać, że dotychczas nałożone cła na import towarów chińskich (25 proc. oraz 7,5 proc. dla towarów o wartości 250 mld USD oraz 120 mld USD) nadal obowiązują. Mamy uzasadnione wątpliwości, czy prezydent Trump rozważa w ogóle opcję ich zniesienia przed wyborami prezydenckimi. Po drugie, rynek pracy jest coraz bardziej napięty – wprawdzie skumulowane dane pokazują regularny przyrost miejsc zatrudnienia, jednak na poziomie przetwórstwa są już zauważalne redukcje. Odpowiadając zatem nieco humorystycznie na pytanie postawione na początku akapitu – „nie QE" stanie się w końcu formalnie „QE4". ¶